czwartek, 24 marca 2016

"Koniec Niczego" Dzień 2

Strach

            Obudziłem się, mając nadzieje że to tylko koszmar. Że nie ma apokalipsy. Że to tylko sen po piwie w karczmie. Wyjrzałem przez okno. Nie wierzyłem temu co widzę, kilkadziesiąt osób klęczało przed karczmą, jakby to był ich ratunek. Do moich uszu dobiegły modły odprawiane po łacinie. Nie rozumiałem tego języka. Był przeznaczony dla mądrych i oddanych bogu ludzi, nie dla syna strażnika i chłopki. Stwierdziłem że lepiej puki co nie wychodzić z chaty, poczekam aż trochę się uspokoi. Znów skuliłem się pod drzwiami, z nerwów obgryzając swoje paznokcie.

            Po jakimś czasie, może długim, może krótkim, nie potrafiłem ocenić, z karczmy wyszedł opat wraz ze swoim zakonem. Dowiedziałem się o tym, gdy modły zrobiły się głośniejsze, a ja sam wyjrzałem przez okno. Szli pomiędzy wszystkimi modląc się, i paląc różnymi kadzidłami. Nie mieliśmy kościoła w naszej miejscowości więc tutaj odprawiali nabożeństwo. Westchnąłem widząc że dużo ludzi idzie za nimi. Pewnie do kolejnej miejscowości. Otworzyłem drzwi i wyszedłem na ulice. W naszej wiosce pośrodku niczego ostało się około dziewięćdziesięciu mieszkańców, z ponad stu osiemdziesięciu. Nie wiele nas było, raptem połowa. Ci ludzie chętnie opuścili bliskich, przyjaciół i swój dobytek by wraz z mnichami błagać boga o zbawienie. Mimo że nie miałem tutaj niczego, nie odważył bym się iść razem z nimi. Przeżegnałem się na wszelki wypadek. Może mi to w czymś pomoże? Przygryzłem sobie wargę, próbując opanować drganie szczęki.

            Ludzie którzy zostali, wyglądali na przygnębionych. Siedzieli na ulicy, pod domami z wyrazem strachu w oczach. Wiadomość chyba rozniosła się po wszystkich domach. Dostrzegłem grupę dzieci wałęsających się od domu, do domu. Tylko oni chyba nie wiedzieli o tym co się dzieje. Przygnębione miny ich rodzicieli musiały być wyjątkowo dołujące, ale nadal się uśmiechały. Najbardziej niewinni w naszej miejscowości pośrodku niczego.

            Mimo że nic jeszcze nie zrobiłem, czułem się zmęczony. Może to przez ten nadchodzący koniec? Nie wiem i nie chce o tym wiedzieć, co więcej o tym myśleć.  Wszedłem do karczmy, gdzie jeszcze kilka osób leżało krzyżem na podłodze. Siadłem naprzeciwko karczmarza i kładąc od razu kilka monet poprosiłem o piwo.

            Nie wiem ile piłem, nie wiem dlaczego. Zapić strach? Może smutek? Nie pamiętam. Pamiętam tylko że pijany wróciłem do chaty i zasnąłem w niej. Zostało nam trzy dni życia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz