sobota, 29 marca 2014

"Dzień w którym złamaliśmy tabu." Rozdział I

Witam Czytelniku.
Proszę nie brać na poważnie, sytuacji i wydarzeń przedstawionych w opowiadaniu. Wszystkie postacie, wydarzenia i miejsca zostały stworzone na potrzeby opowiadania.

Jako autor szukam trudnych tematów.
Jako iż jest to moja praca na język polski w liceum,
treść jest bardzo złagodzona.

Proszę o nie naśladowanie postaci w opowiadaniu.
( a jak już to lepiej się z tym nie ujawniać)
Gdyż według Polskiego prawa, jest to karalna
do pięciu lat pozbawienia wolności.

Ja nie mam nic do tego kto z kim chodzi do łózka,
tym bardziej nie będę mu zaglądał do sypialni.
Jedyny stosunek jaki nie uznaje to pedofilia.

Rozdział I
„Jak Brat z Siostrą.”
        Blondyn zwlekł się leniwie z łóżka, przecierając swoje niebieskie oczy by położył się raz jeszcze. „Na szczęście jest sobota, można poleniuchować” pomyślał. Jego wzrok zatrzymał się na budziku. „Cholera, śniadanie!” krzyknął w myślach. Szybko zerwał się z łóżka i na swoje czarno-seledynowe bokserki, których nie przebrał przed snem założył biały dres. Na swój sześciopak zarzucił czarny podkoszulek, po czym zbiegł po schodach jak torpeda. Stanął w kuchni, spoglądając na zegarek.
        - Ale jak to… przecież u mnie była dziewiąta. A nie piąta rano… - powiedział szeptem, tak by nikt go nie usłyszał.
Wtedy za futryny drzwi wychyliła się blondynka i cicho chichocząc powiedziała
        - O wstałeś już?
        - Co do! Aya, która godzina?
        - Piąta~
        - Dlaczego u mnie jest dziesiąta!
        - Dziewiąta jak już coś, a to był żarcik~ - dziewczyna już wybuchła śmiechem, a z jej niebieskich oczu popłynęły łzy rozbawienia. Chłopak złapał się za głowe.
        - Aya, ja ci kiedyś coś zrobię…
        - A co mi braciszek zrobi?
Blondyn podszedł do niej i pstryknął ją w czoło.
        - Ała. – powiedziała z łezką w oczku.
On się zaśmiał i wychodząc powiedział
        - Jajecznica z czterech i herbatka rumowa.
        - Co? – dziewczyna zdziwiona zapytała.
        - Ty robisz śniadanie.
        - Ale Mati…
        - To za obudzenie mnie. No już, bez dyskusji. Jestem starszy. – zaśmiał się, widząc zdziwioną twarz swojej siostry.
        - O rok! – powiedziała dumnie jak paw.
        - Dwa… - poprawił ją. – urodziny masz za miesiąc…
        - Ej no. Przynajmniej pamiętasz… - jej twarz strasznie posmutniała.
        - No Aya, co się stało?
        - Wyjechali…
        - Ech, znowu? No damy sobie rade, skromne przyjęcie. No ale będzie dobrze. Po co nam rodzice? – brat poczochrał siostrę po włosach.
        - Ech, no dobrze…
        Mateusz wrócił do swojego pokoju, nastawił zegarek. Mając chwile czasu położył się i chcąc jeszcze zasnąć zmrużył oczy. Ale nagle tuż przy jego uchu budzik zaczął dzwonić. Wkurzony blondyn chwycił urządzenie i rzutem bejsbolisty wyrzucił je z pokoju, rozbijając na mnóstwo części. Krzycząc na cały głos
        - Aya!
        Chłopak wyleciał boso z pokoju i znów zdenerwowany zbiegł do kuchni, gdzie jego siostra smażyła jajka.
        - Aya… grabisz sobie…
        - Ale o co ci chodzi. – jej uśmiech świadczył o tym że doskonale wie co się stało.
        - Kto ustawił budzik!
        - Może ja… - dziewczyna zapomniałą o smutku sprzed chwili.
Blondyn podszedł bliżej dziewczyny.
        - Grabisz sobie…
Ona spojrzała w dół, po czym zaczęła krzyczeć.
        - Co się stało?! – zawołał Mati.
        - Krew! – dziewczyna skierowała palec w kierunku stup brata.
Ten spojrzał z lekkim zdziwieniem, otóż stał on w kałuży krwi. Podniósł stopę i zobaczył wbity kawałek szkła.
        - Aha… budzik… nic mi nie jest.
        - Już! Oczyść i zabandażuj je! – dziewczyna pchnęła chłopaka pod same drzwi toalety. – Do roboty!
Mateusz wszedł z uśmiechem do toalety. „Jakoś nigdy nie widziałem żeby tak się czymś przejęła” myślał sobie. Powąchał swój podkoszulek.
        - W sumie… - wyszeptał. – Jak już tu jestem to wezmę prysznic.
Chłopak zaczął się rozbierać. Gdy był już w samej bieliźnie, a raczej bieliznę miał opuszczoną do kolan, z wielkim hukiem do toalety weszła Aya, trzymając apteczkę i ręcznik. Ich wzrok szybko się spotkał, on prawie natychmiast się zasłonił. Blondynka zrzuciła wszystko na ziemie i wyszła z pomieszczenia zamykając drzwi.
        - Przepraszam… - powiedziała przez drzwi.
Zawstydzony chłopak podszedł do drzwi i zamkną je na klucz.
        - Nie to ja przepraszam, zapomniałem zamknąć. Jakbyś mogła zetrzeć moje krwawe odciski. Byłbym wdzięczny.
        - D-dobrze… - dziewczyna odeszła od drzwi.
Blondyn zaczął brać prysznic. Szybko się umył, zostawiając zakrwawioną kabinę prysznicową. Podszedł do drzwi i krzyknął.
        - Aya!
Ta po chwili przybiegła.
        - Co chcesz?
        - Możesz mi podać czyste bokserki z mojej szafki?
        - Mam ci nosić bieliznę? – na szczęście jej brat nie widział w tym momencie jej czerwonej twarzy.
        - Tylko podasz. – zaśmiał się chłopak.
        - N-no dobra.
        Dziewczyna z zawstydzeniem weszła do pokoju Mateusza. Jak u przeciętnego siedemnastolatka, książki i brudne ubrania na podłodze. Aya uśmiechnęła się i poszła zanieść bratu bokserki. Wzięła takie jak mu kiedyś kupiła na urodziny, czerwone z sercem na środku. Blondynka podeszłą pod drzwi i zapukała.
        - Mam twoje bokserki.
        - Wejdź…
Ona weszła, patrząc się na podłogę by w razie czego nie zobaczyć znów czegoś, czego nie powinna. Ale ciekawość była silniejsza, jej głowa skierowała się w górę. Mateusz był owinięty wokół pasa ręcznikiem, a sam nieudolnie próbował zabandażować sobie nogę. Aya westchnęła.
        - Pokaż to. Ja to zrobię. – dziewczyna podeszła bliżej i przykucnęła przy chłopaku. Niewiele myśląc od razu wzięła się za owijanie nogi bandażem. Po chwili była już owinięta. Jej wzrok poszybował w górę. I znów ze zawstydzeniem przeprosiła i wyszła.
        - Jajecznica gotowa? – zapytał uśmiechnięty blondyn.
        - T-tak… na stole…
        - Dziękuje za bandaż~
        - Nie ma sprawy.
Blondynka wyszła z toalety i postanowiła zrobić porządek w pokoju brata. „Cóż to przeze mnie się skaleczył, więc musze mu się jakoś odpłacić” myślała. Weszła znowu do jego pokoju i wzięła pierwszą kupkę ubrań po czym je podniosła. W nos uderzyła ją woń spoconych podkoszulków brata. „Tak to pachnie mężczyzną”. Ale z kieszeni podkoszulka wypadła mały zawiniątek. Aya podniosła go i otworzyła. Było to zdjęcie Mateusza, jej, najlepszej przyjaciółki blondynki – Marii o kasztanowych włosach i piwnych oczach i najlepszego przyjaciela jej brata – Amadeusza. Chłopaka o zielonych oczach i czarnych włosach. Obróciła zdjęcie i zobaczyła napis „Na zawsze w miłości do ciebie…”, „Nie, nie możliwe… mój brat… zakochał się w Marii?” z jej oczu popłynęły słone łzy. W tym momencie do pokoju wparował Mati, spojrzał na zapłakaną dziewczynę. Już miał pytać co się stało, kiedy zobaczył zdjęcie. Zdenerwowany wyrwał jej zdjęcie.
        - Czemu grzebiesz mi po rzeczach! – krzyczał.
        - Ja… ja… ja ch-chciałam tylko posprzątać. – mówiła przez łzy.
        - Wyjdź… już!
        - Ale… Mati…
        - Już!
Blondynka wybiegła z płaczem z pokoju brata. On natomiast zamknął drzwi i spojrzał na zdjęcie, po czym wyjął drugie gdzie jest tylko on i tylko Amadeusz. Uśmiechnął się przez łzy, które napłynęły z powodu żalu do tego, że nakrzyczał na swoją siostrę.

wtorek, 25 marca 2014

"Wojna Rodzin" Rozdział III

Na sam początek chciałbym przeprosić za to, że ostatnio nic nie wrzucałem i nie odzywałem się.Bardzo proszę o dodawanie komentarzy wiem , że proszę o to często ale zależy mi na zdaniu innych,co o tym myślicie i co można zmienić.

Wasz Pisarz All


Rozdział III
„Czarny cień”
         Nazir spacerował po halach królewskiej cytadeli, kiedy podbiegł do niego jeden z gwardzistów jego ojca.
         - Młody panie. Twój ojciec cię wzywa.
Zielonowłosy spojrzał na rycerza, po czym warknął ze złością.
         - Prowadź.
Obydwaj doszli do pokoju głowy rodu węża. Gwardzista stanął przy drzwiach, otwierając je Nazirowi.
         - Czego chcesz ojcze! – wrzasnął na wejściu.
         - Mój synu, musisz wyjechać.
         - Co! Dlaczego!?
         - W pewnej wsi ludzie przestawali dawać daniny. Wojownicy znikają. A sami chłopie mówią coś o cieniu w lesie…
         - Pewnie stare brednie, jakiś zielarek.
         - Nie ważne co – burknął – masz się za to zabrać!
         - Dobra zaraz zbiorę oddział…
         - Nie – powstrzymał go wąż – Weźmiesz tylko czterech ludzi. Nie możemy ryzykować buntu.
         - Co. –wrzasnął oburzony chłopka. – chyba kpisz.
W pokoju rozmowa ucichła. Nazir wziął głęboki wdech i powiedział
         - Dobra, ale nie mogę o tym powiedzieć Ocarianowi.
Ojciec się zaśmiał.
         - Czyli Aran też nie jedzie.
         - Jakbyś zgadł. – uśmiechnął się zielonowłosy.
*
         Nazir zawołał Arana i przekazał mu tylko kilka słów.
         - Opiekuj się Ocarianem.
Po czym wszedł na konia i wraz z czterema gwardzistami ubranymi w zwykłe szaty pojechali na wschód.
         Po kilku godzinach jazdy jeden z ludzi węża podjechał do dziedzica.
         - Młody panie. A co jeśli ludzie nie będą płacić.
         - Zgadnij. – zaśmiał się Nazir. – Zabijemy wszystkich.
         - Tak jest! – krzyknęli wszyscy.
Na horyzoncie zaczęła widnieć mała wioska. Był to celi ich podróży, wieś Rivergron, która swoją nazwę wzięła od pięknej odmianie winogron rosnących przy rzece.
         Gdy wjechali na plac, dookoła zgromadził się tłum gapiów.
         - Po co tu przyjechaliście!
         - Sprowadzicie na nas zgubę
         - Odejdźcie!
Nazir wsłuchiwał się w głos ludu po czym schodząc z konia powiedział.
         - Jestem dziedzicem rodu, zostałem tu wysłany przez swego ojca. Nie obchodzi mnie co tu się dzieje, macie po prostu zacząć płacić!
Naprzeciwko chłopaka wyszedł stary mężczyzna. Po ubraniu widać był że miał wysoką rangę.
         - Wybacz im panie. Nazywam się Jozue. Jestem tutaj starostą. Lud tutaj bogobojny i zabobony.
         - Uważaj co mówisz dziadzie! – krzyknął jeden z mieszkańców.
         - Mój panie, proszę za mną. – starszy mężczyzna pokazał ręką na swój dom.
         - Czemu przed nim klęczysz!
         - Jest ich mało! Uwolnimy się w końcu!
Tłum zaczął krzyczeć na gwardzistów, i potomka. Nagle z tłumu wyskoczył mężczyzna z toporem i biegł prosto na Nazira, który szedł dalej. A gdy agresywny mężczyzna był tuż przy nim szybko wyjął miecz i przeciął mu brzuch. Agresor padł na ziemie, krwawiąc Zielono włosy chłopak podszedł tylko bliżej i przebił mu głowę mieczem. Tłum zamilkł.
         - Czy jest tu ktoś chętny do walki? Proszę! Czekam! – krzyczał rozdrażniony Nazir. – Nikt, to rozejść się!
Przerażeni mieszkańcy posłusznie odeszli. Młody wąż powiedział staroście by prowadził dalej.
         W domu przywódcy wioski Jozue zaczął opowiadać o potworze.
         - Ten stwór nazwany przez nas Cieniostworem krąży tu i kusi do siebie kobiety i dzieci. Nigdy ich nie znajdujemy. Według legend jest to pan tego lasu. Przybiera postać czarnej bestii z rogiem. Wielka na dwa i pół metra w górę i trzy wzdłuż. Ponoć…
         - Dość! – warknął Nazir. – Gdzie ten cały stwór jest?
         - Ukrywa się w lesie, wychodzi w nocy, a ponoć mieszka w któreś z jaskiń.
         - Ech… - westchnął młody wąż. – Idziemy.
Starosta nie krył zdziwienia krzątał się po pokoju i próbował ich zatrzymać.
         - To niewykonalne z takim wyposarzeniem jakim macie!
Zielonowłosy przycisnął Jozuela butem do drzwi.
         - Przepuść nas.
         - Nie mogę!
Nazir nie zwracając uwagi na argumenty starosty pchnął go butem, otwierając przy tym drzwi. Siwy mężczyzna wylądował w błocie, a wszystkiemu przyglądała się grupka gapiów. Która po chwili przerażona odeszła.
         Zielonowłosy ruszył od razu do karczmy,  zostawiając swoich ludzi na zewnątrz. Gdy znalazł się już w środku, stał się centrum zainteresowania, usiadł przy pierwszym wolnym stoliku i spojrzał na karczmarza, który zostawił klientów i podbiegł do niego.
         - Młody pan sobie czegoś życzy? – zapytał niepewnie.
         - Piwo i Barda.
Właściciel szybko podał mu kufel piwa i zawołał grajka.
         - Gothar! Tu do pana! Szybko!
Do Nazira podbiegł młody chłopak, wyglądał jakby miał 16 lat. W ręku dzierżył lutnie. Młody wąż przyjrzał się bardowi, miał piwne oczy i kasztanowe włosy. Miał nie zniszczoną cerę, co tutaj jest rzadkością.
         - Czego pan sobie życzy, by zagrać? – zapytał.
         - Coś o tym cieniu…
         - A więc dobrze…
Gothar zaczął grać, muzyka była łagodna i piękna, w końcu zaczął śpiewać
„Zabijają ich spokojnie,
Zabijają ich jak leci -
Już nie trzeba iść na wojnę,
Żeby stawić czoła śmierci.

Żyć wystarczy, jak się żyło,
Modlić się o święty spokój,
Kopać grządki, kochać miłość
Nic nie wiedząc o wyroku.

Trzeba się ubierać ciepło,
Jeść z umiarem, ważyć słowo,
Dbać, by życie nie uciekło,
Zanim się nie umrze zdrowo.”
(Oryginał autorstwa Jacka Kaczmarskiego, pod tytułem: Dzień Gniewu II)

         Nazir zaczął klaskać, co u niego było wielką rzadkością. Gothar nie wiedząc dla kogo gra, zdjął czapkę i przybliżył ją do dziedzica.
         - Ha ha ha – zaśmiał się zielonowłosy. – Masz jaja.
         - Co? Czemu? – zdziwił się bard.
Karczmarz trzepnął go w tył głowy.
         - Wiesz kto to jest?!
         - No… nie…
         - To jest Nazir, dziedzic rodu Węża!
         - Hola, hola. Ty sobie nie pozwalaj. – wtrącił się zielonowłosy.
         - Tak jest, przepraszam. – właściciel odszedł od stołu i wrócił za ladę.
Nazir spojrzał najgłębiej jak umiał w młodego grajka, który przełknął ślinę.
         - Twój głos się tutaj marnuje… - powiedział. – może pojedziesz ze mną.
Gothar uradowany krzyknął
         - Z największą chęcią! Ale…
         - Ale?
         - Mój ojciec. Nie zgodzi się bym opuścił to miasteczko…
Zielonowłosy znów się zaśmiał.
         - Kim jest twój ojciec?
         - On jest… starostą tutaj.
         - Dobra więc, jedziesz z nami. Ale najpierw pójdziesz z nami do lasu…
Bard znów przełknął ślinę.
         - Do lasu? Kiedy?
         - Teraz…
         - To nie wykonalne! A cień!? – Gothar miotał się przerażony.
         - Zabijemy… - warknął wąż.
Chłopak już nie kontynuował dyskusji. Wyjazd z Nazirem mógł być czym, czego by sobie nigdy nie wymarzył.


         Dziedzic zostawił na stole sakwę ze złotem, a sam z nowym towarzyszem wyszedł na zewnątrz. Przedstawił grajka i powiedział że idzie z nimi na potwora w lesie. Jego ludzie zareagowali śmiechem, ale przyjęli rozkaz. Cała szóstka weszła po ścieżce do lasu. Po godzinie marszu, mgła zaczęła sięgać kolan Nazir co chwile powtarzał
         - Jeżeli zejdziecie ze ścieżki, nie wrócimy po was…
Nagle w oddziale pojawił się strach, ze strony lasu pojawiły się szepty. Wywoływała każdego po imieniu. Każdy starał się to ignorować, ale po kolejnych dziesięciu minutach za drzewami zaczęły pojawiać się białe postacie. W większości były to kobiety w długich białych sukniach, podartych na paski. Każda z nich kusiła żołnierzy. Aż jeden z nich w końcu uległ, zrzucił broń i ruszył w stronę pań lasu. Gdy zbliżył się na tyle by muc je dotknąć, jedna z nich pocałowała go i sprowadziła do parteru. Wtedy wszystkie duchy rzuciły się na uwiedzionego mężczyznę i zaczęli odgryzać mu kawałki mięsa.


         Nazir nie zwracając uwagi maszerował cały czas na przód. Gdy obejrzał się za siebie został już tylko grajek.
         - Gdzie reszta? – warknął.
         - Weszli do lasu…
         - A to szkoda, ponoć byli najlepsi.
Nagle obydwaj dotarli do wielkiej jaskini. Zielonowłosy odwrócił się jeszcze raz w stronę barda.
         - Poczekaj tu na mnie, nie nadajesz się do walki. – lekko się zaśmiał. – Bez urazy…
         - Dobrze… - wyszeptał przerażony Gothar.
         - Ech… wkurzające… - Nazir podszedł bliżej i pocałował grajka w policzek.
         - Co do… - zdziwił się.
         - Czekaj tu. – warknął zielonowłosy i wszedł do jaskini.
Cały zarumieniony grajek staną jak zamurowany, kiedy czerwonooki wchodził do środka.
*
         Dziedzic rodu węża wszedł do środka, ściany były zimne i spływała po nich woda. Ta wilgoć wypełniająca powietrze była tak dobrze odczuwalna, że się skraplała na rzęsach. Mimo iż było tu pełno kamienia, cały korytarz wypełniony był roślinami.
         Nazir poruszył się do przodu. Na początku poruszanie się nie było problemem, ale po chwili słyszał nieprzyjemne chrupanie w oddali i strzelanie pod stopami. Zielonowłosy spojrzał w dół, zdenerwowany podniósł głowę do przodu. Okazało się że chodzi po ludzkich szkieletach.
         W końcu dotarł na koniec jaskini. Była to piękna oaza, gdzie na środku widniała ogromna fontanna, a przy niej siedział białowłosy mężczyzna który obgryzał jakąś nogę. Gdy zobaczył Nazi wstał i z uśmiechem odezwał się jak najbardziej ponurym głosem.
         - Witaj, czekałem na ciebie.
Zielonowłosy nie ryzykował i od razu wyjął miecz.
         - Kim jesteś!
         - Oj wybacz moją nieuprzejmość, ale to ty jesteś tutaj gościem, Nazirze synu Kellana. – mężczyzna zaśmiał się i rozpuścił swoje włosy, które sięgały mu na wysokość kolan.
         - Skąd… Skąd wiesz kim jestem… - odpowiedział mocno zmieszany chłopak.
         - Ja jestem panem tego lasu, wyrocznią i władcą. Jam jest Król Draid.
         - To ty zabijałeś wieśniaków?
         - Tak. – zaśmiał się ponownie.
         - Możesz mi coś przepowiedzieć?
         - Niech będzie, jako twa ostatnia prośba, potem cię zabije… - mężczyzna odchylił głowe a jego oczy zalała biel.
W starym dworze,
Miłościwy gubernatorze.
Wąż głowę straci,
bez litośni będą jego kaci,
 Szczur przyjacielem będzie wilka,
to kłopotów stworzy kilka,
nowy pan życie straci,
powieszą go jak psychopaci,
Wilka dom spłonie żywo ,
gdzieś na potomka naciągają cięciwo.
Gryf oko podaruje,
A rewolucja się dokonuje
         - Co! – Draid odsunął się od fontanny. – Niemożliwe! To za długa historia dla ciebie, to nie może się tak skończyć?
         - Wygląda na to że jednak mnie nie zabijesz. – w tym momencie Nazir przebił władcę lasów mieczem. W jaskinie rozległ się okropny krzyk. A ziemia się za trzęsła. Zielonowłosy odciął głowe Draidowi, po czym wyszedł z jaskini. Uśmiechnął się jak zobaczył nadal zmieszanego Gothara.
         - Więc jednak nie uciekłeś?
         - Kazałeś… zostać – zarumienił się.
         - Chodź, wracajmy.
Po kilku minutach marszu w ciszy, bard w końcu zapytał.
         - Dlaczego… - Nazir się zatrzymał. – Dlaczego mnie pocałowałeś w policzek?
         - Po to, żebyś się nie rozmarzył i nie wszedł do lasu.
         - Acha… tylko o to ci chodziło…
         - Dokładnie, wracajmy.
         Kiedy dotarli do miasteczka, powitano ich jak bohaterów. Jozuel rzucił się na szyje syna i ucałował go.
         - Jak dobrze że jesteście.
         - Teraz będziecie płacić? – zapytał wrednie Nazir.
         - A demon naprawdę jest zabity?
Zielonowłosy wyjął z torby głowe króla lasu.
         - To jest dowód.
Wszyscy zaczęli się cieszyć i tańczyć.
         - Tak, będziemy o Panie.
Młody wąż przywiązał sobie odciętą głowe do pasa i wsiadł na konia, po czym wskazał na Gothara i na drugiego konia.
         - Ale jak to? – zdziwił się Jozuel.
         - Jedzie ze mną. Jakiś problem?
         - Ależ nie… panie…
         - Dobra, jedziemy!

niedziela, 2 marca 2014

"Wojna Rodzin" Rozdział II

Rozdział II
„Choć zakochanie nie jest łatwe”
         Minęły dwa dni on zebrania. Nazir wytłumaczył parę rzeczy Octarianowi. Czerwonooki siedział na swoim łożu, rozmyślając co dalej poczynać. Nagle w pokoju rozległo się pukanie. Chłopak otworzył drzwi a jego oczom okazał się posłaniec z naszywką wilka na stroju.
         - Słucham? – młody wąż zadał pytanie.
Mężczyzna się pokłonił.
         - Witam mości panie, panienka Delia kazała przekazać panu list. – Nazir odebrał wiadomość i zamknął drzwi. Znowu usiadł na łóżku. I szybko rozwinął papier po czym zaczął czytać.
Drogi Nazirze
Nie jestem pewna co do twoich intencji,
ale chciałabym się z tobą spotkać.
Dziś wychodzę na rynek, mam szczerą
nadzieje że cię tam zastanę bez towarzystwa
Octariana i swoich rycerzy.
                                                                Delia…
         Zielonowłosy się uśmiechnął i kazał wezwać do siebie jednego ze swoich ludzi. Przyszedł chłopak o imieniu Aran. Był on postawnie zbudowanym mężczyzną o jasnej karnacji. Kolor jego włosów można było porównywać do płomienia pochodni, a oczy były kompletnym przeciwieństwem. Ich kolor gasił, był to rzeczny błękit. Aran miał 20 lat i był jednym z nielicznych których Nazir obdarzał zaufaniem, a nawet nazywał przyjacielem.
         - Wzywałeś? – zapytał
         - Wejdź, musimy porozmawiać.
Niebieskooki mężczyzna wszedł do środka i usiadł tuż obok łóżka.
         - Potrzebuje twojej pomocy. – westchnął Nazir.
         - Coś się stało?
Zielonowłosy spojrzał w oczy przyjaciela.
         - Spotykam się dziś z Delią…
         - Ale jak to! – krzyknął
         - Uspokój się. To chyba normalne że dwójka ludzi się spotyka, nie?
         - Jesteście z dwóch znienawidzonych rodów! To zdrada! – krzyczał oburzony Aran.
         - Myślisz że mówię ci do dlaczego! Dla zabawy! Jesteś jedynym, któremu mogę tutaj ufać! Rozumiesz to?
         - Rozumiem…
         - Dobrze, więc spotykam się dziś z nią. Nie mogę pilnować szczura, proszę zajmij się tym.
         - Mogę tylko o coś zapytać? – powiedział nieśmiało rycerz.
         - Mów.
         - Co jest między tobą a Octarianem?
Nizar złapał się za głowę, po czym podszedł do okna spoglądając w dal.
         - Kocham go… - powiedział szeptem. – nie myśl sobie nic dziwnego. Jest dla mnie jak brat. Młodszy brat, którym się opiekuje. Kocham go jak brata. – dokończył.
Aran uśmiechnął się tylko i powiedział.
         - Dobrze, rozumiem.
Czerwonooki chłopak złapał przyjaciela za ramię.
         - Liczę na ciebie.
Ten również położył rękę na ramieniu Nazira.
         - Przyrzekam, nie zawiodę cię.
*
         Chłopak ubrał zieloną koszulę i spodnie drogiego wykonania. Wziął od Arana swój sztylet, który na czas zebrania głów, nie mógł mieć przy sobie.
Sztylet przedstawiał złotego węża, o czerwonych oczach. Od kiedy Nazir się narodził wiedziano, że ten sztylet będzie jego.  Zabrał Alexis, swojego wiernego konia i wyjechał z twierdzy kierując się na rynek.
         Po jeździe która trwała dwadzieścia minut dotarł w końcu na miejsce. Zszedł z konia i zaczął rozglądać się za rynkiem. Miasto było ogromne, w końcu to była stolica. Mimo takich rozmiarów, zakazane było jeździć konno po mieście. Ludzie musieli albo przychodzić pieszo, bądź zostawić konie u stajennych pod miastem, jedynie kupcy mogli wjechać konno.
         Nazir podszedł do jednego ze strażników miejskich.
         - Gdzie tu jest rynek?
         - Grzeczniej nie umiesz gówniarzu? – odpowiedział zdenerwowany wojownik.
         - Bo co?
         - Bo coś ci się może nie miłego zdarzyć. – strażnik złapał za koszulę zielonowłosego.
         - Wiesz co właśnie zrobiłeś? Wiesz kogo dotknąłeś?
         - No niby kogo? – zapytał sarkastycznie. – jakiegoś gówniarza.
         - Na kolana śmieciu! – Nazir kopnął w kolana strażnika który ukląkł przed nim. – Śmiesz podnosić rękę na Nazira, syna Kellana. Następcy rodu Węża!? – wrzasnął. W oczach uzbrojonego mężczyzny pojawiły się łzy.
         - Wybacz mi panie. Wybacz mi. – błagał o litość.
Zielonowłosy spojrzał na niego surowo. Westchnął i powiedział
         - Wstań. Zaprowadź mnie na rynek, a cię nie ukarze.
         - Dzięki ci. Proszę za mną.
         Strażnik miejski zaprowadził potomka na rynek. Nazir spojrzał na niego srogo i podał mu małą sakwę.
         - Masz dziś szczęśliwy dzień, bo jestem w dobrym nastroju. Teraz weź to i uważaj kogo atakujesz.
Mężczyzna niepewnie wziął zapłatę, ale jeszcze pocałował dziedzica w rękę.
         - Dziękuje. – powtarzał – dziękuje.
         - Dobrze! Starczy! Odmaszerować!
         - Tak jest! – strażnik zniknął gdzieś w tłumie, a Nazir zaczął poszukiwania Deli. Przechodząc między wieloma stoiskami, mijał ludzi którzy zapewne nie zwracali uwagi na to, co się dzieje za ich plecami. Można było nawet zobaczyć ręce krążące między nimi ręce, przecinające pasy i kradnące sakwy.
         - Co ta straż miejska wyczynia, że na rynku tyle złodziei. – pomyślał.
Po czym poszedł dalej rozglądając się za dziewczyną.
         Nagle poczuł że jego pas stał się lżejszy, szybko spojrzał na niego i zobaczył że jakaś dłoń wzięła jego sztylet. Szybko złapał ją i pociągnął do siebie, jakieś ciało obiło się o jego brzuch i upadł na ziemie. Nazir mógł spojrzeć na złodzieja, był to młody chłopak, miał około dwunastu lat, miał potargane ubranie i widać było że był wychudzony. Zielonowłosy chłopak wziął swój sztylet i wyjmując go z charakterystycznym sykiem zapytał.
         - Czy jest was więcej?
Dzieciak leżał z łzami w oczach i z przerażeniem spoglądał na Nazira.
         - Pytałem o coś. – powiedział już z rządzą mordu w oczach.
         - Nie! – wrzasnął chłopak.
Nazir westchnął i podniósł złodzieja za szyje.
         - A szkoda, myślałem że się zabawie. – dookoła zebrała się znaczna ilość gapiów. – a oto twoja zapłata za grzechy.
Zielonowłosy chłopak zatopił swój sztylet w wychudzonej ręce chłopca, który zaczął krzyczeć z bólu. Ostrze wchodziło coraz głębiej, wylewając kolejne litry krwi, a Nazir delektował się jego błaganiem o litość. Dzieciak próbował się wyrwać z uchwytu, ale był zbyt słaby. Kiedy sztylet przeciął rękę, a ona bezwładnie spadła na ziemie, zielonowłosy przyłożył ostrze do drugiej ręki.
         - Nie proszę, nie! – krzyczał.
Kiedy miał już przecinać ktoś chwycił go za ramie. To był jeden z rycerzy wilka. Nie byle jaki. Był młody, o czarno-krwistych włosach i tak strasznie jasnych oczach, że wydawały się być białe.
         - Kim ty jesteś by mi przerywać!?
         - Delia mnie tu wysłała. Nie spodoba jej się co zrobiłeś. – odpowiedział.
         - Ech. No dobra. – Nazir puścił złodzieja. – Zaprowadź mnie do niej.
         - Dobrze – odparł – ale najpierw, proszę. Oddaj sztylet.
         - Co! – oburzył się młody wąż – Zwariowałeś?!
         - To dla jej bezpieczeństwa.
         - Ech. Masz… - Niechętnie podał swoją broń rycerzowi. – Jak się zwiesz?
Członek rodu wilka ukląkł.
         - Ja jestem Efar. Osobisty rycerz Deli.
         - Ile ty właściwie masz lat?
         - Dwadzieścia.
Nazir lekko się zaśmiał.
         - Dobrze, wstań. Zaprowadź mnie do niej.
*
         Rycerz zaprowadził młodego węża do parku, lecz przed nim się zatrzymał i obracając się, powiedział
         - Słuchaj, bo nie zamierzam powtarzać. Jeżeli jej coś zrobisz, tkniesz chociaż palcem. To cię zabije.
Nazir uśmiechnął się tylko i odpowiedział.
         - Masz jaja żeby mi grozić. Dobrze, gdzie ona jest?
         - Przy ogrodzie różanym. Będę was miał na oku…
         Zielonowłosy ruszył pewnym krokiem przez pięknie zdobioną bramę. Cały czas rozglądając się i szukając dziewczyny. Po dwóch minutach poszukiwań zobaczył ją. Piękna dziewczyna stała ubrana w białą suknie sięgającą jej do kolan. Stała pośród pięknych czerwonych róż i fioletowych hortensji. Nazir podszedł powoli i uśmiechając się powiedział do niej
         - Wyjątkowo piękne kwiaty.
         - Racja, szkoda że obydwa potrafią zabić. – odpowiedziała, nie odwracając się.
Młody wąż przykucną przy kwiatach i zerwał jedną róże.
         - Co ty robisz? – zapytała.
         - Zobaczysz. – chłopak zaczął odrywać kolce i pokazał dziewczynie róże bez kolców. – widzisz? Teraz nic ci nie zrobi.
Delia uśmiechnęła się
         - Ale teraz, nie ma pięknej zielonej łodygi.
         - Nic nie może być idealne.
         - Naprawdę nic?
         - Wszystko ma wady. Róża ma kolce, hortensja posiada truciznę.
         - A jednak, umiesz być miły. – na kącikach ust dziewczyny zawitał uśmiech.
         - Jest dużo plotek na mój temat, nie wiele jest prawdziwych.
         Deli podeszła do ławki obok i usiadła na niej. Patrząc smutnym wzrokiem na chłopaka zapytała
         - Co cię łączy z Ocarianem?
Nazir lekko się zachichotał
         - Przepraszam. – odgarnął łezkę śmiechu – mnie z nim łączy przyjaźń. Dorastaliśmy tak naprawdę razem.
         - Nie kłam – krzyknęła – widziałam. Jak wyszli z Sali trzymaliście się za ręce!
         - On jest tchórzliwy i nieśmiały. Podczytywałem go tak na duchu.
         - No to ostatnie pytanie… - chłopak przyjrzał się dziewczynie, nie kryjąc zdziwienia. – Czy ty go kochasz?
         Nazir zamilkł. Spojrzał na ogród, po czym wrócił wzrokiem na dziewczynę. Mówiąc
         - Tak…
         - Dobrze więc nas nic nie musi łączyć…
         - Ale ja go kocham jak brata. – przerwał jej wypowiedź – Jest dla mnie jak młodszy brat, martwię się o niego. Dbam by dobrze jadł. Zawsze zajmuję się jego ochroną. Kocham go jak brata.
Dziewczyna uśmiechnęła się. Po czym podeszła do Nazira. Łapiąc go za rękę i kładąc ją na swojej piersi.
         - Co ty…
         - Cicho. Czujesz?
Mężczyzna zamilkł i wsłuchał się w bicie serca.
         - Jest szybkie…
         - Jak myślisz czyja to wina? – powiedziała szeptem.
         - Domyślam się. – chłopak przytulił dziewczynę, przykładając jej głowę do swojej piersi.
         - Łączy nas to samo.
Delia wtuliła się w Nazira i tak stali przytuleni do siebie przez kilka następnych minut.
*

         Ocarian siedział w swojej komnacie patrząc w okno. Nagle w pokoju rozniosło się pukanie.
         - Wejść. – krzyknął w stronę drzwi w których ukazał się czerwono włosy Aran.
         - Wzywałeś? – powiedział.
         - Tak, Aran słuchaj. Gdzie pojechał Nazir?
         - Pojechał do miasta. Miał coś do sprawdzenia. – rycerz zaczął się lekko pocić. Aran nigdy nie był dobrym kłamcą.
Złoto włosy chłopak usiadł na łóżku i spojrzał raz jeszcze na niebieskookiego.
         - Powiedz mi prawdę.
         - Nazir… poszedł na spotkanie z Delią w mieście…
         - Ale co oni! – Ocarian wstał ze zdziwienia.- Dlaczego?!
         - Nie chce kłamać – Aran mówił szeptem. – ale chyba się w niej zakochał…
Chłopka usiadł ze zdziwienia, z jego oczu popłynęły łzy.
         - Panie…
         - Wyjdź!
         - Ale…
         - Natychmiast!
Aran posłusznie opuścił pokój w którym złoto włosy zaczął płakać na łóżku…