Strach
Obudziłem się, mając nadzieje że to
tylko koszmar. Że nie ma apokalipsy. Że to tylko sen po piwie w karczmie.
Wyjrzałem przez okno. Nie wierzyłem temu co widzę, kilkadziesiąt osób klęczało
przed karczmą, jakby to był ich ratunek. Do moich uszu dobiegły modły
odprawiane po łacinie. Nie rozumiałem tego języka. Był przeznaczony dla mądrych
i oddanych bogu ludzi, nie dla syna strażnika i chłopki. Stwierdziłem że lepiej
puki co nie wychodzić z chaty, poczekam aż trochę się uspokoi. Znów skuliłem
się pod drzwiami, z nerwów obgryzając swoje paznokcie.
Po jakimś czasie, może długim, może
krótkim, nie potrafiłem ocenić, z karczmy wyszedł opat wraz ze swoim zakonem. Dowiedziałem
się o tym, gdy modły zrobiły się głośniejsze, a ja sam wyjrzałem przez okno. Szli
pomiędzy wszystkimi modląc się, i paląc różnymi kadzidłami. Nie mieliśmy
kościoła w naszej miejscowości więc tutaj odprawiali nabożeństwo. Westchnąłem
widząc że dużo ludzi idzie za nimi. Pewnie do kolejnej miejscowości. Otworzyłem
drzwi i wyszedłem na ulice. W naszej wiosce pośrodku niczego ostało się około
dziewięćdziesięciu mieszkańców, z ponad stu osiemdziesięciu. Nie wiele nas
było, raptem połowa. Ci ludzie chętnie opuścili bliskich, przyjaciół i swój
dobytek by wraz z mnichami błagać boga o zbawienie. Mimo że nie miałem tutaj
niczego, nie odważył bym się iść razem z nimi. Przeżegnałem się na wszelki
wypadek. Może mi to w czymś pomoże? Przygryzłem sobie wargę, próbując opanować
drganie szczęki.
Ludzie którzy zostali, wyglądali na
przygnębionych. Siedzieli na ulicy, pod domami z wyrazem strachu w oczach. Wiadomość
chyba rozniosła się po wszystkich domach. Dostrzegłem grupę dzieci wałęsających
się od domu, do domu. Tylko oni chyba nie wiedzieli o tym co się dzieje.
Przygnębione miny ich rodzicieli musiały być wyjątkowo dołujące, ale nadal się
uśmiechały. Najbardziej niewinni w naszej miejscowości pośrodku niczego.
Mimo że nic jeszcze nie zrobiłem,
czułem się zmęczony. Może to przez ten nadchodzący koniec? Nie wiem i nie chce
o tym wiedzieć, co więcej o tym myśleć.
Wszedłem do karczmy, gdzie jeszcze kilka osób leżało krzyżem na
podłodze. Siadłem naprzeciwko karczmarza i kładąc od razu kilka monet
poprosiłem o piwo.
Nie wiem ile piłem, nie wiem
dlaczego. Zapić strach? Może smutek? Nie pamiętam. Pamiętam tylko że pijany
wróciłem do chaty i zasnąłem w niej. Zostało nam trzy dni życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz