środa, 25 lutego 2015

"Orzechowy Uśmiehc" rozdział III



Rozdział III
„Dom”

 Przepraszam że tak późno, ale... komputer to złom i utrudnia mi pracę na każdym kroku...Postaram się wszystko nadrobić. 

Lekki pisarz All~
         Lekcje w końcu się skończyły. Mateusz i Maks wyszli przed całą placówkę i już kierowali się w stronę przystanku autobusowego, gdy na ich drodze stanęli jego znajomi.
         - Może pójdziecie z nami na miasto? – zapytała Jagoda.
         - Nie. – odpowiedział szybko i stanowczo orzechowłosy. Trójka nastolatków spojrzała lekko wrogo na świadka, który widząc to, schował się za ręką Mateusza. Jego ochroniarz położył mu dłoń na głowie i głaskając go, sprawił że się uspokoił. – Już wszystko?
         - Zapominasz o swoich przyjaciołach!? – zdenerwował się Tomek
         - O kim?  - zakpił orzechowłosy.
         - Ty suko… - powiedział wściekłym tonem brunet. – Kim jest ten cały Olaf? Co!? – chłopak złapał rękę świadka i dość mocno zaciskając przyciągnął do siebie. Mateusz nie wiele myśląc odpiął kaburę i szybkim strzałem trafił Tomka. Dziewczyny pisnęły a ten natychmiast puszczając blondyna padł na ziemię. Orzechowłosy łapiąc anorektyka przeszedł pomiędzy „znajomymi”. Brunet wił się na ziemi z bólu, a dziewczyny nie wiedziały co mają zrobić. Jedynie Celina odwróciła się za orzechowłosy. Zdążyła wykrzyczeć tylko przez łzy.
         - Skurwielu… - po czym znów zaczęła plątać się nad Tomkiem.
         Maks był dość przestraszony obecną sytuacją. Cały czas szedł za zdenerwowanym Mateuszem. W końcu zatrzymali się na przystanku a orzechowłosy przykucnął przed świadkiem. Z delikatnym uśmiechem przetarł mu łzy.
         - Nic ci nie jest? – zapytał dość łagodnie.
         - Nie… przepraszam…
         - Za co? – zapytał zdziwiony Mati.
         - No bo… prze zemnie pokłóciłeś się z przyjaciółmi…
         - To nie są moi przyjaciele… - odpowiedział dość chłodno. – Dobra, choć, jest nasz autobus. 

         W pojeździe byli dość cicho. Siedzieli na podwójnym miejscu, a Maks widocznie zmęczony usypiał. Mateusz uważnie obserwował go i wszystkich w autobusie. W razie czego musiał być gotowy do działania. Ale nie raz po prostu zapatrywał się w zasypiającą twarz blondyna. W końcu dojechali do celu. Powoli wysiedli z autobusu. Ulice na tym „pustkowiu” były praktycznie puste. A do przejścia było jeszcze ze sto metrów. Mati westchnął i przykucnął przed Maksem.
         - Choć, zaniosę cię.
         - Co? – chłopak lekko się zrumienił. – Dam radę…
         - Wyglądasz jakbyś miał zaraz usnąć… Choć, nie marudź.
Blondyn cały czerwony oparł się o plecy orzechowłosego, który złapał jego nogi i wstał. Mati musiał przyznać że albo świadek rzeczywiście jest tak leki albo od silny. Bądź co bądź ruszył z nim do domu. 

         Po marszu w końcu dotarli do celu. A raczej dotarł, bo jedynie Mateusz szedł. Czuł spokojny senny oddech Maksymiliana na swoich plecach, strasznie go uspokajało. Delikatnie położył go na wersalce w salonie. Pokój był dość duży i z jednej strony ozdobiony różnymi obrazami, a z drugiej była postawiona czarna meblościanka. Mateusz przykrył go jeszcze kocem po czym ruszył do kuchni. Na szczęście z niej był doskonały widok na salon. Pomyślał o obiedzie, ale co mógł zrobić? Nie wiedział nic o tym co je Maks i w ogóle co toleruje. Może ma jakieś alergie? Może jest weganem? Pytań jest wiele, ale odpowiedzi zero. Chłopak spał, a orzechowłosy nie chciał go budzić. Westchnął przegranie i nalał do szklanki soku jabłkowego i usiadł naprzeciwko „śpiącej królewny”. Wyjął z plecaka lekturę i popijając napój postanowił skończyć książkę. 

         Nastał wieczór, a nagłe burczenie brzucha blondyna „obudziło” Mateusza znad książki. Spojrzał na lekko zaspanego chłopca który podniósł się do pozycji siedzącej. Ten z zażenowaniem patrzył na ochroniarza, który jak zwykle puścił mu przelotny uśmiech.
         - Głodny?
         - Troszeczkę…
         - Jest… - orzechowłosy spojrzał na zegarek. – dziewiętnasta, wow… Na obiad za późno… może jakaś kolacja?
          - Tak! – wykrzyczał z uśmiechem, próbując wyjąć rękę z rękawa. W końcu mu się to udało i widać w końcu było jego dłonie. Jak szli do domu to jego ochroniarz odwiną mu rękawy.
         - Co jemy? – zapytał wstając z fotela. Idąc do kuchni dał znak ręką, by blondyn szedł za nim.
         - Może płatki? – zapytał siadając na krześle, w małej jadalni umieszczonej w kuchni. Uważnie obserwował każdy krok i ruch orzechowłosego. A to grzebał w szafce, potem w lodówce, cały czas coś robił.
         - Poduszki toffie, kukurydziane czy czekoladowe kulki? – zapytał w końcu wkładając talerz z mlekiem do mikrofalówki. To co ona potrafi można porównywać z cudami. Jej fale po prostu niszczyły atomy wywołując ciepło. Mateusz uważał tylko że z mikrofalówki nie nadaje się jeść ziemniaków i kotletów. Według niego miały okropny, plastikowy smak. Wyjął podgrzany talerz i położył go przed blondynem.
         - Czekoladowe kulki. – odpowiedział z uśmiechem, a jego ochroniarz nasypał do talerza płatków. Usiadł naprzeciwko niego z nową szklanką soku.
         - Naprawdę jesteś synem mafiozy?
         - No… mój tata jest szefem… - odpowiedział biorąc do ust łyżkę za łyżką.
         - I dlaczego chcesz przeciwko niemu zeznawać…?
         - Tata robi dużo złego… chce też żebym ja robił… nie chce tego.
         - Ach… rozumiem… dobry z ciebie chłopak, Maks. – uśmiechnął się do niego wywołując u blondyna lekkie zarumienię. – A to całe nieprzystosowanie do życia? Naprawdę?
         - No… w domu zawsze ktoś mnie ubierał, przygotowywał mi jedzenie, pomagał mi podczas kąpieli.
         - Ooo… - wziął łyk po czym rozszerzył źrenice. – Zaraz, to znaczy że ja też mam ci w tym wszystkim pomagać!?
         - No… przepraszam… - uśmiechnął się przepraszająco. – To problem?
         - Nie…nie… - Orzechowłosy zaczął w myślach powtarzać jedną formułkę „pistolet”. – Dam sobie radę.
Maks wziął kolejną łyżkę kiedy nagle się zakrztusił i uderzył ręką o talerz. Ten mimowolnie niczyjej woli obrócił się i wylał całą swoją zawartość na blondyna. Ten lekko pisną i odskoczył od stołu, kiedy orzechowłosy odskoczył ze swojego miejsca łapiąc światka.
         - O Boże Maks… nic ci nie jest?
         - Nie… tylko pobrudziłem siebie i twoją bluzę… - powiedział smutno.
         - Nie martw się… - ochroniarz poczochrał chłopca po głowie. – Ją się wypierze. Ale chyba trzeba cię umyć…
         - A…a bałagan?
         - Posprzątam jak cię umyję… ech… choć – podał mu rękę z uśmiechem, ten ją złapał i już po chwili znajdowali się w łazience. Mateusz szybko zdjął marynarkę, kaburę i podkoszulek. Cały czerwony Maks patrzył na lekko wyrzeźbione ciało orzechowłosego, po czym zobaczył jak on zdejmuje spodnie i rzuca je na kupkę ubrań. Stanął w samych bokserkach i przypatrzył się blondynowi.
         - No, nie rozbierasz się?
         - Em… no…
         - Ech… - orzechowłosy przykucnął przed chłopcem i rozpiął mu bluzę, od razu wrzuca ją do pralki. Zaczął rozpinać białą koszule, blondyn z lekkim rumieńcem pozwolił mu na to, jak i sam zaczął to robić. Już po chwili Mateusz zdjął spodnie wraz z bielizną chłopca. Wstał i sam się rozebrał. Uśmiechnął się do chłopca i wszedł z nim do dużej kabiny prysznicowej. Śmiejąc się i co chwile coś mówiąc zaczęli się myć. Mati wtarł w głowę blondyna szampon.
         - Zamknij oczy… - Orzechowłosy wziął słuchawkę prysznica i spłukał pianę. Dał młodemu gąbkę i korzystając z drugiej sam się umył. Blondyn uważnie śledził jego ruchy… i ciało, po czym robił dokładnie to samo. W końcu spłukali całe mydło i wyszli z kabiny. Mati zaczął po jednym dniu nie postrzegać Maksa jako kogoś do ochrony, a tak naprawdę jak młodszego brata. Wytarł go bardzo dokładnie, po czym zrobił to samo ze sobą.
         - Mój ojciec dał ci jakieś ubrania… albo coś? – blondyn pokręcił głową zaprzeczając. – Ech… załóż swoje majtki… dam ci podkoszulek… do jutra przetrwamy, co nie?
         - No. – odpowiedział z uśmiechem, po czym z uśmiechem zrobił to co mu powiedział ochroniarz. Po czym poszedł „na ślepo” do pokoju Mateusza. Natomiast ten chłopak ubrał bokserki i rzucił czysty czarny podkoszulek na blondyna. Ten założył to z lekkim oburzeniem na twarzy.
         - Nie musiałeś rzucać…
         - Ale chciałem. – uśmiechnął się.
         - No dobra…
         - Umiesz rysować, prawda? – zapytał siadając obok niego.
         - No… - zarumienił się. – tak trochę…
         - Mogę zobaczyć? – blondyn pokiwał głową i wyjął ze swojego plecaka szkicownik. Pokazał dość perfekcyjny rysunek twarzy Mateusza, którym ten się zachwycił.
         - Jesteś niesamowity!
         - N…naprawdę?
         - Tak, masz talent!
         - Nie… ja po prostu… lubię rysować… - uśmiechnął się a orzechowłosy poczochrał go po włosach. Posiedzieli jeszcze chwile rozmawiając aż w końcu nastała pora snu. Mateusz pokazał świadkowi jego pokój po czym przed snem, podwiną jego włosy z czoła i je cmoknął. Uśmiechnął się i odesłał go do pokoju.

niedziela, 22 lutego 2015

"Orzechowy Uśmiech" Rozdiał II



Rozdział II
Nie ciekawa sytuacja

Tak to napisałem patrze, ktoś w ankiecie zaznaczył że chce to czytać. To proszę bardzo, dwa dni czekania na kolejne cztery strony a4. Ach! Podsumuje to wszystko tak jak Mateusz na samym początku "Boże w co ja się pakuje..." Ale jednak coś w tym jest... Oczywiście miałem problem który mi pomogła rozwiązać CLD, więc masz ode mnie oficjalne podziękowania.

Nie, nie zapomniałem o Wojnach Rodzin, po prostu do nich potrzebuje pomysłu który się jeszcze nie zrodził. 

A tak właściwie, lubicie mojego facebooka?
Lekki pisarz All~ 

         - Zaraz… czekaj… podsumujmy… - mówił nerwowo Mateusz. – Mam się nim opiekować, dbać o bezpieczeństwo i w ogóle robić wszystko co chce. Do tego nic nikomu nie mówić i bronić go na wypadek jakiegokolwiek ataku, bo on jest synem jebanego mafiosy i chce zeznawać przeciwko ojcu?!
         - Prawie dokładnie. – uśmiechnął się Krzysztof.
         - Gdzie popełniłem błąd? W opiece, obronie czy Mafii?
         - Poznajcie się, Mateusz Maks, Maks Mateusz.
         - Tak cześć, cześć… Boże w co ja się pakuje… - mruknął pod nosem. Spojrzał agresywnie na ojca. – Co muszę jeszcze wiedzieć?
         - Nie jest kompletnie przystosowany do życia. Nie umie prać, gotować, sprzątać nawet z ubieraniem ma problem. Zgodnie z jego nowymi dokumentami teraz ma na imię Olaf Kowalczyk. Ci przed chwilą byli nie z policji a ze szpitala. Maks… to znaczy Olaf cierpi na anoreksje. A tak przy okazji jest tylko o dwa dni młodszy od ciebie. Wierze, że mogę ci zaufać.
         - Dostane w końcu pistolet…? – zapytał z iskierką nadziei w oczach.
         - Po misji rozważę to.
         - Ech, choć… - spojrzał na chłopaka ale on nerwowo się odwrócił. Lekko pisnął, efekt wywołany nagłym wystraszniem. – No Maks, musimy iść do klasy, nie? – posłał mu delikatny uśmiech, który wywołał na jego twarzy to samo. Delikatnie zsunął się z biurka i niepewnie podszedł do Mateusza. Niewinny uśmiech tego chłopca tknął orzechowłosego. Coś w nim było… coś żywego. Po prostu musiał zareagować tym samym. Prawdziwy i szczery uśmiech, wywołany przez drugiego człowieka. Jak on dawno nie czuł tego uczucia. Mateusz podał mu rękę.
         - Źle się przywitałem na początku… Cześć jestem Mateusz, możesz mi mówić Mati. Dobrze? – Blondyn skinął radośnie głową i potrząsnęła dłonią chłopaka.
         - Jestem… Maksymilian… możesz mówić Maks…
         - Miło mi cię poznać, Maks. – Chłopak rozluźnił uścisk, ale gdy chciał wyjąć rękę on nadal ją trzymała. Mateusz trochę się zmieszał. Spojrzał po gabinecie, agenci i jego tata znikli, jak zwykle a na biurku został mały plecak i jego paralizator. Plus na krześle leżała nowa marynarka. – Maks, możesz mnie na chwile puścić, wezmę tylko rzeczy i idziemy, dobrze?
         - Dobrze… - powiedział to z lekką niechęcią. Puścił dłoń orzechowłosego i wzdrygł się z zimna. Nie można się mu dziwić, być tak ubranym a szkoła nie grzeje.
         - Zimno ci?
         - Tak trochę…
         - Poczekaj… masz… - szybko rozpiął bluzę i płynnym ruchem przeniósł ją ze swojego ciała na świadka. Była troszkę za duża, ale sam musiał przyznać że wyglądał w niej niesamowicie słodko. Lekko się zarumienił gdy zapiął mu bluzę i poprawił rękawy. Mateusz szybko założył kolbę i włożył do niej swoją nową zabawkę. Na siebie narzucił marynarkę, tak by przykrywała pazuchę. Wziął jeszcze plecak i trzymając Maksa za rękę wyszedł z gabinetu. 

         Cały czas prowadząc go za rękę wszedł do Sali. Zignorował wzrok każdego z uczniów, który przyglądał się trzymającej się za ręce dwójce. Ominął swoje miejsce, gdzie zazwyczaj siedział z Tomkiem i ruszył na sam tył klasy. Posadził najpierw Maksa pod ścianą, po czym zabrał swoje rzeczy z miejsca gdzie ostatnio siedział. Usiadł obok świadka i spojrzał na wszystkich takim wzrokiem, jakby chciał ich wszystkich zabić. Nauczycielka więc postanowiła dalej prowadzić lekcje.
         - Kto to? – zapytał Tomek, dziewczyny.
         - Nie wiem…- odpowiedziała po chwili ciszy Jagoda. - Ma jego bluzę nie? To chyba chłopak…
         - Szedł z nim pod rękę… bracia…kuzyni? – Wzrok chłopaka przeniósł się na orzechowłosą dziewczynę.  
         - Skąd mam wiedzieć! – odpowiedziała równie zdziwiona co reszta Celina.

         Maks bujał się lekko na boki. Mateusz co chwile na niego zerkał by zobaczyć co robi. Uśmiechał się przy tym dość często. Świadek mimo zagrożenia życia w każdym calu, rysuje. I to wręcz z profesjonalną umiejętnością. A co szkicował? Twarz orzechowłosego. Blondyn zobaczył że jego ochroniarz interesuję się jego pracą i zarumienił się lekko, widząc jak ten posyła mu uśmiech.
         - Widzieliście? – zapytała Jagoda. – Zarumienił się… jak słodko.
         - Nie przez Mateusza? Ten do niego się uśmiechnął… - dodał Tomek, lekko zdziwiony. – Czekaj… czy to znaczy że oni…
         - Może są rodzina? – przerwała mu Celina.
         - Może… - odpowiedziała rudowłosa.
Mateusz coraz bardziej zapatrywał się z uśmiechem na rysunek. Ułożył głowę na ręce i obserwował każdy ruch ołówka. Co musiało wywołać reakcje w grupie jego znajomych.
         - Ej… to jest dziwne… - powiedział orzechowłosa, lekko zniesmaczona. – Widzicie jak on… uśmiecha się do niego…
         - On się uśmiecha… sam z siebie… - dodała Jagoda.
         - Dobra… koniec. Jest lekcja, zapytamy go o co chodzi na przerwie. Dobra? – dziewczyny skinęły głowami, ale nic nie powiedziały. 

         Każdy ma swoje zwyczaje i nawyki. Mateusz też je miał. Podczas pierwszej przerwy otwierał paczkę ciastek, wręcz uwielbianych przez niego. Orzechowo-czekoladowe smakołyki, robione dzień wcześniej przez chłopaka. Zawsze zjadał po kilka na każdej przerwie. Ale nigdy, z nikim, się nimi nie dzielił. Aż do dzisiaj. Siedział na korytarzu, czytając jakąś krótką lekturę, a tuż obok siedział Maks. Chłopiec korzystał z ramienia orzechowłosego jako poduszki i delektował się ciastkiem otrzymanym od ochroniarza. Jego znajomi patrzyli na całą sytuacje z niedowierzaniem w oczach.
         - Sam je robisz? – zapytał Maks by się upewnić.
         - Tak, co wieczór je piekę. Zawsze ten sam przepis.
         - Wow… - odpowiedział biorąc kolejne ciastko. – Są przepyszne. Kto cię nauczył je robić?
         - Moja mama… - odpowiedział dosyć smutno.
         - Chciałbym ją poznać. – powiedział z naprawdę przyjemnym uśmiechem.
         - To chyba nie wykonalne…
         - Dlaczego…? – zapytał niepewnie.
         - Bo ona… nie żyje. – odpowiedział tonem pozbawionym jakichkolwiek uczuć. Pusty głaz na którego się zawsze kreował.
         - P…przepraszam… - odpowiedział po chwili Maks, zachodząc z ramienia wyższego chłopaka.
          - Nie mogłeś wiedzieć, nie wiń się… - w tym momencie przed nimi pojawiła się trójka przyjaciół, nachylająca się nad nimi. Maks zareagował dosyć nerwowo i wtulił się w rękę ochroniarza, który jak zwykle spiorunował ich morderczym spojrzeniem.


Tym razem bardziej prawdziwym niż zwykle. Sam dziwił się swojej reakcji. Czy to możliwe, że powodem był strach jaki wywołali u Maksa. 
          - Czego… - zapytał dość niemiło, podsuwając kolejne ciastko pod nos blondyna. Z radością je przyjął i trochę rozluźnił zacisk.
         - Chyba musisz nam kogoś przedstawić… - powiedział Tomek.
         - Nie muszę. Ale niech wam będzie. To Olaf, Olaf to wszyscy.
         - W…wszyscy? – zapytał.
         - Celina, Jagoda i Tomek. – wskazał kolejno nawet nie wychylając głowy znad książki. Po prostu już się nauczył że stają nad nim w tej samej pozycji. Dziewczyny po bokach, Tomek na środku.
         - Cześć. – uśmiechnęła się do niego rudowłosa, podając mu rękę. Maks niepewnie ją uściskał, co powtórzył z każdym w grupie. – Co robisz w naszej szkole?
         - Czemu jesteś taki chudy?
         - Skąd jesteś?
         - Em… - jedynie tyle wyjęczał chłopiec, całkowicie zakłopotany.
         - Za dużo pytań! – opowiedział nerwowo Mateusz zamykając książkę. Następnie uderzył nią dłoń Tomka która powoli dobierała się mu do ciastek. – Olaf jest chory, i muszę się nim zajmować, jasne? Jak tak to teraz spadajcie. – opowiedział na jednym wdechu.
         - A ci policjanci? I skąd masz Marynarkę. I dlaczego on ma twoją bluzę? – Celina zaczęła bombardować go pytaniami.
         - Żadna policja a tacy goście ze szpitala. Znalazłem. Było mu zimno.
Trójosobowa grupa odeszła z przegranymi minami. A dwójka chłopców mogła wrócić do swoich zajęć. Aż do końca przerwy.

         Już po zaledwie dwóch godzinach nie miał już swoich ciastek, ale nie przeszkadzało mu to. Bardziej go wkurzało to że idąc przez korytarz słyszał co chwile komentarze takie jak „pedał”, „ciota” itp. itd. Nie musiał jednak się niczego obawiać. Pod pachą nosił swoją nową zabawkę, nikt mu nie mógł zagrozić. Żaden szkolny dres, albo homofob. Nie mógł przecież wyjaśnić wszystkim że jest jego ochroniarzem. A nie… jego chłopakiem. Przecież to jasne, Mateusz nie był gejem. Więc olewał te wszystkie komentarze. Jednak jakieś ukłucia zostają. Całkiem inaczej reagował Maks. Jakby całkowicie olewał każde słowo powiedziane o nim jak i o jego ochroniarzu. Mateusz musiał to przyznać, w tym momencie nawet mu imponował. On nigdy nie potrafił by tak wszystkiego olewać, a mógł przyznać że chciałby. Na jego koto to niezbyt miła sytuacja. A wiadomo ile on będzie musiał się nim zajmować? To dopiero pierwszy dzień. Ale nagrody były wartę tych wszystkich uwag, a Mati sam przyzna że towarzystwo Maksa mu nie przeszkadza.

piątek, 20 lutego 2015

"Orzechowy Uśmiech" Rozdział I



Rozdział I
„Obietnica i Świadek”

To oczywiście tytuł roboczy. Nie obiecuje że będę to pisał regularnie ;)
Lekki pisarz All~ 

         Na poniedziałkowym niebie powoli wychylało się słońce. Chłodny wiatr dał niemiłosiernie znać Mateuszowi że lato się już skończyło. Chłopak zaspanie przetarł piwne oczy po czym wzdrygnął się z zimna. Powoli zsunął się z łóżka, i poprawiając swoje bokserki zamknął okno.
         - Muszę przestać spać przy otwartym oknie… albo w samej bieliźnie… - burknął sam do siebie. Spojrzał w lustro, delikatnie wyginając rękoma skórę na policzkach. Co chwile formował uśmiech, albo smutną minę. Trzeba przecież przystosować mięśnie do udawania, pomyślał. Przeczesał jeszcze delikatnie ręką, swoje orzechowe włosy. Wystarczyło raz je przejechać dłonią bądź grzebieniem i fryzura sama się ustawiały. Zaleta posiadania krótkich włosów. Ubrał na siebie wcześniej przygotowane ubranie. Czarna koszula, jeansy tego samego koloru i fioletowy krawat.
         Powolnym krokiem wyszedł z pokoju. Po co się śpieszyć? Zapytał sam siebie. Ruszył do kuchni. Mieszkał w dość bogatym domu na obrzeżach miasta. Nie przeszkadzało mu to że do szkoły jeździ czterdzieści minut autobusem a do centrum około godziny. Miał doskonałą wymówkę by zostać w domu bądź też do niego wrócić. Ale jak sam uznawał, niestety było pięć osób które regularnie go „męczyły”. Znajomi jeszcze z czasów szkoły podstawowej. Wtedy i Mateusz był inny, weselszy, chętniejszy do zabaw, no i najważniejsze. Miał matkę.
         W kuchni już siedział ojciec Mateusza. Krzysztof pił poranną rozpuszczalną, przeglądając na tablecie jakieś strony informacyjne. Uśmiechnął się do syna, który odziedziczył po nim włosy i oczy. Ubrany był jak co dzień, jeansy, białą koszule i na niej pasy z kaburą w której trzymał „Katiusze”. Najprościej mówiąc pistolet typu Makarow.
         - Wcześnie wstałeś. – odezwał się znad kubka.
         - A dlaczego miałbym leżeć dalej? – zapytał po chwili ciszy Mateusz.
         - Jest poniedziałek, powinieneś jak większość nie lubić tego dnia.
         - Czy to jest powód by leżeć dalej? – zakpił sobie.
         - Masz racje. – zaśmiał się ojciec, gładząc swój poranny zarost. – Słuchaj mam do ciebie sprawę… - posłał synowi przepraszający uśmiech. Chłopiec westchnął nalewając wrzątku do kubka z kawą. Ale tylko do połowy, dalej szło mleko. Usiadł naprzeciwko ojca i biorąc pierwszy łyk, wielkości jednej trzeciej całej zawartości, w końcu odetchnął.
         - Jaką?
         - Nie chcesz mi pomóc w pracy?
Chłopiec wziął drugi łyk kawy, i całkowicie znużonym wzrokiem zmierzył uśmiechniętą twarz ojca. Malował się na niej wzrok zbitego psa. Chłopak opuścił przegranie głowę.
         - No dobra… dobra pomogę… ale nie za darmo…
         - Więc co chcesz w zamian?
         - Zezwolenie na broń.
         - Synu, wiesz że cię kocham. Ale no chyba kurwa nie.
         - Ej no weź… - jęknął. – Jestem synem gliniarza a sam nie mogę mieć broni… do dupy ten proces. – Krzysztof się zaśmiał, wstał po czym poczochrał włosy chłopca.
         - Załatwię ci za to paralizator i kaburę. - Oczy chłopca w końcu się otworzyły na tyle szeroko. Można było ujrzeć wszystkie gwiazdki jakie wywołało to zdanie. Otworzył też szeroko usta i wykrzywił je w uśmiech. – Prawdziwy Taser.
         - Na moją wyłączność?
         - Tak.
         - Ze zezwoleniem?
         - Tak.
         - Nie zabierzesz mi go…?
         - Nie. – ojciec posłał jeszcze jeden uśmiech po czym wyszedł z pomieszczenia. Mateusz ostatni raz tak szczęśliwy był… nawet nie pamiętał kiedy. Chociaż jednak, gdy usłyszał że drzwi do domu się zamykają , zadał sobie bardzo proste pytanie.
         W czym ja mam mu pomóc, jeśli daje mi paralizator…
         Troszkę martwiąc się tą sprawą zrobił sobie śniadanie, wziął portfel i wyszedł z domu. Włożył sobie do uszu słuchawki z fioletową obudową i kablem i poprawił czarną fedorę na głowie. Zimny wiatr nie dawał mu spokojnie maszerując. Musiał nałożyć na siebie szarawa bluzę z zamkiem pośrodku.
         - Szykuje się miły dzień, co? – zadał sobie ironiczne pytanie, włączając na podłączonym do słuchawek telefonie muzykę i ruszył na przystanek.
*
         W szkole jak zawsze usiadł w drugiej ławce pod ścianą. Zawsze przychodził wcześniej, nie lubił się spóźniać. Spojrzał na swój telefon.
         7.45 – pomyślał. – piętnaście minut spokoju…
Znów zakładając słuchawki położył się na ławce i schował głowę w ramionach. Spokojnie wytrzyma te pięć godzin w klasie jeśli nikt nie będzie go męczył. Jednak już po chwili do Sali zaczęli zbiegać się uczniowie. Oczywiście w końcu też musieli przyjść i „oni”. Tym magicznym sformułowaniem opisywał trójkę znajomych z młodych lat. Pierwszy wszedł Tomek, wysoki brunet i niebieskich oczach. Prawie zawsze się uśmiecha, i bawi wszystkich naokoło. Tuż za nim weszły dwie dziewczyny. Smukła dziewczyna o tym samym kolorze włosów co Mateusz, Celina. Była niższa od niego o jakieś dwanaście centymetrów, przez co dość często się wkurzała. Trochę to zabawne, ale w dzieciństwie to ona była najwyższą osobą w klasie. Teraz został nią Tomek. Celina miała fryzurę do ramion, rozpuszczoną. A do jej orzechowych włosów dołączone były dwie, zielone tęczówki. Uzbrojona w swój uśmiech, zawsze starała się prowadzić grupę. Za nią weszła troszkę wyższa od niej ruda dziewczyna, Jagoda. To na nią i jej duży biust lecieli chłopcy, dlatego nigdy nie narzekała na ich brak. Maiła dość pospolite oczy, bardzo „odrzucający” błękit zamieniony zielonymi szkłami kontaktowymi. Dlaczego się trzymała z tą małą grupą osób? Tego nikt nie wiedział. Ale na pewno Celina jej zazdrościła piersi. W przeciwieństwie do rudej, nie miała tak dorodnego biustu. Oczywiście już po chwili znaleźli się tuż obok Mateusza.
         - Mati! – szatynka rzuciła mu się na szyje. Mimowolnie chłopak musiał wyjąć słuchawki. – Tomek się ze mnie śmieje.
         - I co ja mam z tym zrobić? – zapytał bez emocji, wyłączając muzykę.
         - Cokolwiek… - zasmuciła się. – Chociaż się uśmiechnij… - dodała pod nosem, tak że ludzie dookoła tego nie słyszeli, ale wszystko dochodziło do uszu Mateusza. Orzechowłosy posłał delikatny uśmiech dziewczynie, która po zobaczeniu go od razu rozpromieniała. Tym razem nawet nie był udawany gest, a pomyślał o swojej nagrodzie. Paralizator…
         Zaczął się język Polski, wszyscy nie chętnie notowali słownych wypocin polonistki. Jej głos praktycznie usypiał pięćdziesiąt procent osób w Sali, co było nie małym wyczynem. Dodajmy do tego jeszcze poniedziałkowe uczucia, po weekendzie i taki przeciętny szesnastolatek umiera ze zmęczenia po zaledwie dwudziestu minutach polskiego. Jednak ta lekcja była inna. Po około dwudziestu trzech minutach do Sali weszło dwóch mężczyzn w garniturach. Pokazali jakiś dokument nauczycielce, która zbladła na jego widok. Po chwilach jednak wskazała na orzechowłosego po czym powiedziała.
         - Mateusz… pójdziesz z panami…
Wszyscy zwrócili się ku chłopakowi, który nie chętnie wstał i pierwszy wyszedł z Sali. Rozpoczęły się szepty osób w klasie.
         - Widzieliście? – zapytał Tomek. – Mieli pistolety…
         - Jak to? Gdzie? – Jagoda odpowiedziała nerwowo, pytaniem na pytanie.
         - Mieli pazuchy…
         - O mój Boże… a jak coś mu zrobią? – zapytała roztrzęsiona Celina. – Proszę pani?! Kto to był? Co chcą od Mateusza? – zaczęła nerwowo zadawać pytania. Nauczycielka spiorunowała go wzrokiem i odkaszlnęła.
         - Nie przejmujcie się, to… to… policja. Nie przejmować się. Wracamy do lekcji!
         Dwóch agentów szło przed Mateuszem, moim iż ten wyszedł pierwszy. Nie przedstawili się, nie powiedzieli gdzie idą ani po co. Przeszli cały korytarz i weszli do gabinetu dyrektora. Szatyn zdziwił się, że nie zastali tam grubego i lekko łysego dyrektora, a jakiegoś chłopca. Na oko miał czternaście lat. Był szczupły i niski. Wielkością tak naprawdę przypominał Celine, ale wyglądał jak chłopiec. Miał białą koszule i normalne jeansy. Widząc jego przestraszoną minę Mateusz posłał mu uśmiech i spojrzał na mężczyznę obok. Swojego ojca który głaskał chłopca po głowie. Jak tylko oboje zobaczyli orzechowłosego uspokoili się. Może to przez jego uśmiech?
         - Mateusz, pamiętasz jak prosiłem cię o pomoc?
         - Tak… to było dwie godziny temu?
         - No, musisz się opiekować naszym świadkiem. Tu twój paralizator i kabura. – wskazał na biurko. – Uważaj, może na niego polować mafia. – uśmiechnął się, co spiorunowało przerażeniem Mateusza.
         - Co… co kurwa?