piątek, 24 kwietnia 2015

Muzyka przy której piszę :D


Efekty pracy już za niedługo :D
Pierwszy rozdział Księcia Kirgara, zatytułowana "Podróż Księcia" już tuż tuż xD

lekki pisarz All~

wtorek, 14 kwietnia 2015

"Książe Kirgar" Prolog



Prolog

            W stolicy pięknego królestwa Karoi, a dokładniej w jego pałacu panował niepokój. Wyznawcy nowej religii byli wojownikami o swoje racje. Nie było by problemu gdyby robili to zgodnie z zasadami króla, ale oni, zabijali heretyków. Dwie armia maszerowała od południa, na żelazną wyspę. Jedna armia Imperium Koi, głównych wyznawców boga Hairupa. Druga, to byli mieszczanie, chłopi i inne pospólstwo, które w imię boga poszło do walki. To przez nich był największy problem, wybuchały bunty, rewolucje i walki w wioskach i miastach. Podstarzały król już dawno wiedział, że jedyne co może zrobić to wysyłać ludzi do walki. To był próżny trud, wiedział, że w końcu i w pałacu pojawi się wróg. 

            Do komnaty królewskiej wszedł ośmioletni książę. Mały chłopiec o rozczochranych włosach, koloru pustynnego piasku. Jego oczy zaś, były czystą morską laguną, nad którą król kiedyś siedział z dawnymi lordami. Ubrany był w białą tunikę, ze złotymi oszyciami. Ubiór był związany pasem, do którego był przyczepiony drewniany miecz. Każde dziecko na dworze go nosiło. Miał też w tych samych barwach spodnie i brązowe, skurzane buty do kolan. Król uśmiechnął się do niego, przyklękając i tuląc go do swojej piersi.
            - Ojcze… - wyszeptał chłopiec. – Co się dzieje?
            - Nic Kirgarze. Po prostu chcę, abyś pojechał gdzieś ze stryjem.
            - Stryjem? Chciałbym zostać na pałacu… lubię te dzieci tutaj… - burkną niezadowolony. – Ojcze, tutaj jest fajnie.
            - Wiem synu, ale ty jako jedyny książę masz obowiązki. Musisz ich się nauczyć. – uśmiechnął się do niego, ale nie wstawał. Wręcz usiadł na podłodze, mając syna przed oczami.
            - Nie możesz ty mnie nauczyć? – zapytał z iskierkami w oczach. Takimi jak mogą mieć tylko dzieci.
            - Niestety, ja będę zajęty… ale dlatego stryj zaoferował mi pomoc. – król posłał mu ostatni uśmiech i znów przytulił syna, do swojej czerwonej szaty. W końcu go puścił, podniósł się z ziemi i bez słowa znikną z komnaty. Zdezorientowany książę podniósł się z ziemi, i rozejrzał po kamiennej sali. Aż w końcu ktoś nie wyszedł za kotary, znajdującej się za jego plecami. Gwardzista, ubrany w pomarańczową szatę z nałożonym na nią brygantyną. Jego twarz była ogolona i dość łagodna. Włosy za to były schowane pod owalnym hełmem. Uklęknął przed księciem.
            - Książe, proszę za mną. Zaprowadzę cię do stryja.
            - Dobrze… - odburkną za nim, i idąc za nim wyszedł z pomieszczenia. Chłopiec nie wiedział co się działo, ale miał złe przeczucie. Takie samo jak wtedy kiedy umarła jego matka. Wiedział tylko ze coś było nie w porządku.

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Sezon na rodziny królewskie?

Wiem że wiele jest tutaj dla takich serii jak "Gapisz mi się na majtki" i nowe opowiadanie skierowanie głównie do pań "Orzechowy Uśmiech" co są opowiadaniami obyczajowymi. Ale ja za bardzo ukochałem sobie Fantasy, i przez to odnawiam projekt sprzed dwóch lat. "Książę Kirgar" wraca do łask. Do tego "Wojny Rodzin" i całkiem nowe opowiadanie "Książęta Yorweńscy". Trzy serie fantasy, trzy światy, jeden blog :3

Lekki Pisarz All~

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

"Książęta Yorweńscy" Rozdział I

Rozdział I
Prawda i plotki.
            W sali tronowej, na królewskim siedzeniu wręcz leżał najstarszy z synów Alberta IV. Młody, dwudziestoczteroletni blondyn. Tymczasem młodszy, około osiemnastoletni brunet stał gdzieś w ciemnym kącie, opierając się o ścianę zamku. Wilhelm regularni stukał palcami o jedno z oparć krzesła. Czekając aż cokolwiek się stanie. Przez ostatni czas nie zwracał uwagi na swojego brata.
            - Rozumiesz braciszku... - odezwał się po chwili. - To wszystko będzie moje... - westchnął znów zagapiając się w sufit.
            - Dopóki któryś z Twoich "Zaufanych" doradców nie wbije ci noża w plecy, Braciszku. - Odpowiedział ironicznie Edward, jak to miał zresztą w zwyczaju.
            - Przecież pojechali z ojcem! - zsunął się z tronu. - Ale popatrz, to wszystko. Hale, pokoje, sypialnie... moje! - zaśmiał się, robiąc parę obrotów na przeciwko głównych siedzeń.
            - Moje, moje, moje... - Powtórzył sobie z szelmowskim uśmiechem pod nosem Ed.
            - Co tam szepczesz?
            - Niiic - Odparł melodyjnie młodszy.
            - Czemu nie pojechałeś z ojcem? - zapytał po chwili blondyn
            - Bo kazał mi siedzieć z tobą, gdyż "Jestem za młody". - Odpowiedział brunet, tym razem z pewną dozą niezadowolenia.
            - Mnie ojciec wziął na pierwszą wyprawę gdy miałem... ile? Szesnaście lat? Tak! O co tam się działo! Opowiadałem ci...? - Edward nic nie powiedział. Jedynie zmarszczył brwi i zrobił pochmurną minę, co było niezbyt zauważalne, bowiem jego postać spowijał cień. - Ach wrogowie, dzięki bitwy! Szkoda że to było tłumienie zamieszek, a nie atak wroga! - uśmiechnął się w zamyśleniu. - Ach... co wtedy robiłeś...? Bo nie pamiętam. - Tym razem Ed też nic nie powiedział, a jego mina z pochmurnej przeszła w sfrustrowaną. - Braciszku! - Wilhelm podszedł do Eda i chwycił go za ręce. Pociągnął go na środek sali i... zaczął prowadzić go do walca. - Uśmiechnij się. Rola króla, nie tobie pisana, ale ze mną czeka cię świetlana przyszłość!
            - Taaa... - Rzekł młodszy z braci, trochę zmieszany.
            - O! - krzyknął książę widząc pokojówkę, która właśnie weszła do sali. - Choć moja droga! -wciąż tanecznym krokiem, trzymając młodszego brata podszedł do służki. - Proszę zatańcz z moim bratem. - Wilhelm wręcz wepchał Eda na Izabele.
            - Przepraszam panie! - krzyknęła przestraszona.
Ed odruchowo odskoczył z objęć brata i bliskości do Izabeli, a następnie wystawił asekuracyjnie obie ręce do przodu, choć nie za mocno.
            - To ja p-przepraszam za mego brata... - Odrzekł nieco speszony Edward.
Osiemnastoletnia Izabela, spojrzała na młodszego księcia, spod orzechowych długich włosów. Uśmiechnęła się nieśmiało. Edward jeszcze bardziej speszony opuścił wzrok na podłogę.
            - No braciszku! - krzyknął Wilhelm klepiąc go po plecach. - Zatańcz z panną Izabelą. Lepszej i wierniejszej służącej nie mogłem sobie wymarzyć! Ah! - uśmiechnął się podchodząc do kotar. Puścił Edwardowi całusa i zniknął za czerwonymi zasłonami, oddzielającymi sale tronową z biblioteczką.
            - Wybacz mi najserdeczniej, p-panie... - Izabela zająknęła się, widząc minę Edwarda. - Mogłam p-przyjść kiedy indziej... Aj głupia ja...
            - Nic nie szkodzi, po prostu ja nie umiem się zachowywać wobec dam... - Mówił Edward, zakłopotany przez całą sytuację. - Wszystkie chwytały się Wilhelma, hahaha... - Próbował jakoś rozluźnić sytuację.
            - Jaka ze mnie dama, panie... ja ze wsi... - odpowiedziała cicho. Jakby się wstydziła.
            - Dla mnie stan się nie liczy, tylko sama osoba... I proszę, nie mów do mnie "Panie"... - Stwierdził już nieco normalniej młodszy z braci.
            - Tak jest pa... - zawahała się. - Tak jest...
            - Nie tak oficjalnie... - Powiedział już nieco żartobliwym tonem.
            - Więc jak...? - zapytała nieśmiało
            - Emmm... - Zamyślił się przez chwilę Ed, bowiem takiej odpowiedzi się nie spodziewał. - Normalnie. - Odparł.
            - E...Edwardzie...? - jej ton brzmiał jakby miała zaraz się popłakać. Kończąc wyraz, wręcz piknęła i wybiegła z sali tronowej.
Edward westchnął głęboko i rozejrzał się po pomieszczeniu w nadziei, że ten dzień okaże się lepszym, niż myśli.
            Drzwi wejściowe do hali tronowej otworzyły się na oścież, a do środka weszła młoda dziewczyna, w długiej, niebieskiej sukni. Miała śliczne kręcone blond loki i delikatną twarz. Tuż obok wszedł mężczyzna, brunet o bardzo bujnym wąsie.
            - Panna Eliza, z rodu Orzecha! - wykrzyczał, kłaniając się w pasie. Dziewczyna uśmiechnęła się, zamrugała oczami i podała dłoń księciu Edwardowi. Ed ujął dłoń i pocałował ją, jak nakazuje obyczaj, a następnie wyprostował się.
            - Witam Serdecznie, Panno Elizo... - Rzekł wymuszonym, oficjalnym tonem.
            - Słyszałam, że włodzimierz tego pięknego zamku, jest poza krajem. A gdzie jest dziedzic korony, książę Wilhelm? - zapytała, "uroczym" tonem.
            - Mój Kochany Braciszek spaceruje po zamku... - powiedział tonem takim, jakby chciał rzec "Mój brat opierdziela się gdzieś".
            - Jakże szkoda, to może pan dotrzyma mi towarzystwa, podczas spaceru po dziedzińcu? - zapytała trzepiąc rzęsami.
Do Sali, bez zapowiedzi wszedł Zygfryd, nadworny rusznikarz. Dość intensywnie się rozglądał.
            - Gdzież panicz jest...? - Spytał pod nosem brodacz, rozglądając się po sali w poszukiwaniu Edwarda.
            - Aaaa! Tutaj! - Powiedział głośno, podchodząc do Eda. Temu mina, słysząc rusznikarza, nieco zrzędła.
            - Taaak...? - Spytał, nawet się nie obracając.
            - A cóż to, za człowiek, panie? – zapytała, wpierw dokładnie oglądając rusznikarza.
            - Zygfryd, nadworny rusznikarz... - Stwierdził nieco zrzędliwie brunet. - W tym momencie, brodacz widząc młodą pannę natychmiast pokłonił się w pas, klękając do tego.
            - Mój panie, nie będzie pan chyba rozmawiał o broni, w moim towarzystwie? - jej ton był lekko wywyższający
Ed westchnął nieco, a następnie rzekł:
            - Oczywiście, że nie. - Brzmiące bardziej jako "Niestety, nie...".
            - Przynajmniej umie się pan zachować - powiedziała to delikatnie się chichocząc, po czym spojrzała lekko agresywnie na rusznikarza
            - J-już idę... - powiedział, szybko odchodząc w kierunku, z którego przyszedł.
            - Więc będzie mi pan towarzyszyć? - powtórzyła pytanie, patrząc na Edwarda.
            - Tak, tak... - Odpowiedział po chwili Ed, który najwyraźniej się zamyślił na moment.
            - Więc...? - wyciągnęła dłoń w kierunku młodszego księcia.
            - Chodźmy. - Powiedział z pewnego rodzaju uśmiechem Ed i położył na dłoni Elizy własną. Blondynka lekko się uśmiechnęła, i razem z księciem opuściła komnaty królewskie.
         Kaplica zamkowa była całkiem okazała i przypominała mały kościół. Gotyckie sklepienie, Święte Ikony, bogato zdobiony ołtarz, nawet ławki były z marmuru. Krótko mówiąc, przepych kościelny to idealna definicja tej "Kapliczki". Przy jednej z ławek klęczała tutejsza zakonnica, Siostra Adrianna, która modliła się już drugą godzinę. A tuż przed bogatym ołtarzem klęczał rycerz. Miał na sobie piękną płytową zbroje. Skończył modlitwę, zostawiając sakwę wypełnioną monetami.
            - Bóg Zapłać... - Powiedziała cicho. Zakonnica miała około trzydzieści lat.
            - To tylko pieniądze... - odpowiedział. - Gdyby nie służba u Bożego pomazańca, nigdy bym ich nie miał. - Zakonnica nic nie odpowiedziała, najwyraźniej wróciła do modlitwy. - Ach... - westchnął ciężko. - Gdyby książę Wilhelm był jak nasz wspaniały król... - Zakonnica powoli wstała z kolan i obróciła się w kierunku rycerza.
            - A Książę Edward, Wielmożny Panie? - Spytała.
            - Książe Edward, siostro... Książe jest młody... niedoświadczony, Ale coś mu po głowie chodzi. - zaśmiał się.- Ale podobno, Wilhelm cudzołoży z innym mężczyzną.
Zakonnica aż zakryła usta i pokazała na twarzy wyraz zdziwienia, być może udawany.
            - Cóż to za haniebne plotki... - Powiedziała.
            - Mój giermek mi to powiedział, siostro, ponoć usłyszał to od służby. - westchnął. - Nie wiem ile w tym prawdy...
            - Skąd się takie plotki biorą...? - Spytała nieco zatroskana.
            - Sam Bóg pewnie nie wie. Ale siostro, są ludzie którzy chcą zniesławić nawet najsławetniejszego męża!
            - Źli to ludzie, władzy pożądają jako największego dobra...
            - Jednak siostro. To tylko plotka... - uśmiechnął się. - A co siostra myśli o następcy tronu?
            - Książę Wilhelm jest inteligentny, ale czasem bywa... Zbyt porywczy. - Stwierdziła krótko Adrianna.
            - Oj siostro... gdyby był wybór... - znów ciężko westchnął. - Wybacz mi siostro. Jestem Fabio, rycerz z południa.
            - Ja jestem Adrianna, zajmowałam się częściowo wychowaniem Księcia Edwarda po śmierci matki... - Powiedziała Zakonnica, lekko się kłaniając przed rycerzem.
            - Miło mi, siostro.
            - Mi jeszcze bardziej. - Powiedziała lekko się uśmiechając.
            - Muszę cię siostro pożegnać. Muszę wyruszyć na targ, w poszukiwaniu noża mego ojca.
            - Rozumiem, miłego dnia życzę, Panie. - Pożegnała się zakonnica.
Bogaty rycerze, dość powolnym krokiem opuścił kaplice, gdzie siostra wróciła do modlitwy.
         Wilhelm przeglądał stare księgozbiory, w poszukiwaniu prostej noweli. Co chwie poprawiał królewską szatę. Według niego ubranie było niepotrzebne. Ale prawo, w tym prawo kościelne nie pozwalało na to. Gdzieś obok przeprawiał się już podstarzały maester, który spoglądał na książki uśmiechnięty. Blondyn był tak zatopiony w myślach, że nawet go nie widział, tym bardziej słyszał. Maester kaszlnął głośno, nie wiadomo czy z powodu wieku, czy też po to, by zwrócić uwagę Księcia. Ale ten Spojrzał na niego. Uśmiechnął się tak Jak miewał w zwyczaju.
            - Witaj staruszku. – przywitał się, z lekką nutą wredoty.
            - Witaj Książę... - Odchrypnął Maester.
            - Masz do mnie jakąś sprawę? – zapytał blondyn.
            - Po prostu oglądam książki, mamy ich tutaj tak dużo i takie piękne są... - Rzekł Maester, nazywający się Jerzy, spoglądając na ogromne ilości ksiąg.
            - Prawda...
            - A czegóż szukasz...? - Zapytał chrypliwym głosem Jerzy
            - Nowel... - odburknął. -Staruszku... czemu ojciec nie wziął ze sobą Eda? - Na to pytanie, Maester zmarszczył brwi i spochmurniał. - Staruszku, twój władca cię pyta...
            - Nie możesz tego nikomu powiedzieć... Sam dostałem rozkaz od Króla, by nikomu nie mówił... - Rzekł z wielką powagą.
            - Mów więc...
            - Pamiętasz jak Książę przygarnął króliczka w wieku 9 lat?
            - Pyszny byłby z niego pasztet...
            - Nikt ci nie powiedział dlaczego "Zniknął"?
            - Nie interesowało mnie to...
            - Znaleziono tego królika w pokoju Edwarda... Wybebeszonego z wszystkich organów, skóry i Bóg wie jeszcze czego... - Rzekł ponuro... - Bowiem Książę ma dziwne i niebezpieczne zamiłowanie do zabijania i okrucieństwa, dlatego.
            - Hmm... co w tym dziwnego. Zabił królika w wieku dziewięciu lat
            - Potem były większe stworzenia, aż trafił się człowiek... Z biedaka została skóra i kości... Od tego czasu, sam Książę Edward musi się kontrolować i przebywać pod określonymi warunkami...
            - Więc staruszku, na wojnie się przyda... nie wiesz o co mu chodzi... ciągle lata za nim rusznikarz...
            - Dalej nie rozumiesz...? - Zapytał z powagą. - Chcesz mieć brata-maszynę do zabijania? Który morduje z uśmiechem na ustach i nie wie, co to litość? Który śmieje się w niebogłosy, na tle płonącej wsi i krzyków dogorywających kobiet oraz dzieci? - Zapytał wyraźnie osowiały.
            - Sugerujesz mi że mam go zabić?
            - Sugeruję, że lepiej go na wojnę nie wysyłać... - Powiedział.
            - Co uważasz staruszku... co trzeba zrobić? - zapytała że smutkiem w głosie. - Poślij kogoś po nią. Zaprowadź ją do jadali Ale najpierw wezwij do mnie rusznikarza... i dwóch strażników…
            - Naturalnie, Mój Panie... - Pożegnał się, odchodząc.
Wilhelm zabrał z półki drobną księgę i usiadł na krześle.


-----------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem że jest tu dużo... błędów. No ale to tekst żywcem przekopiowany z gg, gdzie to opowiadanie jest prowadzone jako RolePlay :3

Lekki pisarz All~