czwartek, 30 stycznia 2014

"Złodziej też ma prawo się zakochać" Rozdział 10

Złodzieje wbiegli do budynku wojskowego, rozglądając się po pustym pomieszczeniu i chłodnych kamiennych ścianach. Nie było tu wojska, więc bez przeszkód weszli do korytarza, gdzie znajdowało się kilkanaście drzwi. Ewan kazał dokładnie przeszukać pokoje, a sam podszedł do drewnianych schodów na piętro
            - Idę na górę, sprawdzić dokładnie dół. Nie pokazujcie mi się na piętrze.
            - Tak jest bracie! – krzyknęli.
Blondyn ruszył na piętro, powolnym krokiem mijał kolejne zamknięte pokoje. Gdy usłyszał trzask za sobą, nawet nie myśląc wyjął miecz i machnął nim do tyłu, przecinając jakieś ciało.
Gdy się odwrócił zobaczył jak na ziemię pada młody chłopak, był uzbrojony.
            - To na pewno giermek, cholera. Szkoda chłopaka.
Ewan podniósł ciało chłopca, by móc spojrzeć mu w twarz. Dzieciak miał ciężki oddech, a drewnianą podłogę zalewała jego krew. Blondyn zdziwił się patrząc mu w oczy. Mimo iż umierał, giermek był szczęśliwy.
            - Dlaczego? – zapytał ze zdziwieniem blondyn.
            - Bo zginąłem w walce. – zdołał wydusić z siebie chłopak, po czym jego oczy straciły duszę a jego oddech zamarł. Ewan spojrzał w bok, i zamknął mu oczy.
Pomodlił się nad ciałem i ruszył w dalsze poszukiwania. Towarzyszył mu tylko zimny podmuch wiatru, obijający się o puste szare ściany. Naglę dotarł do niego krzyk. To była Ortensia. Blondyn niewiele myśląc dobrał miecz i ruszył w kierunku krzyku. Dobiegł do zamkniętych drzwi. Zaczął uderzać w nie całym ciałem, ale nie puszczały. Po kilku minutach udało mu się, drzwi wypadły z zawiasów, a Ewan wpadł do środka.
Pod ścianą stał przerażony Francis z płaczącą Ortensią. Gdy blondyn się przyjrzał, zauważył że blondynka ma przy szyi sztylet. Blondyn spojrzał zimno na bruneta.
            - Czego chcesz, za wypuszczenie jej?
Oficer rozejrzał się po pokoju i nerwowo się zaśmiał.
            - Ha, ja mam wszystko. Ale… no może w tym momencie nie mam nic… - Mężczyzna nadal rozglądał się, jakby szukał wsparcia, bądź drogi ucieczki. – Gdzie twoi ludzie?
            - Na dole. Czekają… - warknął wrogo Ewan, po czym spojrzał na Ortensie i uśmiechnął się by ją uspokoić. Ta przestała się już tak wiercić. – Więc czego chcesz?
            - Masz się poddać.
Blondyn rzucił miecz na ziemię. I spojrzał na oficera, który wypuścił blondynkę i za zakładnika wziął Ewana. W nerwach zapomniał o jednym. Blondynka chwyciła za krzesło znajdujące się obok niej i szybkim ruchem rozbiła je na głowię  Francisa. Ten opadł na ziemie jęcząc i kwicząc z bólu, niczym świnia która idzie do ubojni. Ewan spojrzał na niego, jak ten próbuje wstać ale kopnął go w brzuch. Oficer leżał zwijając się z bólu, a dostawał nowe kopniaki.

W końcu Ortensia złapała za rękę blondyna by ten przestał. On tylko spojrzał na nią i spuścił wzrok.
            - Przepraszam. – wyszeptał.
            - Za co?
            - Naraziłem cię na niebezpieczeństwo. – z oczu blondyna zaczęły kapać łzy.
            - Nie, nie narażałeś mnie. Ale ocaliłeś. – dziewczyna przytuliła się do Ewana.
            - Kocham cię… - wyszeptał jej do ucha. Ortensia zaczęła płakać.
            - Ja też! – krzyknęła – Też cię kocham!
Blondyn przybliżył się do jej twarzy i pocałował ją. Po chwili złapał ją za rękę i zapytał.
            - Czy chcesz być ze mną?
Ona z łzami w oczach powiedziała
            - Tak, chce.
Ewan pociągnął ją ze sobą do swoich ludzi i stając przed nimi krzyknął
            - Jam jest brat gildii złodziei, a od dziś to będzie siostra!
Złodzieje ze zdziwieniem popatrzyli na tą parę. Ale z szeregu wyrwał się Kian.
            - Chwałą bratu Ewanowi i siostrze Ortensii!
            - Chwała! – odpowiedzieli
Blondyn spojrzał na ukochaną i powiedział.
            - Teraz będziemy razem. – po czym ją pocałował.


Notatka Autora, czyli mnie ^^:
To jest koniec pierwszej opowieści na moim blogu. Nie uważam ją za coś dobrego,  jest raczej przeciętna. Zaczynam nowy projekt. Mam nadzieje że się wam spodobają. ^^

P.S. Nie wiem kiedy będzie nowy post z opowiadaniem, ale może wykombinuje coś krótkiego.

sobota, 18 stycznia 2014

"Dziewczyno nie czekaj do śmierci."

Jak co dzień budzę się w łóżku , samotny. Spoglądam na zegarek „o szósta” pomyślałem „czas do szkoły”. Wychodzę z mojego pokoju, nikogo nie ma. Tylko karteczka na lodówce
„Dorianku…
Muszę jechać do Warszawy na wywiad, będę za trzy dni. Na stole masz pieniądze, nie wydaj wszystkiego!
Kocham mama.”
Biorę wdech, robię sobie śniadanie do szkoły i wychodzę z mieszkania a następnie z bloku. „Co dziś za dzień? Poniedziałek…” prowadzę sobie wewnętrzy dialog. Ale to i tak lepiej że poniedziałek, przynajmniej nie będę sam. Ach jak ja kocham wiosnę, lubię popatrzeć jak wszystko odżywa po zimie.
         Do szkoły idę na piechotę, mam dziesięć minut marszu. Stoję w furtce i spoglądam na moje liceum. I codziennie ten miły i przyjemny głos mówi mi:
         - Dzień dobry, znowu tu stoisz?
Obracam się i widzę zielonooką blondynkę która obdarzyła mnie uśmiechem.
         - O, cześć Maria. – uśmiecham się do niej – jakoś lubię tu stać i patrzeć na szkołę. – dokończyłem. Ona wtedy złapała mnie za rękę i pociągnęła do szkoły „tak, za to ją kocham” pomyślałem, po czym weszliśmy do szkoły.
         „Szkoda że nie jesteśmy parą” to są moje najczęstsze myśli. Wyznałem jej miłość, ale zaproponowała przyjaźń, zgodziłem się. Od tego momentu nasze relacje poprawiły się i przez to bierze się nas często za parę. W końcu często się przytulamy całe przerwy, zanosimy sobie lekcje, jak kogoś z nas nie ma w szkole Oraz często gdzieś wychodzimy.
         I tak minęły dwie lekcję, przyszedł czas na język polski. Nasza pani kazała mi wymoczyć gąbkę, więc wyszedłem na korytarz który był dziwnie opustoszały. Zobaczyłem tylko cień przy toalecie. Ktoś stał za ścianą. Myślałem że ktoś próbuje zerwać się z lekcji, dobrze że mamy monitoring. Zbliżyłem się do ubikacji, kiedy kątem oka zobaczyłem jak człowiek stojący w ukryciu, poruszył się w moim kierunku. Poczułem duży ból. Spojrzałem na swój brzuch, miałem wbity nóż. Od razu zgiąłem się w pół. Popatrzyłem na mojego oprawcę. Był to chłopak, chyba nawet mojego wieku, miał średniej długości włosy i czerwone oczy. Ale to chyba były kontakty. „Maria takie lubi” nawet w obliczu śmierci myślę tylko o niej. Spoglądam raz jeszcze na blondyna i zadaje mu pytanie
         - Dlaczego?
A on z uśmiechem odpowiedział
         - Teraz nie będziesz mi przeszkadzał z Marią.
         Wyplułem krew i szybkim ruchem uderzyłem pięścią w jego szczękę, tak że aż upadł na ziemię. Złapałem za nóż i wyrzuciłem go jak najdalej jak mogłem. Podchodząc do blondynki mówiłem
         - Myślisz że pozwolę, by taki śmieć jak ty, do niej się przystawiał!?
Złapałem za jego głowę i podniosłem go. Postawiłem go na nogi po czym znowu uderzałem go w brzuch. Mimo ogromnego bólu myślałem tylko o tym, by go załatwić. Złapałem jego głowę i zacząłem uderzać nią o drzwi zamkniętej Sali. No i ostatnie uderzenie, jego głowa przebiła drewno.

         Oparłem się o ścianę, po czym usiadłem i ostatni raz spojrzałem na blondyna
         - Maria, przepraszam… - wyszeptałem. Jestem taki śpiący.
Ale usłyszałem krzyk. Krzyk Mari. Otworzyłem oczy i zobaczyłem ją. Klęczała przy mnie a z jej zielonych oczu ciekły łzy. Uśmiechnołem się do niej i powiedziałem
         - Nie płacz, proszę…
         - Dorian proszę. Nie odchodź!
         - Nie martw się. Maria proszę żyj za nas oboje…
         - Dorian proszę. Dorian ja cię kocham!
         - To dlaczego ty?
         - Bałam się tego, że coś między nami się zmieni… przepraszam.
         - Nic się nie stało…
Blondynka zetknęła swoje usta z moimi. Gdy odchyliła się, już ociężale dotknąłem ręką jej policzka, zostawiając krwawy ślad.
         - Jaka delikatna… przepraszam… żyj dalej…
Wyszeptałem. Po czym zamknąłem oczy, gdyż byłem już bardzo senny…

Notatka:
-facepalm- boże co ja tworzę...
Może jakieś komentarze. Bo ja naprawdę chcę wiedzieć czy ktoś to czyta czy tak o wchodzi...

czwartek, 16 stycznia 2014

"Złodziej też ma prawo się zakochać" Rozdział 9

Mija miesiąc, od kiedy Ewan został pojmany. Cały ten czas siedział w lochu, o chlebie i wodzie. Mógł tylko spojrzeć przez małe okno z kratami, na niebo.
            - I tak się cieszę że, że jej to powiedziałem. – uśmiechał się, co denerwowało strażników.
W końcu nadszedł dzień egzekucji. Do lochów przyszła umięśniona postać, z założonym czarnym kapturem, wraz z dwoma rycerzami.
            - To jest twój kat. – zaśmiał się jeden.
            - Liczę na udaną współpracę. – odezwała się umięśniona postać.
Ewan również się uśmiechnął
            - Ja też na to liczę, ale to będzie krótka znajomość…
Strażnicy wraz z katem zaczęli się śmiać.
            - Widać że i tobie humor dopisuje, nawet na scenie śmierci.
            - Trzeba być optymistą. – wyszeptał.
Rycerzy zabrali Ewana i zaprowadzili go do szubienicy. Na placu powieszeń zebrało się wielu ludzi. Głównie tych którzy kiedykolwiek zostali okradzeni, krzyczących na blondyna. Ewan rozejrzał się, na jednym z balkonów stał Francis wraz z Gubernatorem, więc gdzieś powinna być Ortensia. Blondyn ostatni raz spojrzał na ludzi przed nim, dostrzegł grupę aktorów.
Uśmiechając się zamkną oczy, a za sobą usłyszał znajomy głos mówiący
            - Czekajcie chce coś zrobić.
Blondyn otworzył oczy i zobaczył Edwarda, osobistego rycerza Ostensi, który nachylił się nad uchem herszta.
            - Ostensia jest w tym budynku, szykuj się…
Rycerz wyją miecz i przeciął sznury na rękach i nogach skazańca, wręczając mu drugi miecz. Aktorzy zrzucili maski i wyjęli broń. Rozpoczęła się walka pomiędzy kilkunastoma złodziejami i królewskimi rycerzami.

Panika wśród zebranych pomagała złodziejom. Rycerze próbując dojść do wroga ginęli, padali na ziemię od ciosów zadawanych z za pleców. Kat swoim toporem próbował trafić Ewana, który skakał po platformie jak tancerz na scenie. Gdy wbił swoją katowską broń w platformę, blondyn bez większych problemów wskoczył na nią i przebił gardło umięśnionego mężczyzny. Gdy padł na ziemie nastała cisza, strażnicy leżeli martwi bądź ranni. Na placu zostali jedynie złodzieje, Ewan staną przed nimi i krzyknął
            - Jak już tutaj dotarliśmy to ruszajmy na Francisa!
A podlegli mu wojownicy wykrzyczeli radośnie, jednym tonem
            - Na Francisa! 

niedziela, 5 stycznia 2014

"Złodziej też ma prawo się zakochać" Rozdział 8

Mijają kolejne godziny, rozmowy pomiędzy dwójką młodych ludzi ciągnęły się w nieskończoność. Ewan wziął głęboki wdech i uklęknął przed Ortensią
            - Ortensio, kocham cię. – powiedział. Ona zaczerwieniła się i przytuliła głowę chłopaka do swego brzucha.
            - Ja też. Ja też cię kocham! – krzyknęła
            - Miło słyszeć, że tak zachowuje się moja przyszła żona… - usłyszeli głos za pleców.
Gdy się odwrócili zobaczyli piętnastu ludzi, w tym jeden oficer, brunet o błękitnych oczach.
            - Więc kim jesteś? Kochanku mojej narzeczonej? – powiedział wrogim tonem.
            - Ty jesteś Francis? Ten który zabił Rudiego?
            - Nie ty tu zadajesz pytania. Ale tak to ja.
            - Jestem następcą Rudiego…
Brunet skiną palcem, a jego ludzie pojmali herszta bandytów.
            - Nie! Zostaw go! – krzyczała blondynka.
Oficer spoliczkował dziewczynę.
            - Cicho bądź. Nie masz tu głosu…
Ewan wyrwał się z rąk rycerzy i wyjmując sztylet przecina dwóch rycerzy krzycząc
            - Zabije cię śmieciu!
            - Nie zabijać, musimy go mieć żywcem! – krzyczał Francis.
Kolejni rycerze próbowali zatrzymać opętanego herszta. Przeciął kolejnych dwóch wojów, po czym został powalony na ziemię, a na niego rzuciło się i przygniotło sześciu rycerzy. Oficer przykucną przy nim i spojrzał mu w oczy.
            - I co teraz? – zapytał sarkastycznie.
Zdenerwowany herszt spod wszystkich leżących na nim ludzi, wyciągnął rękę i złapał za szyję Francisa. Który przerażony z dużą siłą uderzył w rękę herszta. Ewan zaczął krzyczeć z bólu, gdyż jego ręka została złamana.
            - Zabiję cię. Za Rudiego, za Ortensie i za mnie… - wyszeptał po czym zemdlał z wycieczenia.

sobota, 4 stycznia 2014

Informacje

Dokładnie dziś, wymyśliłem co się dzieje dalej w pierwszej powieści "Złodziej też ma prawo się zakochać". Więc skończę to jeszcze przed końcem połowy stycznia... to było źle sformułowane zdanie. Chyba...

Dobra nie ważne, przeprowadzam monologi sam ze sobą... Jezu! Na tym właśnie polegają monologi!

Nie ważne! Czasami naprawdę piszę od rzeczy....

Chciałbym te osoby które mnie czytają, po prosić o napisania jakiegokolwiek komentarza (może być anonimowy) pod tym postem. Chcę po prostu wiedzieć ile was tam jest, bo wyświetlenia nic mi nie mówią~

Liczę na dalszą współprace z wami ^^ /Artur

piątek, 3 stycznia 2014

"Złodziej też ma prawo się zakochać" Rozdział 7

Dorożka wyjechała na opustoszone łąki. Ewan zszedł z stanowiska kierowcy i otworzył drzwi do wozu. Ujrzał drobną blondynkę, która z przerażeniem w oczach płakała. Złodziej złapał ją za włosy i wyprowadził z wozu i rzucił na trawę.
            - Kim jesteś?
            - Jestem Bratem…
            - Bratem? Zaraz czy nie masz na imię Rudi?
            - Skąd… skąd ty znasz jego imię? – powiedział Ewan z zdziwieniem w głosie. – Nie, Rudi nie żyje. Zabił go twój przyszły mąż.
Dziewczyną, już spokojniejszym głosem powiedziała
            - A chłopak imieniem Ewan wciąż żyje?
Blondyn przypomniał sobie, skąd ją znał. To Ortensia pomyślał.
            - Żyje. I ma się dobrze…
            - Tyle chciałam przed śmiercią się dowiedzieć… - dziewczyna uśmiechnęła się do aktora.
Ewan sięgnął pod płaszcz, dziewczyna zamknęła oczy myśląc o śmierci. Lecz gdy po chwili otworzyła je, ujrzała chustkę. Spojrzała szybko na złodzieja i wyszeptała
            - Ewan… to ty?
On się zaśmiał i zdjął maskę.
            - Tak to ja.
Dziewczyna rzuciła się na szyje chłopaka. Z radością na twarzy, tak że jej łzy smutku, zamieniły się na szczęścia.
            - Tęskniłam… - wyszeptała do ucha.
            - Nie boisz się mnie?
            - Ty mnie nie skrzywdzisz…
Blondyn przytulił dziewczynę.
            - Cztery lata. Jak się zmieniłaś.
Ostensia przejechała dłonią po twarzy Ewana
            - A jak ty… co się stało po mojej ucieczce.
Na jego twarzy zagościł smutek. Chłopak szybko rozwiązał płaszcz i suną go na ziemię, zdejmując przy tym koszule. Po czym odwrócił się plecami do blondynki, która otworzyła szeroko oczy. Delikatnie musnęła chłopaka po wielkich bliznach. Gdy Brat odwrócił się, w jego ramiona z płaczem wleciała Ortensia szepcząc cały czas
            - Przepraszam…
On natomiast pogłaskał ją po głowię i wyszeptał do ucha
            - Nie masz za co…