niedziela, 24 sierpnia 2014

"Gapisz mi się na majtki?" Rozdział III

Rozdział III Hetman na lodach.

                Sobota, godzina jedenasta. Do prawie pustego domu Kwiatkowskich, ktoś usilnie wydzwania domofonem. Kamil, jako jedyna osoba która aktualnie tam przebywała w budynku, otworzył drzwi. Nie mógł uwierzyć kogo zobaczył. Przy furtce stał jego chłopak. Czarnowłosy osiemnastolatek powitał Kamila serdecznym uśmiechem.
            - Kamil. Cześć, wpuścisz mnie?
            - Jasne Adaś. Miałeś wyjechać do babci.
Obydwaj weszli do domu, czarnowłosy zdjął obuwie i usiadł na kanapie w salonie, a tuż obok niego Kamil. Adam objął go ręką.
            - No miałem, ale nie pojechałem. O, zobacz co mam. – zza placów wyjął karton z czekoladkami, napis wskazywał że są one z nadzieniem wiśniowym.
            - To dla mnie? – zapytał lekko się rumieniąc.
            - Nie, dla tego idioty za tobą.
            - Dzięki Adaś, pamiętałeś że to moje ulubione! – Kamil rzucił się na Adama i wtulił się z całej siły w niego. Czarnowłosy odwzajemnił uścisk i pogłaskał chłopaka po włosach.
            - Coś cię gryzie? – zapytał po chwili głaskania, co dla blondyna było bardzo przyjemne.
            - Moja siostra spotyka się z takim fagasem z mojej klasy, no i…
            - Nie podoba ci się to?
            - Oczywiście! Wczoraj go dopiero poznała i… i…
            - I ty też? – dokończył za niego.
            - Tak, i ja też…
            - Nie martw się. – Czarnowłosy chwycił podbródek Kamila i podniósł go do góry. – Moi kumple się nim zajmą, a ja musze się zająć… tobą. – po tych słowach złączył swoje wargi z ustami swojego chłopaka.
            Kilka godzin później Wolfram bez słowa do siostry wyszedł na spotkanie z Olą. Wybrali się razem na aleje pokoju. Aleksandra miała na sobie białą, jednoczęściową sukienkę, nie miała makijażu, tym bardziej nie było widać biustonosza, a na nogach miała równie białe baleriny, w kilku słowach „biała dama”. Przywitała się pocałunkiem w policzek i razem przeszli przez park aż dotarli do piekarni. Mimo iż powinni tam sprzedawać chleb, można było tam dostać lody, więc kupili sobie po gałce. Blondyn zakupił czekoladową gałkę, a jego partnerka waniliową. Usiedli przed budynkiem i rozkoszowali się rozmową i zimnym deserem.
            - Więc lubisz czekoladę? – zapytała z uśmiechem.
            - Wiesz lubię słodkie, jedzenie i dziewczyny.
Dziewczyna słysząc te słowa zarumieniła się zakłopotana.
            - A mnie lubisz?
            - Powiedziałem przed chwilą. – po tych słowach dziewczyna kompletnie stałą się czerwona, a Wolf uśmiechnął się znacząco.
            Gdy nagle do stolika podeszło czterech typów spod czarnej gwiazdy. Ola i Wolfram od razu wstali i wspólnie krzyknęli.
            - To on! – po czym spojrzeli na siebie. – Znasz go? – znowu powiedzieli razem.
            - Hetman. – powiedział blondyn.
            - Kochaś mojego brata… - dodała Aleksandra.
            - Kamil jest gejem?
            - Tak…
            - Cisza! – Adam krzyknął, uderzając pięścią w stół. – Masz się z nią nie spotykać!
            - Bo co?!
Po jego wulgarnym pytaniu trzech łysych mężczyzn wyciągnęło pałki teleskopowe wymierzając je w stronę blondyna.
            - Bo wpierdol!
Wolfram uśmiechnął się i szybkim ruchem uderzył jednego z ludzi Hetmana w twarz, tym samym powalając go na ziemie.
            - Uciekaj! – krzyknął do białej damy, która zaczęła krzyczeć ze strachu. Wysłuchała tego co jej kazał blondyn i zaczęła uciekać. Mniej szczęścia miał Wolfram, ponieważ tuż po tym jak dziewczyna zniknęła za rogiem budynków, on został atakowany. Jeden cios w rękę spowodował syknięcie z bólu, drugi w żebra. Blondyn splunął krwią na twarz jednego z oprawców. Zaczęły się kolejne ciosy, brzuch, ręka, głowa. Po tym ostatnim szarooki padł na ziemie omdlały, lecz jego kaci nie przestawali go bić.
            Ola miała niewiarygodne szczęście, uciekając wpadła na patrol policji. Złapała jednego z policjantów za rękę i krzycząc o tym że jej chłopaka biją ciągnęła go w stronę piekarni. Po chwili dotarli do celu, a stróże prawa zakuli hetmana i jego ludzi. Aleksandra z płaczem podniosła zakrwawionego blondyna.
            - Wolf, proszę, otwórz oczy i powiedz że nic ci nie jest.
            - Proszę się odsunąć. – powiedział jeden z funkcjonariuszy.
            - Nie! Wolf! Obudź się! Reanimacja szybko!
            - On nie umarł! – policjant z trudnością odciągnął dziewczynę od zemdlałego blondyna.
            Gdzie ja… jestem? Łóżko? Białe ściany… to nie mój pokój… ała, ciężko mi oddychać… nie mogę się ruszać… ból… bandaże? Tak, pobili mnie! Co z Olą!? Uciekła. Ból… - takie myśli przelatywały Wolframowi przez głowę. Udało mu się delikatnie podnieść, tak by zobaczyć kalendarz naprzeciw łóżka.
            - Piąty września! – krzyknął tak głośno, że do środka wbiegła zaalarmowana pielęgniarka.
            - Co się stało?
            - Gdzie ja jestem?
            - W szpitalu…
            - Ale jak to… co z Olą?
            - Tą blondynką co z tobą przyjechała?
            - Tak… chyba tak…
            - Siedziała tu dwa dni bez przerwy. Dopiero w poniedziałek udało nam się ją odesłać do domu. Cały czas siedziała obok ciebie po operacji…
            - Operacji? – przerwał jej.
            - Ma pan złamane dwa żebra i prawą rękę. Miał pan wstrząs mózgu i lekki krwotok wewnętrzny. Był pan w śpiączce.
            - Czy może pani dla mnie coś zrobić?
            - Oczywiście.
            - Zadzwoniła by pani do mojej siostry?
            - Pana siostra była już nie raz informowana o pana stanie. Ale nie przyszła…
            - Aha… dziękuje

            Wolfram teraz najchętniej zwinąłby się w kłębek i zacząłby płakać, nie mógłby, był w szpitalu, miejscu publicznym, a co jeśli by ktoś go zobaczył w takim stanie . Musiał się wziąć w garść, choć i tak najbardziej marzył o tym by przytulić do siostry. Nawet nie wiedząc o tym, jedna samotna łza spłynęła mu po policzku.
            - Wolf, ty płaczesz? – zadał pytanie głos dziewczyny stojącej w drzwiach. Blondyn doskonale pamiętał ten delikatny głosik. Należał on do zielonookiej blondynki o rysach twarzy takich, że nie jeden mężczyzna oszalałby z miłości do niej, oraz piersi wielkości średniego jabłka. To była Alicja, ukochana kuzynka Wolframa, z tego samego rocznika.
            - Alicja, co ty tu robisz?
            - Słyszałam o twojej bójce.
            - No wiesz…
            - Jakim idiotą trzeba być, by samemu rzucić się na czterech gości!?
            - Alicja no…
Na siedzącego chłopaka, całego w bandażach, rzuciła się zielonooka dziewczyna i mocno przytuliła kuzyna, który jęknął z bólu.
            - Przepraszam… - wyszeptała mu do ucha.
            - Ja też…
Alicja szybko odskoczyła od łóżka i jakby celowo podeszła do okna i wypięła się tak, by ukazać to, co było pod krótką spódnicą. A mianowicie mocno czerwone majtki, co lekko zakrywały pośladki. Blondynka odwróciła się i uśmiechnęła się znacząco.
            - Gapisz mi się na majtki?

sobota, 23 sierpnia 2014

"Tragedia Dnia Jutrzejszego" Dzień dwudziesty czwarty

Dzień dwudziesty czwarty


         Pogrzeb Juli odbył się cztery dni wcześniej. Według Jana życie wróciło do normy. Była późna godzina, około godziny 23. Brunet wszedł do domu, zobaczył Szymona siedzącego w ciemności przy ścianie.
         - Nie powinieneś już spać? – zapytał lecz nie otrzymał odpowiedzi, więc podszedł bliżej.
         - Ej! – krzyknął
Brunet włączył światło i zobaczył Szymona pijącego wódkę.
         - Co ty robisz! – wrzasnął – Masz dopiero szesnaście lat i już pijesz!? -
         - Odwal się! – Jan podnosi Blondyna
         - Pijesz tylko dlatego że ona umarła!? Jesteś żałosny. -
         - Zostaw mnie! -
         - Co tylko tyle masz mi do powiedzenia? -
         - Zrozum, zginęła moja bliźniaczka, przed oczami mam jak umiera. Widzę jej ciało, martwe ciało. Teraz widzę swoją śmierć, odkąd ona umarła codziennie ją przeżywam! Codziennie widzę jak moje mięśnie gniją i wsiąkają w ziemię, widzę to! Widzę zostawiony szkielet który i tak spróchnieję. Widzę jak moim i jej martwym ciałem żywi się robactwo. – Jan puszcza blondyna, ten podchodzi do kredensu i wyjmuje nóż.
         - Myślisz że boję się umrzeć? Śmieszne, przeżywam swoją śmierć zawszę jak zamykam oczy. – Szymon wbija nóż w swój brzuch
         - Co ty robisz! – krzyknął brunet po czym rzucił się na blondyna by wyjąć mu nóż. Ten go odepchnął przesuwając nóż w górę.
         - I to jest twoje rozwiązanie!? – zapytał Jan
         - Nareszcie znowu ją spotkam, rodziców też… znowu… będziemy… - Szymon upadł na ziemie, Jan podbiegł do niego i obrócił go na plecy. Blondyn leżał we własnej krwi, bez oddechu. Brunet spojrzał na jego ranę, wystawały przecięte jelita, tego nie dało by się uratować. Jan zadzwonił na pogotowie, lecz tylko po to żeby zabrali jego ciało. Brunet uświadomił sobie że musi żyć, by nikt nie zapomniał jego rodziny…

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

To koniec tego "dziwnego" projektu. Zapraszam do komentowania.

czwartek, 21 sierpnia 2014

"Tragedia Dnia Jutrzejszego" Dzień Czwarty

Dzień Czwarty

                   Julia ospale wstała z łózka, mimo że nad Krakowem było słońce, ona była zbyt zmęczona by się uśmiechać. Powoli zeszła do kuchni. Przywitała się z Szymonem, który od razu zauważył zmęczenie dziewczyny. Podbiegł do niej chwycił ją za rękę i poprowadził do stołu.
         - Co dzisiaj robimy? – zapytał
         - Chodźmy do ZOO –
         - Tam? Ale dasz radę? -
         - Nie martw się. – powiedziała, z lekkim uśmiechem na twarzy
Szymona zawołał Jana, i całą trójką zjedli śniadanie. Blondyn cały czas pomagał Juli we wszystkim.

         Bracia pomogli dziewczynie się ubrać i wraz z nią wyszli z domu. Po chwili spaceru Julia odzyskała siły. I mogła sama chodzić. Blondynka czuła się bardzo słabo, ale nie chciała tego mówić. Rodzeństwo dotarło do ZOO, Julia biegała od zwierzaka do zwierzaka. Radośnie cieszyła się z wszystkiego co widziała, a to lamy, konie, kuce i lwy a  z drugiej strony węże, króliki, wilki i łosie. Dziewczyna pobiegła do fok.
         - Ja pójdę na chwilę do sklepu – powiedział Jan
         - Julia, poczekaj tutaj ja musze do toalety – dodał Szymon
         - Dobrze – wykrzyczała niczym podniecony szczeniak
Jan zniknął za zakrętem, a blondyn poszedł do toalety, która znajdowała się obok wybiegu fok. Załatwił się i gdy miał myć ręce
         - Dzwońcie na pogotowie! Dziewczyna zemdlała – usłyszał
Chłopak jak grom wypadł z toalety, zobaczył Julie leżącą na ziemi. Podbiegł do niej i zaczoł płakać. Sprawdził puls dziewczynie
         - Żyje – powiedział z ulgą. Do nich podbiegł Jan. Blondynka otworzyła ospale oczy. Skinęła palcem żeby przybliżyli twarze, oni tak zrobili. Julia pocałowała każdego w policzek
         - Przepraszam – wyszeptała – tylko na tyle mi pozwolił – dodała, po czym zamknęła oczy.
         - Julia! Nie odpływaj! – krzyczał Jan, popatrzył na Szymona, który zalewa się łzami. Bruneta zaczął odciągać sanitariusz. Lekarz sprawdził jej puls, i przystąpił do reanimacji. Blondyn siedział w bez ruchu, ciągle płakał. Sanitariusze zabrali dziewczynę do karetki. Jan został z bratem, podszedł do niego i strzelił go z liścia.
         - Ogarnij się! Jedziemy do szpitala! – krzyknął podnosząc blondyna, wybiegł z nim przed bramę ZOO i stojącą tam taksówką pojechali.
         W szpitalu weszli na recepcje. Tam zauważyli lekarza który ją reanimował. Podbiegli do niego.
         - Gdzie ona jest, co z nią? – zapytali. Lekarz miał smutny wyraz twarzy.
         - Chłopcy, ona nie przeżyła – powiedział – Przepraszam, jak chcecie jest w Sali nr 13. – dodał po czym usiadł i złapał się za głowę. Jan tym razem znieruchomiał a Szymon pobiegł do Sali Juli. Wbiegł do środka, zobaczył leżącą dziewczynę. Podszedł do niej i złapał ją za rękę. Była zimna, uklęknął przy łóżku i zalewał je łzami. Do Sali wszedł Jan i oparł się o ścianę.
         - No trudno, i tak by umarła. –
Szymon wstał, podszedł do bruneta i uderzył go w twarz, po czym złapał go za bluzę.
         - Jak ty mówisz, twoja siostra nie żyje! Jak możesz tak mówić! –
Blondyn wyszedł z Sali, a Jan podszedł do ciała siostry, odgarnął jej włosy z twarzy
         - Nawet martwa wciąż jest piękna. – po czym usiadł pod ścianą i sziedział tam przez kolejne godzin.



wtorek, 19 sierpnia 2014

"Tragedia dnia jutrzejszego" Dzień trzeci.

Dzień Trzeci

         Tym razem deszcz obudził Julie. Kraków był zalany łzami chmur, dziewczyna stanęła w oknie.
         - Nuda - powiedziała, po czym zeszła powoli po schodach. Uśmiechnęła się od Szymona, który jak co dzień robił śniadanie, popatrzyła ni niego szyderczo. Kiedy ten obrócił się, ona zakradła się do niego i przytuliła od tyłu. Blondyn puścił nóż i stanął nieruchomo. Ona widząc to postanowiła iść dalej z zabawą i ugryzła go w ucho. Brat zapiszczał. Dziewczyna zarechotała i puściła brata. Ten szybko wybiegł z kuchni i wbiegł do łazienki. Do pomieszczenia wszedł brunet, rozejrzał się.
         - Gdzie Szymon? – zapytał
         - Podrażniłam go trochę i uciekł. – odpowiedziała szyderczo
         - A co z śniadaniem? -
Dziewczyna zaczerwieniła się, a w pokoju od ścian odbiło się burczenie jej brzucha. Brunet się zaśmiał,
- Pójdź go przeprosić. - Ona wstała i poszła przed drzwi toalety. Zapukała.
         - Zostaw mnie! – krzyknął Szymon
         - Śniadanie! – wyjęczała
         - Nie mogę teraz. -
         - A dlaczego? – zdziwiła się dziewczyna
         - Mam problem… -
         - Z czym? – dziewczyna zrobiła się czerwona
         - Poczekajcie w kuchni, zaraz dołączę. -
         - Może ci pomóc? -
         - Nie wezmę prysznic i mi przejdzie. –
Za zamkniętych drzwi Julia usłyszała jak Szymon wchodzi pod prysznic. Dziewczyna wróciła do kuchni i zobaczyła jak Jan rozmawia przez telefon.
         - Tak jest… - brunet rozłączył się – Musze iść do pracy – dodał
         - Acha… to powodzenia – uśmiechnęła się do brata.
         - Wychodzę – powiedział i wyszedł.

         Szymon wyszedł z łazienki, zobaczył śpiącą przy drzwiach siostrę. Uśmiechnął się i ją podniósł. Postanowił zanieść ją na górę, położył ją na łóżko.
         - Lepiej zrobię teraz obiad. – pomyślał
Chłopak wrócił do kuchni i wziął się za gotowanie. Minęło kilka godzin, Julia obudziła się i smutno zeszła na dół. Gdy zobaczyła Szymona, pochyliła głowę.
         - Przepraszam – powiedziała z żalem
On podszedł do niej, podniósł i wyrównał jej głowę.
         - To ja powinienem cię przeprosić, nie zrobiłem śniadania. -
Dziewczyna zaniemówiła.
         - Ale, to nie o to chodzi. – wystękała
         - Wiem o co chodziło, ale to twój tydzień. – odpowiedział chłopak, zaczynający pić ciepłe mleko.
         - Czyli jak poproszę o wszystko to, to zrobisz? – zapytała. Szymon wydał odgłos który miał służyć jako potwierdzenie.
         - Chce żebyś się ze mną wykąpał. – odpowiedziała nieśmiało, chłopak zachłystnął się mlekiem, po czym wypluł je na Julie.
         - Co zrobić? – Krzyknął zdziwiony chłopak
         - Wykąpać, ale jak rodzeństwo, w strojach kąpielowych. – powtórzyła, nieśmiało. – Zwłaszcza że oplułeś mnie mlekiem, to pomożesz mi się umyć. – uśmiechnęła się dziewczyna. Szymon się zaczerwienił.
         - Przebiorę się w moim pokoju. -
         - A ja w łazience. – odpowiedziała
Chłopak poszedł do pokoju, a dziewczyna do łazienki. Szymon przebrał się w kąpielówki, przejrzał się w lustrzę, westchnął i podszedł pod drzwi łazienki. Zapukał.
         - Gotowa? – zapytał. Nie usłyszał odpowiedzi. Zastukał jeszcze raz.
         - Wchodzę. – po czym otworzył powoli drzwi, zobaczył swoją siostrę, ubraną w obcisły strój kąpielowy. Z jej twarzy i włosów spływało jeszcze mleko. Chłopak zrobił się czerwony.
         - To w czym mam pomóc? – zapytał zawstydzony, dziewczyna przestraszona obróciła się do tyłu.
         - Boże wystraszyłeś mnie! – krzyknęła, Szymon zaczął się śmiać.
         - Dobrze, pomóż mi umyć włosy. – blondyn podszedł , nałożył szampon na ręce, i zaczął delikatnie wmasowywać go we włosy siostry. Bliźniacy zaczęli rozmawiać, jak gdyby nigdy nic. Brat wziął gąbkę i zaczął nią myć jej plecy, zahaczając o sznurek z jej bikini, spowodował że stanik zsunął się z jej ciała. Julia nie zakryła się, a chłopak zaczerwieniony odwrócił się.
         - Dlaczego się nie zasłaniasz? – zapytał
         - Po co, ty też nie masz stanika. – zaśmiała się
         - Ale ja nie mam tego co ty. -
         - Ech.. nieważne chodźmy do wanny. – rodzeństwo weszło do wody, siedząc naprzeciw siebie. Julia dalej nie założyła stanika. W wannie pływała piana i mleko z włosów Juli. Zaczęli się bawić, jak gdyby byli dziećmi. Nagle dziewczyna zrobiła się smutna, co zdziwiło chłopaka.
         - Czy ja umrę? – zapytała poważnym tonem
         - Nie no co ty … -
         - Powiedz mi prawdę, albo… - dziewczyna złapała brata za kroczę. Chłopak zrobił się czerwony, lecz milczał. Julia zaczęła poruszać ręką.
         - Dobra powiem! – krzyknął
         - No to słucham. – odsunęła się od brata.
         - To… to twój ostatni tydzień. – powiedział z łzami w oczach. Ona zrobiła się smutna, po czym się uśmiechnęła.
         - Wykorzystajmy go najlepiej jak potrafimy. – powiedział smutno patrząc na płaczącego brata.
         - Tak, wykorzystajmy. – powtórzył weselej brat. Julia przytuliła Szymona.
         - Nie płacz, zawszę będę z wami. -

         Chłopak chwilę popłakał, ale przestał. Znów zaczęła się zwykła rozmowa. Wtedy do łazienki niczym grom wpadł Jan. Widząc Julię bez stanika, w wannie z Szymonem, i białe gródki pływające w wodzie, rzucił się na blondyna. Brunet wziął zamach i uderzył chłopca w twarz
         - Przestań! – wrzasnęła dziewczyna
         - Jak ci nie wstyd! Z własnym bratem! -
         - Nic nie zaszło! Braliśmy rodziną kąpiel! Mamy stroje kąpielowe! -
         - A te białe gródki!? -
         - To tylko mleko! Opluł mnie i dlatego się myliśmy. -
Brunet puścił szesnastolatka. Ten złapał się za oko i zaczął jęczeć z bólu.
         - Dobra. Odpuszczę ale tylko teraz. – powiedział Jan i wyszedł z łazienki
Dziewczyna podniosła z ziemi brata, zarzuciła na niego ręcznik okrywając również siebie, i usiadła obok niego.
         - Wszystko będzie dobrze – powiedziała tuląc się do obolałego brata.
         - Zaczekaj – stęknął blondyn po czym wyszedł z łazienki i zszedł do kuchni gdzie siedział Jan. Blondyn podszedł do zamrażarki, wyją surowe mięso i przyłożył sobie to oka.
         - Co ci odbiło!? – zapytał wkurzony Szymon
         - A twoim zdaniem jak miałem zareagować, myślałem że przeleciałeś swoją umierającą siostrę. – odpowiedział załamany brunet.
         - Nie jestem takim potworem. – blondyn podszedł do brata i poklepał go po plecach - Będzie dobrze. – dodał
Szymon wrócił do łazienki, tam siedziała jeszcze pół goła Julia, chłopak usiadł obok niej, wszedł pod ręcznik i przytulił siostrę.
         - Wszystko będzie dobrze, będzie dobrze. – powiedział, dziewczyna oparła głowę na jego ramieniu i powoli zasnęła. On pogłaskał siostrę po policzku i zasnął obok niej.



czwartek, 14 sierpnia 2014

"Tragedia Dnia Jutrzejszego" Dzień Drugi.

Dzień Drugi

Kolejny jesienny świt zagościł w oknach, mieszkańców Krakowa. Julia wstała wraz z pierwszymi promieniami słońca w oknie. Radosna jak zawsze zbiegła po schodach i przywitała Szymona, który jak co dzień przyrządzał śniadanie. Jego wzrok był smutny, a usta uśmiechnięte.
         - Słyszałaś? – zapytał
         - A co? – odpowiedziała zaciekawiona dziewczyna.
         - Właśnie rozpoczął się tydzień Juli, ja i Jan będziemy robić cokolwiek chcesz, oczywiście zero szkoły, przez cały tydzień. -
         - Fajnie! – wykrzyczała podekscytowana blondynka
         - To co chcesz robić? – zapytał wchodzący do kuchni brunet.
         - Chce iść na groby. – powiedziała. Bracia zaniemówili odpowiedzią dziewczyny.
         - Rodziców? – zapytał blondyn.
         - Tak, rodziców. -
         - To po obiedzie. – Powiedział Jan po czym usiadł do stołu czekając na śniadanie. Choć bracia wiedzieli o chorobie siostry, a ona nic o niej nawet nie słyszała. Obydwaj zachowywali się jak gdyby nigdy nic. Poranek minął jak każdy inny.

         Słońce wspięło się wysoko na niebie, kiedy Szymon podszedł do Juli.
         - Co byś chciała na obiad? -
         - Naleśniki! – wykrzyczała oglądająca telewizor dziewczyna
         -Ach, no dobra. A z czym? -
         - Z serem! – oznajmiła mu siostra, po czym wróciła do swoich zajęć

         Obiad minął radośnie. Nastał czas na wyjście. Bracia ubrali się szybko, lecz Julia nie mogła się zdecydować co ubrać. Kiedy zeszła na dół i ubrała buty, Szymon narzucił na nią kurtkę.
         -Nie chcemy byś nam się przeziębiła. – powiedział po czym wyszedł z domu. Julia zrobiła się czerwona, rodzeństwo razem poszło na przystanek, a z przystanku autobusem na cmentarz. Droga była krótka, już po chwili dotarli do cmentarnych wrót.
         - Dawno tu nie byliśmy. – powiedział Szymon
         - Ale wkrótce będziemy częściej. – dodał Jan

Cała trójka przeszła przez bramę i ruszyła w stronę rodzinnego grobu. Po krótkiej drodze, dotarli do marmurowej mogiły, gdzie spoczywali ich rodzice. Julia odgarnęła uschnięte liście z płyty i usiadła na ławeczce obok po czym zaczęła się modlić. Szymon położył świeże kwiaty a Jan zapalił znicze, które stały od roku na grobie. Brunet podszedł do brata
         - To już dwa lata odkąd oni. – Powiedział smutny Jan
         - Mieli wypadek, ale to teraz nie ważne. – dodał Szymon
Julia skończyła się modlić i spojrzała na braci.
         - Mam kazirodztwo w rodzinie, to takie słodkie. – uśmiechnęła się
Blondyn zrobił się czerwony i odepchnął od siebie brata.
         - Idiotka! Nie jestem homo! – krzyknął
Brunet i dziewczyna zaczęli się śmiać.
         - To co teraz? – zapytał Jan
         - Kebab! – wykrzyczała
         - Co! Dopiero jedliśmy! – powiedział wkurzony blondyn
         - Nie marudź, chodź. – dodał Jan
Rodzeństwo poszło na kebaby, a po tym wrócili do domu, gdzie dzień minął jak każdy inny.

wtorek, 12 sierpnia 2014

"Tragedia Dnia Jutrzejszego" Dzień pierwszy.

Ha ha! Nie spodziewaliście się tego!To jest już dawno skończony projekt, który ma pięć rozdziałów. Udostępniać będę we wtorki i czwartki a ostatni będzie w sobotę. Miłego czytania :3
P.S. Ten projekt jest z początku liceum, więc jest jeszcze na niskim poziomie pisania, jeśli chodzi o moje umiejętności.

Wasz pisarz, All

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień Pierwszy
           
Nad Krakowem nastał kolejny świt, w małym domku niedaleko rynku z łóżka wstaje Julia, szesnastoletnia blondynka. Zerwała się z łoża i podbiegła do okna. Uśmiechem witając dzień, zbiegła po schodach do kuchni, tam już czekał na nią jej młodszy brat bliźniak Szymon. Stał przy kuchence gazowej robiąc śniadanie rodzeństwu. Przywitał Julie uśmiechem i skinął palcem by usiadła.
         - Co jemy? – zapytała radośnie dziewczyna.
         - Jajecznice na grzybkach. – odpowiedział radośnie Szymon
Dziewczyna złapała za łyżeczkę i niczym szczeniak, radośnie usiadła przy stole.
         - Marnujesz się. – Stwierdziła
         - Co? Dlaczego? – zapytał zdziwiony chłopak
         - Takie mięśnie i gotuje, jakie słodkie. – Odpowiedziała blondynka, patrząc szyderczo na zawstydzonego brata.
         - Julia zostaw brata. – Powiedział wchodzący do kuchni brunet.
         - Dzień dobry braciszku!- wykrzyczała radośnie dziewczyna
         - Dzień dobry – odpowiedział Jan i usiadł obok Juli. Szesnastolatka nie mogła się oprzeć i pociągnęła dwudziestolatka za jego kozią bródkę.
         - Au! – krzyknął, po czym zaczął drażnić się z siostrą
         - Spokój! – Wrzasnął Szymon, nakładając jajecznice na talerze, które znajdowały się tuż przed rodzeństwem. Rodzina zjadła razem, rozmawiając i śmiejąc się wspólnie. Przyszedł czas na wyjście do szkoły. Szymon i Julia wyszli razem do liceum, a Jan szykował się do pracy.

         Bliźniacy dotarli do szkoły, Julia poszła do swojej Sali, czekała ją lekcja polskiego. Szymon natomiast był w klasie sportowej i zaczynał WF. Blondynka zastała poproszona do odpowiedzi wstała z krzesła, zrobiła kilka kroków w stronę tablicy, po czym omdlała upadła na ziemie. Szkoła od razu zawiadomiła pogotowie. Karetka przyjechała szybko, zabierając dziewczynę. Na następnej przerwie Szymon nie mógł znaleźć siostry, poszedł więc do nauczyciela, który powiedział mu że Julie zabrała karetka. Chłopak po wysłuchaniu nauczyciela wybiegł ze szkoły i zadzwonił do Jana.
- Czego! – zadał kulturalnie pytanie
- Julia jest w szpitalu! – krzyknął od telefonu blondyn
- Co! Którym! – zapytał
- Ten najbliżej szkoły! – odpowiedział zdenerwowany nastolatek
- Jadę! – krzyknął  dwudziestolatek rozłączając się.

Jan czekał przed wejściem do szpitala, Szymon do niego podbiegł
         - Gdzie leży? – zapytał zdyszany blondyn
         - Neurologia – opowiedział załamany brunet
         - Chodźmy tak! Szybko! – krzyknął nastolatek, łapiąc brata za rękę i ciągnąc go po szpitalnych korytarzach. Dotarli w końcu do gabinetu gdzie leżała Julia. Zapukali i weszli do środka. Było to małe pomieszczenie gdzie przebywał lekarz. Pokój był podzielony na pół. Dwa oddzielone pomieszczenia a pomiędzy nimi była gruba warstwa szkła.
         - Co z nią? – zapytał Szymon. Lekarz zdjął okulary, położył je na stole, wstał i popatrzył na chłopaków.
         - Nowotwór, niestety. Został jej niecały tydzień życia. Wypisze ją, by mogła ostatnie dni spędzić z wami. – powiedział załamany lekarz
         - Można coś zrobić!? – zapytał Jan – zbiorę pieniądze. – dodał
         - Niestety nie da… - lekarz nie dokończył zdania ponieważ brunet złapał go za kitel.
         - Zostaw go! – krzyknął prawie płaczący blondyn.
dwudziestolatek puścił mężczyznę i przytulił się do młodszego brata, który zaczął płakać. Bracia weszli do pokoju, gdzie znajdowało się łóżko Juli. Choć z oczu lały im się łzy, do dziewczyny podeszli uśmiechając się.
         - Dlaczego płaczecie? – zapytała osłabionym głosem
         - Ponieważ nas wystraszyłaś – odpowiedział Jan
         - Ale teraz jest dobrze, wracajmy do domu. – dodał odgarniający łzy Szymon


piątek, 8 sierpnia 2014

"Gapisz mi się na majtki?" Rozdział II

Rozdział II: Nowa szkoła, nowi ludzie...

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Przepraszam że nie ma w tygodniu opowiadań, a i z tym się spóźniam no ale mój komputer działa z prędkością ślimaka, który wspina się po smole, próbując dogonić muchę, która też się w tym babrze...
Miałem już napisany drugi rozdział na karcie pamięci i wiecie co? Zjebała się i trza było ją formatować. Straciłem wszystko, ok. 2 tysiące obrazków z anime, arty z Deviantarta, Gify i różne o tematyce FUN. Do tego muzyka, filmy a no i najważniejsze opowiadanie...

Przepraszam też że ten rozdział jest stworzony głównie z dialogów ;_;

Na szczęście jest napisane w zeszycie, ale wiedzcie że się wkurwiłem -_-
Ale teraz jest już drugi rozdział, zapraszam do czytania...

Nie oceniajcie mnie za to ;_;

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wolfram usiadł w trzeciej ławce pod ścianą. Ubrany w czarny garnitur i pomarańczową koszule prezentował się w miarę porządnie. Spokojnie czekał na przyjście wychowawcy i początek roku szkolnego, wtedy do środka wszedł chłopak, o jasnych blond włosach i wyjątkowo błękitnym wzrokiem. Od razu spostrzegł szarookiego i ruszył w jego stronie. Jakby los celowo ich przed sobą postawił.

            - Cześć, czy to miejsce jest wolne? - zapytał przyjaźnie, nie wiadomo co go akurat przyciągnęło do Wolframa. Może kolor włosów, oczy, a może to że jest najprawdopodobniej jedynym normalnie wyglądającym chłopakiem, bo reszta jest... dresowata.

            - Ta, jasne. Siadaj.
Chłopak usiadł i podał dłoń szarookiemu.
            - Jestem Kamil. Kamil Kwiatkowski.
            - Cześć, Wolfram Jurewski. - uścisnął dłoń rozmówcy.
            - Wolfram? Ciekawe imię. - na jego twarzy pojawił się nieco zakłopotany uśmiech. - Pierwszy raz w tej szkole?
            - Nie, chodziłem tu do gimnazjum z siostrą.
            - Nie gadaj! - uśmiechnął się szerzej. - Też masz siostrę?
            - No, ty też?
            - Rok młodsza, wkurwiający gimbus.
            - Też młodsza, ale moim zdaniem słodka.
            - Słodka? Nie gadaj! Jak to?
            - No, jest miła, opiekuńcza, szczera...
            - Przeciwieństwo mojej. - machnął ręką. - Może się zamienimy?
            - W twoich snach. - odpowiedział śmiechem. W jego głowię krążyła jedna myśl "czuje że się polubimy."

Po skończonym pierwszym dniu szkoły, blondyn postanowił wracać do domu skrótami. Gdy przechodził niedaleko szkoły dostrzegło dwóch typowych dresów z jego klasy, którzy stali przy jakieś blondynce.
            - No chodź mała, zabaw się z nami.
            - Nie! Zostawcie mnie! - krzyknął gdy jeden z nich złapał ją za ramię. Wolfram zastanawiał się czy to przez jej biust, który miał niemalże idealny rozmiar dla każdego faceta (czytaj były takie B/C) czy też to że była mniejsza od nich, ale tak czy siak, blondyn musiał jej pomóc.
            - No chodź! - łysy szarpnął ją w swoją stronę.
            - E! Kurwa! Ona chyba nie chce z wami iść! - wrzasnął zbliżając się do dresów.
            - Ale my chcemy! Spierdalaj stąd Wolfram!
            - Pamiętacie kto rok temu spuścił wam wpierdol?! Wam i temu całemu Hetmanowi?
            - No kurwa spróbuj teraz!
Blondyn zrobił kilka kroków do przodu, a dresy od razu ją puściły i cofnęły się o kilka kroków.
            - Dobra, spoko, jest twoja... - powiedział rudy, po czym odwrócił się z kumplem i poszli w stronę starych bloków. Wolfram od razu podbiegł do dziewczyny która z wrażenia usiadła na ziemi.
            - Hej, nic ci nie jest? - zapytał podając dłoń blondynce.
            - Nie, nic. Dzięki za pomoc. Wolfram tak? - dzięki jego pomocy wstała i otrzepała swoją czarną sukienkę.
            - To dobrze. Tak, mam na imię Wolfram.
            - Ciekawe imię. - powiedziała lekko chichocząc.
            - Nie uwierzysz, nie ty pierwsza mi to mówisz...
            - Mi się podoba.Chłopak lekko się zarumienił, ale ukrył to zasłaniając ręką twarz. 
            - A tego jeszcze nie słyszałem. - chłopak znów spojrzał na nią i się uśmiechnął, co wywołało taką samą reakcję u dziewczyny.
            - Jestem Aleksandra, ale wole żeby było Ola.
            - No spoko Olu. Mogę cię odprowadzić? Te cepy mogą jeszcze wrócić
            - W sumie, dlaczego nie.Przeszli ze sobą dość spory kawałek drogi, a blondyn zapuszczał się w rejony o których nie miał nawet pojęcia. Ale podczas spaceru wymienili się numerami telefonów, więc można powiedzieć opłacało się na dalszą metę. 
            - Ten cały... Hetman, kim on jest? - zapytała blondynka, słodko uśmiechając się do Wolframa.
            - To taki, boss gangu, który działa w tym rejonie. Znaczy jak jeszcze nie był bossem to spuściłem mu wpierdol. 
            - Tak za nic? 
            - Wraz z tamtymi próbował sprzedać narkotyki mojej siostrze. Jak tylko to zobaczyłem to, zaatakowałem bez namysłu. Chciałem ją po prostu bronić, i tak moja reputacja z samotnika spadła do poziomu psychola. - zaśmiał się z własnych słów i wspomnień.
            - Czyli wszystkich tak bronisz?
            - Jak ktoś potrzebuje pomocy, to tak. 
            - Więc jesteś mężczyzną z honorem. -Wolfram zarumienił się lekko, ale odwrócił głowę ukrywając to. - No jesteśmy... teraz choć...
            - Co? - spojrzał znowu na dziewczynę, która złapała go za ramie i pociągając lekko w dół pocałowała go w policzek.
            - Ale nie myśl że robię to z pierwszym lepszym poznanym facetem. To za pomoc. - Ola była już kompletnie czerwona, po czym odwróciła się i pobiegła do jednego z domków. 

Chłopak z anielskim uśmiechem poczekał aż dziewczyna wejdzie do domu. Kiedy tylko znikła z jego oczu, za swoimi plecami usłyszał przerażający i znajomy głos. 
            - Wolfram Jurewski...
            - Co chcesz, Kamilu Kwiatkowski?
            - Drogi słodziaku, co to za odprowadzanie mojej siostry, i całowanie się. 
            - Słodziaku? Zaraz, czekaj. Twoja siostra?
            - Tak. Moja mała siostrzyczka. Aleksandra Kwiatkowska! 
            - Nawet ładna, a raczej piękna. 
            - Wara od niej zboczeńcu! 
            - Teraz zboczeniec, a przed chwilą był słodziak. - zakpił z niego.
            - Świetnie słuchasz, jak na trupa....
            - Ja jeszcze żyje.
            - Zobaczymy... - powiedział równie upiornie jak patrzył. Wolframa przeszły ciarki, po ostatnim zdaniu. Kamil zniknął w rejonach swojego domu, a blondyn obejrzał się po okolicy. Chciał wrócić do domu... ale... cholera.... zgubił się.

W domu Kwiatkowskich Kamil wparował z ogromną siłom do pokoju siostry.
            - Ej! Co jest! - wrzasnęła zszokowana.
            - Co to za fagas?
            - Przyjaciel.
            - No raczej kurwa nie, to gość z mojej klasy.
            - No i co z tego?
            - Masz się z nim nie spotykać!
            - Bo co!?
            - Bo to zboczeniec jakich mało!Dziewczyna spojrzała na niego z pogardą.
            - Taki jak ty?
            - Co ty sugerujesz!?
            - Mówię jak jest. Nic przede mną nie ukryjesz...Chłopak cofną się o parę kroków z widocznym przerażeniem w oczach. Spojrzał na kamienną twarz siostry, która zbliżała się nieuchronnie. Ola przeszła obok Kamila i zatrzymała się tuż za nim. Nie oglądając się powiedziała.  
            - Widziałam was... 
            - Co nie zmienia faktu że, z Wolframem masz się nie spotykać!
            - Wiesz co?
            - Co?
            - Pierdol się! Ty i ten twój kochaś! I umówię się z Wolframem kiedy chce! Jest sympatyczny, troskliwy i męski! - krzyknęła po czym trzasnęła drzwiami.

Wolfram w końcu wrócił do domu. Na przywitanie dostał plaskacza od siostry, po czym wtuliła się w brata.            - Idioto! Gdzie byłeś!? - wrzasnęła Aneta.            
          - N...na spacerze.
          - Wiesz jak się martwiłam! Nie odbierałeś telefonu, miałeś być pięć godzin temu. I w ogóle jesteś idiotą.
           - Trochę mi zeszło, wiem, przepraszam. Zgubiłem się i pożąłem... - urwał w pół zdania swoją wypowiedź, myśląc o tym, jak może na to zareagować jego siostra.
            - Kogo? - zapytała oschle.
            - Taką...
            - Ją? Czyli dziewczyna? Z twojej klasy?
            - Nie, rok młodsza.
            - I co?
            - I nic... - w tym momencie zadzwonił telefon. - O wilku mowa... - Wolf odebrał telefon. - Tak, cześć... w domu... nie, nie jestem zajęty... - Aneta na te słowa odskoczyła od brata jak poparzona, kopnęła go w kostkę i uciekała z płaczem z salonu, gdzie od kilku chwilach stali wtuleni w siebie - Nie, nic mi nie jest... siostra mnie kopnęła... nie wcale nie jest wredną suką... No normalnie... Słodka... Tak słodka... Twój rocznik... Umówić się? Jasne, spoko. To do pierwszej, Pa~

Blondyn rozłączył się i zaczął szukać siostry. Wszedł do jej pokoju. Nic. Kuchnia, nic. Jego pokój, jest. Gdy chłopak ją zobaczył od razu ruszył do przodu, odpechnął ją do tyłu. Aneta pocieła nożyczkami ulubionego pluszaka Wolframa. Zielony królik, nie miał części psyka, pół lewego ucha, łapki były powyrywane a nogi na wpół rozcięte.
            - Co ty kurwa robisz!? - wrzasnął wkurzony chłopak, zbierając z podłogi ukochanego miśka. Szatynka podniosła się z podłogi, zaczęła płakać i dopiero wtedy zrozumiała co naprawdę zrobiła. Zraniła swojego brata, poprzez atak na jego ukochanego pluszaka.
             - Wolf... przepra...
             -Wyjdź... - przerwał jej.
             - Wolf ja...
             - WYPIERDALAJ STĄD! - jego głos odbił się do ścian pokoju. Przerażona dziewczyna uciekła do swojego "królestwa" (notka autora: ciekawy zamiennik "pokoju") i rzucając się na łóżko przycisnęła do siebie poduszkę i zaczęła wypłakiwać się w nią.