P.S. Matura zabija
Tron
Ciche stukanie piętą, o pozłacane
nogi krzesła uważanego za tron odbijały się echem po pustych, kamiennych
ścianach hali. Rudowłosy mężczyzna, leżąc w nim jak na króla nie wypadało.
Nogi, ubrane w brązowe spodnie, popularne dla tego czasu były przerzucone przez
podłokietnik luźno latały, odbijając się o drewnianą ramę. W dłoni trzymał
pozłacaną obręcz z różnymi kamieniami szlachetnymi w niej. Była to jego korona,
której wyjątkowo nie lubił. Kładł ją na brzuchu, po czym podnosił, zarzucał na
oparcie. Wyjątkowo mu się nudziło. A ubrany był w luźną długą szata zakładana
przez głowę z rękawami, które można odrzucić na plecy. Szyty był z wełny z
lnianą podszewką. Posiadał piękny beżowy kolor. Wszystko związane skórzanym
paskiem.
Dla każdego kto wszedł po raz pierwszy
do Sali tronowej, osoba siedząca na tronie nawet nie przypominała króla.
Średniej długości włosy, ubrania nie ozdabiane świecidełkami, a przede
wszystkim, młody, dwudziesto-sześcio letni wygląd mężczyzny. Kto mógłby
przypuszczać że ten nie ogolony osobnik, wywalony na tronie, który częściej od
noszenia korony podrzuca ją, to król. Można powiedzieć prędzej że to błazen.
Władca rozejrzał się po komnacie,
powodując ruch w jego ciemno niebieskich tęczówkach. Podrapał się po brodzie
udając że posiada gęstą brodę.
- Choćbyś próbował kilka lat, tam i tak nic nie ma królu. – powiedziała kobieta w podobnym wieku stojący kilka stopni niżej. Brązowowłosa osobniczka w długiej czarnej szacie była najwyraźniej doradcą króla.
- A to, to co? – zapytał władca, ciągnąć się za pojedynczy włosek z brody.
- Włos, ale nie twój. Jest widocznie doklejony.
- Skąd wiesz. Nawet się do mnie nie odwróciłaś.
- Masz go cały dzień. – zaśmiała się pod nosem.
- Skąd ty to wiesz co? Jakoś nie zauważyłem że mi się przyglądasz.
- Ja ci go mój królu przykleiłam jak spałeś.
- Wiesz co grozi za znieważenie króla! – oburzył się wstając z tronu i zakładając koronę. Dostojnie machnął ręką, ale jego doradczyni nawet się nie odwrócił. – Wtrącę cię do loch…
- Tak, tak, a teraz jak już wstałeś, twój generał czeka.
Król zmierzył ją groźnym spojrzeniem, po czym usiadł normalnie na tronie i machnął ręką.
- Niech wejdzie! – krzyknął, a wrota się otworzyły. Do środka wszedł okuty w zbroje osobnik, z pleców zwisała piękna zielona peleryna, a na torsie błyszczał wymalowany i pozłacany herb wojownika. Na nim zaś, można było dostrzec jednorożca.
- Choćbyś próbował kilka lat, tam i tak nic nie ma królu. – powiedziała kobieta w podobnym wieku stojący kilka stopni niżej. Brązowowłosa osobniczka w długiej czarnej szacie była najwyraźniej doradcą króla.
- A to, to co? – zapytał władca, ciągnąć się za pojedynczy włosek z brody.
- Włos, ale nie twój. Jest widocznie doklejony.
- Skąd wiesz. Nawet się do mnie nie odwróciłaś.
- Masz go cały dzień. – zaśmiała się pod nosem.
- Skąd ty to wiesz co? Jakoś nie zauważyłem że mi się przyglądasz.
- Ja ci go mój królu przykleiłam jak spałeś.
- Wiesz co grozi za znieważenie króla! – oburzył się wstając z tronu i zakładając koronę. Dostojnie machnął ręką, ale jego doradczyni nawet się nie odwrócił. – Wtrącę cię do loch…
- Tak, tak, a teraz jak już wstałeś, twój generał czeka.
Król zmierzył ją groźnym spojrzeniem, po czym usiadł normalnie na tronie i machnął ręką.
- Niech wejdzie! – krzyknął, a wrota się otworzyły. Do środka wszedł okuty w zbroje osobnik, z pleców zwisała piękna zielona peleryna, a na torsie błyszczał wymalowany i pozłacany herb wojownika. Na nim zaś, można było dostrzec jednorożca.
Generał uklęknął naprzeciw tronu.
- Panie! – wykrzyczał nagle, lekko poruszając królem. – Śmiem królowi donieść o ważnej informacji. Wasz brat zmarł.
- Mój brat? Co?! – wstał z tronu. – Jak to zmarł! Co się stało!?
- Stanęło serce.
- Bardzo zabawne generale. – doradczyni poklepała zbrojnego po plecach. – Ale tyle chyba starczy. Nie widzisz że król jest rozżalony?
- Bardzo przepraszam. – mężczyzna wstał i ruszył do wyjścia. Drzwi znów się zamknęły pozostawiając króla z doradczynią samych.
- Naprawdę Kasandarze, powinieneś nauczyć się aktorstwa. – zaśmiała się. Król po chwili dołączył do niej z śmiechem.
- Przecież dobrze mi to idzie. – znów się rozłożył na tronie. – Trucizna? Zabójca? Wypadek? Jak go kazałaś uśmiercić.
- Jest król pewien że chce to wiedzieć?
- Ech, zatrzymaj to dla siebie. – nastała krótka cisza. – Albo nie. Zabierz to ze sobą do grobu.
- Jak sobie życzysz panie.
- I Andario, jakie mamy plany na dziś?
- Nic Kasandarze. Żadnych gości.
- To brzmi dobrze. Mamy teraz czas na obiad, prawda?
- Wydaje mi się że tak.
- Panie! – wykrzyczał nagle, lekko poruszając królem. – Śmiem królowi donieść o ważnej informacji. Wasz brat zmarł.
- Mój brat? Co?! – wstał z tronu. – Jak to zmarł! Co się stało!?
- Stanęło serce.
- Bardzo zabawne generale. – doradczyni poklepała zbrojnego po plecach. – Ale tyle chyba starczy. Nie widzisz że król jest rozżalony?
- Bardzo przepraszam. – mężczyzna wstał i ruszył do wyjścia. Drzwi znów się zamknęły pozostawiając króla z doradczynią samych.
- Naprawdę Kasandarze, powinieneś nauczyć się aktorstwa. – zaśmiała się. Król po chwili dołączył do niej z śmiechem.
- Przecież dobrze mi to idzie. – znów się rozłożył na tronie. – Trucizna? Zabójca? Wypadek? Jak go kazałaś uśmiercić.
- Jest król pewien że chce to wiedzieć?
- Ech, zatrzymaj to dla siebie. – nastała krótka cisza. – Albo nie. Zabierz to ze sobą do grobu.
- Jak sobie życzysz panie.
- I Andario, jakie mamy plany na dziś?
- Nic Kasandarze. Żadnych gości.
- To brzmi dobrze. Mamy teraz czas na obiad, prawda?
- Wydaje mi się że tak.
W jadali zaś siedziała urocza dama,
szesnastoletnia lady. Prowadziła dyskusje ze swoim rycerzem, ale przerwała
wstając w momencie, kiedy w drzwiach pojawił się król. Jej brązowe kosmyki
włosków, układały się w przyjemne dla oczu kompozycje. Zaś jej oczy, tak młode
i pragnące poznawać świat niemal oślepiały swym srebrnym kolorem. Kącik jej ust
delikatnie wygiął się w uśmiech, kiedy schyliła głowę by się pokłonić.
- Lady Vita, witam. – władca podszedł bliżej i ucałował jej dłoń.
- Och, witaj mój królu. Jak ci mija dzień? – wyprostowała się i pozwoliła władcy osunąć swoje krzesło. Spokojnie usiadła i wciąż z uśmiechem bacznie obserwowało mężczyznę.
- Niestety, mój brat, książę Filiar zmarł… - król udał smutek, jednak ona dostrzegła nieudolne aktorstwo władcy.
- O matko, doprawdy. Król musi być rozżalony… - spojrzała na niego.
- Jestem pod takie rzeczy… przyzwyczajony. W każdej chwili ktoś może zabić mnie, moją rodzinę, bliskich, doradców. Śmierć to… moje życie.
- Niestety. Król musi mieć w takim razie bardzo smutne życie.
- Smutne? Tak… tak, bardzo smutne. – spojrzał jej głęboko w oczy. – Może zechcesz mi to życie… rozweselić?
- Cóż to król mówi. – zachichotała udając zażenowanie.
- Jesteś młoda, piękna, a ja… cóż jestem smutnym królem, który potrzebuje towarzystwa…
- Przepraszam królu. – szybko wstała od stołu. – Ale nie jestem zainteresowana takimi propozycjami. – dziewczyna czym prędzej ruszyła do wyjścia wraz ze swoim rycerzem.
Król kazał się doradczyni nachylić i wyszeptał jej rozkazy.
- Aresztować, zgwałcić i zamordować.
- Tak jest mój królu. – zapisała na kartce papirusu który trzymał przy sobie. – Jest król pewny? Ona tylko odmówiła…
- Odmówiła królowi. Tyle wystarczy.
- Ale w taki sposób?
- Masz racje… niech przez miesiąc będzie gwałcona. Potem ją zabijcie.
Doradczyni zmierzył z wrogością króla, który tego nie zauważył.
- Tak… jest mój królu…
- Lady Vita, witam. – władca podszedł bliżej i ucałował jej dłoń.
- Och, witaj mój królu. Jak ci mija dzień? – wyprostowała się i pozwoliła władcy osunąć swoje krzesło. Spokojnie usiadła i wciąż z uśmiechem bacznie obserwowało mężczyznę.
- Niestety, mój brat, książę Filiar zmarł… - król udał smutek, jednak ona dostrzegła nieudolne aktorstwo władcy.
- O matko, doprawdy. Król musi być rozżalony… - spojrzała na niego.
- Jestem pod takie rzeczy… przyzwyczajony. W każdej chwili ktoś może zabić mnie, moją rodzinę, bliskich, doradców. Śmierć to… moje życie.
- Niestety. Król musi mieć w takim razie bardzo smutne życie.
- Smutne? Tak… tak, bardzo smutne. – spojrzał jej głęboko w oczy. – Może zechcesz mi to życie… rozweselić?
- Cóż to król mówi. – zachichotała udając zażenowanie.
- Jesteś młoda, piękna, a ja… cóż jestem smutnym królem, który potrzebuje towarzystwa…
- Przepraszam królu. – szybko wstała od stołu. – Ale nie jestem zainteresowana takimi propozycjami. – dziewczyna czym prędzej ruszyła do wyjścia wraz ze swoim rycerzem.
Król kazał się doradczyni nachylić i wyszeptał jej rozkazy.
- Aresztować, zgwałcić i zamordować.
- Tak jest mój królu. – zapisała na kartce papirusu który trzymał przy sobie. – Jest król pewny? Ona tylko odmówiła…
- Odmówiła królowi. Tyle wystarczy.
- Ale w taki sposób?
- Masz racje… niech przez miesiąc będzie gwałcona. Potem ją zabijcie.
Doradczyni zmierzył z wrogością króla, który tego nie zauważył.
- Tak… jest mój królu…
Po zjedzeniu kolacji, król wyrzucił
ostatnią kostkę na stół. Odchylił się na krześle obserwując sufit. A w tym
pokoju był dość wysoko, zdobiony różnymi ilustracjami oraz trzema, złotymi
żyrandolami ze świecami. By je zaświecić, ludzie musieli wchodzić na specjalne
pięterko. Czasami można było dostrzec tam cienie ludzi, pilnujących, albo
szpiegujących obiady. Doradczyni zauważyła jeden, jednak zostawiła tą wiadomość
dla siebie.
- Król sobie czegoś życzy? – zapytała.
- Tak… każ przygotować kąpiel. Woda ma być ciepła, niech w kotłowni pracują najlepiej jak potrafią.
- Dobrze, to wszystko?
- Nie mam ochoty na żadne damskie towarzystwo w łaźni. Chłopców też nie chce tam.
- Oczywiście, czyli mam wolne?
- Oczywiście, że nie. Ktoś musi za mną chodzić, sprzątać, zapisywać moje złote myśli. Kto wie, może kiedyś spiszesz wszystko w kronikę? „Złote lata Królestwa Urfati”? To brzmi dumnie.
- Raczej „Król Morderca”
- Grabisz sobie… choć już.
- Król sobie czegoś życzy? – zapytała.
- Tak… każ przygotować kąpiel. Woda ma być ciepła, niech w kotłowni pracują najlepiej jak potrafią.
- Dobrze, to wszystko?
- Nie mam ochoty na żadne damskie towarzystwo w łaźni. Chłopców też nie chce tam.
- Oczywiście, czyli mam wolne?
- Oczywiście, że nie. Ktoś musi za mną chodzić, sprzątać, zapisywać moje złote myśli. Kto wie, może kiedyś spiszesz wszystko w kronikę? „Złote lata Królestwa Urfati”? To brzmi dumnie.
- Raczej „Król Morderca”
- Grabisz sobie… choć już.
Łaźnia wyglądała dość klasycznie,
wedle starych zasad budowy. Około pół metra głębokości, prostokątna i wyłożona
płytkami. Woda już parowała, dzięki umieszczonymi pod podłogą paleniskami. Król
zrzucił z siebie szaty, świecąc wyrzeźbionym torsem o bladym kolorze. Szybko
stał nago przed oparami pary. Te wszystkie ubrania musiała wyzbierać Andaria.
Stanęła bacznie z boku, obserwując swojego władcę. Do rąk doradcy dotarło po
drodze kilka listów, adresowanych do króla.
- A więc królu. Chcesz teraz przeczytać wiadomości?
- Nie widzisz że jestem zajęty? Możesz je przeczytać.
- Jak każesz…
Kobieta złamała pierwszą pieczęć, z obrazkiem statku.
- Witaj nasz królu. – zacytował – śmiem donieść, że marynarze w naszych portach są zaalarmowani zbrojeniami wroga. Twój oddany dowódca floty. Katai Akur.
- Hmm… północ znowu się zbroi? Nie dobrze…
- Witaj nasz królu. – otworzyła kolejny list – chcieliśmy serdecznie króla zaprosić, na bal maskowy który odbędzie się dziś wieczorem w naszej rezydencji. Rodzina Balatrie.
Król wstał, mimo iż w wodzie spędził tylko kilka chwil, to jego ciało już błyszczało. Podszedł do doradczyni i zabrał jej list.
- Wygląda obiecująco. Idziemy.
- Idziemy?
- Gdzie miałbym iść bez doradcy? – odrzucił resztę listów z jego rąk. – A może ty mi dziś poprawisz humor?
- Królu?! – cofnęła się delikatnie.
- Co królu? – zaśmiał się, osuwając z ramion szatę brązowowłosej. – to królu.
- T… - nie mogła skończyć wyrazu, gdyż władca zamknął jej usta, swoimi. Rudowłosy pchnął swojego doradcę na ścianę, i zaczął z niej ściągać ubrania. Andaria nie mogła protestować, albo się bronić. Wiedziała że to by się źle skończyło. Władca szybko ją odwrócił i kazał opierać się o ścianę. Bez większych przygotowywań wszedł w doradcę. Ta jęknęła z bólu, trzymając się ściany. Ona doradczyni króla, tak traktowana przez władcę. Przygryzła wargę by wytrzymać ból fizyczny i moralny. Rozszerzyła nogi, ułatwiając dostęp Kasandrowi. Miała nadzieje że to nie potrwa długo. Że wytrzyma.
- AH!- krzyknął król zaspakajając swoją potrzebę. Wyszedł z doradcy i wrócił do wody. – widzisz? Nie było tak źle.
- T…t…tak mój królu. – Andaria padła na ziemie, z jej rozgryzionej wargi leciała krew.
- Zbierz się do kupy, wieczorem idziemy na bal.
- Tak… mój królu. – ledwo wstała, ale opierając się o ścianę w końcu wyszła z pomieszczenia.
- A więc królu. Chcesz teraz przeczytać wiadomości?
- Nie widzisz że jestem zajęty? Możesz je przeczytać.
- Jak każesz…
Kobieta złamała pierwszą pieczęć, z obrazkiem statku.
- Witaj nasz królu. – zacytował – śmiem donieść, że marynarze w naszych portach są zaalarmowani zbrojeniami wroga. Twój oddany dowódca floty. Katai Akur.
- Hmm… północ znowu się zbroi? Nie dobrze…
- Witaj nasz królu. – otworzyła kolejny list – chcieliśmy serdecznie króla zaprosić, na bal maskowy który odbędzie się dziś wieczorem w naszej rezydencji. Rodzina Balatrie.
Król wstał, mimo iż w wodzie spędził tylko kilka chwil, to jego ciało już błyszczało. Podszedł do doradczyni i zabrał jej list.
- Wygląda obiecująco. Idziemy.
- Idziemy?
- Gdzie miałbym iść bez doradcy? – odrzucił resztę listów z jego rąk. – A może ty mi dziś poprawisz humor?
- Królu?! – cofnęła się delikatnie.
- Co królu? – zaśmiał się, osuwając z ramion szatę brązowowłosej. – to królu.
- T… - nie mogła skończyć wyrazu, gdyż władca zamknął jej usta, swoimi. Rudowłosy pchnął swojego doradcę na ścianę, i zaczął z niej ściągać ubrania. Andaria nie mogła protestować, albo się bronić. Wiedziała że to by się źle skończyło. Władca szybko ją odwrócił i kazał opierać się o ścianę. Bez większych przygotowywań wszedł w doradcę. Ta jęknęła z bólu, trzymając się ściany. Ona doradczyni króla, tak traktowana przez władcę. Przygryzła wargę by wytrzymać ból fizyczny i moralny. Rozszerzyła nogi, ułatwiając dostęp Kasandrowi. Miała nadzieje że to nie potrwa długo. Że wytrzyma.
- AH!- krzyknął król zaspakajając swoją potrzebę. Wyszedł z doradcy i wrócił do wody. – widzisz? Nie było tak źle.
- T…t…tak mój królu. – Andaria padła na ziemie, z jej rozgryzionej wargi leciała krew.
- Zbierz się do kupy, wieczorem idziemy na bal.
- Tak… mój królu. – ledwo wstała, ale opierając się o ścianę w końcu wyszła z pomieszczenia.
Król kręcił się przed lustrem,
przebierając się w coraz to inne szaty. W końcu znalazł idealną. Czarną długą
szatę z rękawami. Idealnie pasowała do białej maski, którą postanowił zabrać ze
sobą. Zasłaniała górną połowę twarzy, ale była najpopularniejsza wśród bali. Pomyślał
że to może być idealne dla niego. Nie wyzna że jest królem. Poszuka kogoś kogo
polubi. Może mu się uda, tym razem.
Mimo bycia księciem jego powodzenie
wśród kobiet zawsze było nikłe. Odkąd pamięta jego młodszy brat był w tym
lepszy. Różniło ich przecież osiem lat, to nic dziwnego że się różnią. Król
westchnął zakładając maskę. Czy zlecenie zabójstwa swojego brata to był dobry
pomysł? Czy wszystkie decyzje jakie podejmował były dobre? Może czas się
zmienić? Wyszedł z komnaty i ruszył czym prędzej na bal.
Salon rodziny Balatrie był
największy w całej stolicy. Mogło się tam zmieścić ponad dwieście osób. Cały
czas orkiestra grała walca, a pary mijały się i dzikim i niezrozumiałym tańcu.
Jakby każda z wielu par, ubrana w maski rozmawiała ze sobą, bez słów, bez
dźwięków, jedynie przy muzyce, ruchem ciała. Był to jeden z najbardziej
ekskluzywnych bali, zapraszana tylko magnateria z całego kraju. Mimo znającego
się grona, kolorowe ubrania i maski kamuflowały tożsamości. Może to był jedyny
powód dlaczego tak potrafili się bawić?
Uradowany król zostawiając w tyle
swojego doradcę dołączył do szalonych wirów sukien, szat i masek. Zafascynowany
tym światem, jakby sprawy królestwa nie były już na jego głowie. On, król nie
poznany mógł się bawić, nie martwiony przez nikogo, nie nękany wiadomościami i
przyzwoleniami. Nie obowiązywały go maniery. Nikogo kto nosił tam maski nie
obowiązywały.
Znalazł piękną dziewczynę, o
kasztanowych włosach, ubraną w brzoskwiniową suknie, podszywaną od wewnątrz
białymi falbankami. Uśmiechnęła się do niego podając mu dłoń. Zatracili się w
tańcu, bez słów które by mogły coś zdradzić. Muzyka zrobiła się
intensywniejsza, dzięki czemu mogli być bliżej siebie. Jednak, jakby gdzieś już
widział te włosy.
Nagle coś kazało mu stać. Obejrzał
się w około, nikt nie zwracał na niego uwagi. Ale coś powstrzymało go od ruchu,
coś jakby go ukuło. Dotknął swojej czarnej szaty, która zaczęła robić się
mokra. Jego dłoń zalała się szarłatem. Ale kto? Kto chce go zabić? Spojrzał
przed siebie, dziewczyna uśmiechała się do niego. A obok niej, stał ktoś
jeszcze. Byli prawie tego samego wzrostu. To mężczyzna, rudowłosy, i jeszcze
kogoś dostrzegł. Andaria. Nieznany towarzysz dziewczyny delikatnie uchylił
maskę i uśmiechnął się do konającego króla.
- Dobranoc braciszku.
- Dobranoc braciszku.
Nikt nie dostrzegł jego śmierci, nie
zauważali ciała na podłodze. Nikt nie chciał widzieć, jak umiera król.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz