środa, 14 stycznia 2015

"Wojny Rodzin" Rozdział XII

Rozdział XII
„Mennica”

         Airen wraz z swoimi trzema strzelcami w pośpiesznym tępię, zmierzali do posterunku. Wiedzieli że za niedługo ruszy za nimi pościg. Musiał się śpieszyć, dziadek mu tego nie daruje. Król bardziej ukochał Ocariana niż swojego syna i wnuka. To była jedyna skaza na relacjach rodzinnych, jakie miały te dwa rody. Nikt głośno tego nie mówił, przecież nikt w ten sposób nie chciał tracić honoru. Koń młodego Grfya stąpał po gruncie coraz ciężej. Krople deszczu spowiły leśne tereny. Lekka lecz gęsta mgła zakryła runo leśne, wraz z kopytami koni. Wszyscy zakryli się, płachtami ubrań.

         W cytadeli król ani na chwile nie opuszczał Ocariana i Arii. Gdy tylko główny lekarz opatrzył nogę szczura, ten natychmiast wstał. Kanir natychmiast go podtrzymał, gdyż wydawało się że zaraz się przewróci.
         - Królu… proszę… - jęknął lekko z bólu. – zaopiekuj się Arią…
         - Co? Ocarian? Co ty mówisz? – dziewczyna złapała go za ramię.
         - To honor. Kocham cię, ale musze zagwarantować ci bezpieczeństwo. – delikatnie pogłaskał jej policzek. – Królu…
         - Jesteś ranny mój synu… - burknął. – Masz żonę, dziecko w drodze i chcesz się jeszcze uganiać za kimś kto zranił twój honor?
         - T…tak! – lekko się zawahał, ale odpowiedział niemal natychmiast.
         - Synu mój! Nigdy nie byłem tak dumny z ciebie! Jesteś prawdziwym mężczyzną! – przytulił go, ale on tylko jęknął z bólu. – Zaopiekuje się Arią! Bież ilu chcesz ludzi i leć, ale wróć tu żywy.
         - Dziadku! – krzyknęła Katarzyna.
         - No i przyprowadź Airena… - westchnął i machnął do ludzi szczura.
         - Panowie… - uśmiechnął się blondyn. - … polujemy na młodego gryfa! Zbierzcie kilkunastu ludzi. Co najmniej połowę zostawcie!
         - Ta jest! – krzyknęli i wybiegli z Sali, a Ocarian podszedł do swojej żony. Znów delikatnie pogłaskał ją po policzku.
         - Ario, kocham cię. Ale muszę to zrobić… In mnie już raz zaatakował, może posunąć się zrobić to drugi raz. – lekko ją pocałował. – Zrozum, nie chce cię stracić… nie chcę was stracić… - położył delikatnie dłoń na brzuchu dziewczyny, która zaczęła płakać.
         - Jedź… - powiedziała, a chłopak z uśmiechem i lekko utykając wyszedł z Sali.

         Lis, wraz ze swoja świtą już dojeżdżał do miasteczka z mennicą. Popatrzył na rudego mężczyznę, który jechał na jednym koniu wraz  z młodą czarną kosą.
         - Witamy w mennicy, jesteśmy niedaleko stolicy, więc bez żadnych niepotrzebnych bójek, burd, ani niczego, zgoda? – zapytał z uśmiechem, ale szlachta kiwnęła głową na zgodę. Zatrzymali konie tuż przed drzwiami dworu Gryfa, zarządzającego tym miastem. Podbiegli do nich gwardziści, ubrani w biało-czerwone kontusze. Jakby traktowali ich jako wrogów.
         - Kim waście!? – krzyknął jakiś rycerz z czarna opaską na lewym oku.
         - Artur de Volpe i mój towarzysz Strat z herbu Knurów. – przywitał się złośliwie. – Przyszliśmy odwiedzić pana tego dworu…
Gwardzista podrapał się po głowię, wcześniej zdejmując metalowy hełm.
         - Dobra, ale ci… - wskazał na ludzi lisa, gdyż co niektórzy mieli ślady krwi na pomarańczowych kontuszach. - … zostają…
         - Ma się rozumieć! Panowie pilnować koni!
         - Ta jest panie! – odpowiedzieli i zaczęli zajmować się swoimi sprawami, o ile takie mieli. A w tym czasie, panowie szlachta podeszli do białego, dość bogato zbudowanego dworu. No przecież miasto z mennicą… a poza tym rodzina króla. Na pewno to jakoś wpływało. Drzwi się otworzyli a oni weszli do wielkiego holu, z drewnianą podłogą. Różne ozdoby wisiały na ścianie, od obrazów z krajobrazami, po różne miecze i portrety. Nie mogli się przyjrzeć tym wszystkim ozdobą, gdy z górnego piętra wyszedł mężczyzna, wieku króla, z prawie taką samą brodą, ale była jedna różnica. Ten osobnik miał wszystkie włosy, i nie były siwe.
         - Kogo goszczę w moim domu? – zapytał powoli schodzić ze schodów. Jego źle zawiązany mocno czerwony kontusz, bujał się, jakby miał się zaraz rozwiązać. – Kim szlachta?
         - Artur de Volpe, panie. – ukłonił się, - A to moi towarzysze, Strat z herbu Knurów i Michał, wychowanek mojego towarzysza… - ci również się ukłonili. – Jesteśmy tutaj z przyjacielską propozycją… - wskazał na dwa ogromne mieszki wypełnione pieniędzmi.
         - Rozgośćcie się, służba! Służba! Wpuścić tamtych panów, konie odesłać do stajni. Podać im strawę, nam też podać! – podszedł do szlachty i łapiąc ich za ramiona pchnął lekko do przodu. – Chodźcie, chodźcie, zaraz podadzą napitek.

         Airen wjechał do posterunku gwardzistów królewskich, znajdującą się niedaleko stolicy. Minął drewnianą wieże, wybudowaną z belek i sięgającą kilkunastu metrów. Wszyscy, niemal natychmiast wybiegli z budynków, wybudowanych z tego samego co wieża. Natychmiast stanęli przed młodym Gryfem i się ukłonili.
         - Zbierajcie sprzęt! Ilu was jest?
         - Po co, panie?
         - Musimy ruszać na ziemie węża, stracić Nazira!
         - Jest tu dwudziestu strażników i jeden giermek!
         - Giermek? Tutaj? – zdziwił się i przeleciał wzrokiem po gwardzistach ubranych w płytowe zbroje.
         - Tak jest, zabrać?
         - Poczekaj… - powiedział Airen, lekko się zastanawiając. – On się zwie Harp?
         - Tak, dokładnie panie. Zna pan tego chłopca?
         - Znam, a nawet kiedyś uratowałem mu życie. Dawajcie go, musimy natychmiast ruszać!  - krzyknął, oglądając jak gwardziści biegają zakłopotani, zbierając sprzęt. Nagle wybiegł dwunastolatek, również nie wiedział co robić. Ale zauważył jak młody Gryf macha do niego ręką. Chłopak podbiegł i ukłonił się z chęcią przywitania.
         - Więc tu cię przydzielili na nauki? – zapytał Airen, patrząc z góry na niego.
         - Tak panie. Co się dzieje? – zapytał.
         - Jedziemy zabić Nazira… - powiedział i odwrócił głowę w stronę ziem węża. Mały szatyn uśmiechnął się.
         - Mam jechać z panem?
         - Oczywiście! Sam chcesz się przecież zemścić! Ruszajmy więc! – krzyknął widząc zebranych żołnierzy. Gryf podał giermkowi rękę, po czym wyciągnął go na konia. Dwudziestopięcioosobowa grupa pośpiesznie ruszyła za Airenam.
         - Więc… - zaczął Julin de Collo. – Chcecie mi wręczyć pieniądze, żebym udostępnił Nazirowi mennice? Mam zdradzić swoją rodzinę, kraj i wszystkich mieszkańców w imię pieniędzy!? – naburmuszył się. – I to za…
         - Czterysta monet… - dokończył Lis.
         - To gdzie mam podpisać? – uśmiechnął się szlachcic.
         - Nigdzie, za kilka dni przybędą karawany, a oto pieniądze. – Blondyn skinął głową do Starta, który położył na stole dwa meszki wypełnione monetami. Szlachcic zaczął kwiczeć i na widok pieniędzy aż się ślinić. Jego goście nie mogli na to patrzeć, po prostu wyszli by dołączyć do jedzenia wraz ze swoimi ludźmi.

         Następnego dnia Lis wraz ze swoimi ludźmi stanęli przed budynkiem mennicy i wygonili stamtąd gwardzistów króla. Sama szlachta weszła do środka, a mężczyźni w pomarańczowych kontuszach, eksponowali wszystkim swoją broń. Nikt nie spodziewał się że do miasteczka nagle wpadła grupa Airena. Kilku strażników lisa wbiegło do kamiennego, piętrowego budynku mennicy. Młody gryf zatrzymał się przed budynkiem mennicy.
         - Co jest! – krzyknął. – Gdzie gwardziści!? Kim jesteście?
         - Jesteśmy ludźmi lisa, pilnujemy jego własności! – odpowiedział jeden w pomarańczowym kontuszu. – A waść kto!?
         - Jak to jego własność! To ziemie gryfów! Nie jakiś lisów!
Wtedy okiennice się otworzyły, a z nich poleciały bełty, wystrzelone przez pomarańczowych strażników. Kilku gwardzistów gryfa padło na ziemie przebitych na wylot. Ich wystraszone konie zaczęły uciekać. Airen wyciągnął miecz, co samo z resztą zrobiła reszta jego ludzi. Harp zeskoczył z konia, ale od razu został zatrzymany. Chłopiec miał wyjątkowego pecha, gdyż jeden z ludzi lisa kopną go, i powalił tym samym na ziemie. Pomarańczowi wojownicy uzbrojeni w szable, cofnęli się delikatnie do tyłu, kiedy ludzie gryfa wjechali w ich oddział. Na ulicy niegdyś spokojnego miasteczka rozpoczęła się walka. Niektórzy gwardziści gryfa zeskakiwali z koni, ale i tak mieli problemy. Ciężkie miecze nie mogły się równać z lekkimi szablami. Brzdęk stykających się ze sobą broni rozchodził się echem po budynkach. W oknie pojawił się kusznik, ale niemal natychmiast, strzała przeszyła jego krtań. Łucznicy, co zarazem byli najbardziej oddanymi ludźmi Airen czaili się na kuszników. Nie zwracając uwagi na to, jak wielu gwardzistów już padło. W tym momencie kolejna okiennica się otworzyła i wypuściła z siebie serie kilku strzałów. Tym razem przebiły ciało jednego ze strzelców i jego konia. Airen już miał nawoływać do odwrotu, kiedy na horyzoncie pojawił się jego stryj, z królewskimi gwardzistami. Ośmiu pozostałych przy życiu lisów, wbiegło do budynku i szybko zabarykadowali beczkami żelaza, drzwi. Czekał już tam na nich Lis wraz ze Knurem i Kosą.
         - Panowie, musimy albo się wydostać, albo umrzeć… - skomentował krótko.
Na zewnątrz Airen podbiegł do stryja.
         - Co to ma być! Miałeś pilnować tej mennicy! Kim do cholery są te lisy i co tutaj robią?
         - No to chyba rewolucjoniści Wilka… nie?
 Airen popatrzył w oczy stryja.
         - Skąd wiesz o powstaniu?  - zapytał tonem, jakby chciał go wychłostać. – Skąd!? – powtórzył.
         - Plotki… wśród ludu… - w końcu, jąkając się powiedział.
         - Plotki? Dobra… pogadamy później… teraz zajmijmy się tymi… lisami… - i znów salwa bełtów, przez które padły kolejne jednostki gryfów. – Wyważyć drzwi do diabła! Wyważyć mówię! – krzyknął.


         Knur krzątał się pomiędzy ciemnymi, kamiennymi pomieszczeniami. Trzymał w ręku swoją buławę, i co chwile wyglądał za okno.
         - Ja nigdy nie byłem wojownikiem… - mówił do siebie, myśląc co by tu zrobić. – Nie mam powodu do walki… zaraz! – zatrzymał się gwałtownie, i rozejrzał się jeszcze raz po pomieszczeniu. – Michał?! Gdzie do diabła jest ten dzieciak! Michał!
          - Schodził na dół. – odparł jakiś lis wbiegający do pokoju. W rękach trzymał piękną, dębową, zdobioną złotem kuszę. Ledwo co otworzył okiennice, kiedy to przebiła go strzała i bezwładnie runął na ziemie, brudząc Knura swoją krwią.
         - O mój boże! – krzyknął Knur, padając przed kusznikiem. Zaczął nim potrząsać, ale lis nie odpowiadał. Strat zamknął mu powieki. – Niech mu ziemia lekką będzie… - powiedział po cichu, po czym zabierając jego kuszę wybiegł z pokoju. Na korytarzu dwóch innych lisów ciągnęło po ziemi jakiegoś rannego, miał przestrzelone ramie, wyglądał jakby spał.
         - Co waść szlachta tu robi? – zapytał jeden z ludzi Artura. – Gryfy próbują dostać się do budynku! Ruszaj waść na dół!
         - Gdzie Michał!? – zapytał, niemal wrzeszcząc.
         - Na dole, jak inni. – odpowiedzieli po czym zostawili ciało. Najwyraźniej przestał oddychać. – Rusz się waść! – krzyknął i cała trójką pobiegli na dół. Te korytarze były wręcz upiorne, nie to co u tego zarządcy ziemskiego. Knur musiał uratować Michała, wiedział że to wszystko i tak źle się skończy. Gdy tylko zbiegli na niższy poziom, drzwi wręcz rozsypały się w drzazgi, a garść lisów zaczęła walkę. Niemal natychmiast do nich dołączyli jeszcze ci dwaj, co z Knurem tu przyszli. Rudy mężczyzna rozejrzał się tylko po holu, i gdy tylko zobaczył chłopca natychmiast pobiegł w jego kierunku. Wymanewrował wszystkich walczących, niemal bez szwanku. Kilka cięć przecięło jego gruby kontusz, i zrobiło nacięcia na skórze.

         - Michale! – krzyknął, widząc jak jakiś mężczyzna rusza na niego z mieczem. Bez wahania rzucił się na chłopca, blokując cięcie miecza. Niestety, ostrze dość głęboko przecięło jego skórę na plecach. Gryf natychmiast odskoczył, zajmując się walką z kimś innym. Ale Michał podszedł do Strata, z łzami w oczach obrócił go na plecy. Spojrzał na szczęśliwego Knura.
         - Nie…e… nie opuszczaj mnie… - zająkiwał się we łzach. Złapał lekko zgrubiałą dłoń opiekuna i spojrzał na niego. – Nie…e możesz… nie…
         - Słuchaj Michale… - zaczął szeptem. – Pamiętam jak jeszcze byłeś małym brzdącem… jak cię matka na ręce po raz pierwszy wzięła… - kaszlnął lekko krwią, a chłopiec jeszcze bardziej zbliżył się opiekuna.
         - Wyjdziesz z tego… zobaczysz… będziemy razem podróżować… zobaczysz… tylko… nie opuszczaj mnie… - jęknął.
         - Nie Michale… tu niestety nasze drogi się rozchodzą… - uśmiechnął się, lecz sam zaczął płakać. – Byłeś bardzo spokojnym dzieckiem… nie ważne co się działo… zawsze mnie słuchałeś…
         - Przecież… jesteś dla mnie jak ojciec…
         - Jak ojciec mówisz? – znów wypluł lekkie ilości krwi. – Jak twój ojciec bym cię zawiódł… powinienem już dawno ci to powiedzieć… ty… ty też byłeś mi synem. – mężczyzna podniósł rękę i łapiąc chłopca wtulił go w swoją pierś. – dlatego muszę cię o to prosić… - chłopiec zaczął niemalże wyć, wtulony w Strata. Mężczyzna podniósł go delikatnie. – Musisz z tym skończyć…
         - Z…z… z czym? – zapytał przez łzy.
         - Z zabijaniem… proszę przestań… już dawno chciałem ci to powiedzieć… nie jesteś maszyną do zabijania, jaką cały świat cię uznał… tylko za nazwisko… jesteś mi synem, jesteś wspaniałym człowiekiem… chce żebyś wyrósł na porządnego szlachcica… - uśmiechnął się.
         - J…jak ja mam zostać porządny… z h…he…herbem Czarnej Kosy…
         - Masz… jest twój… - mężczyzna wręczył mu pierścień. Sygnet z herbem Knura. – Teraz masz szanse… oj… a tyle chciałem jeszcze zrobić…
Walki ustały, jakby wszyscy coś poczuli… lisy rzuciły broń, poddały się, a gryfy przyglądały się leżącemu Knurowi.
         - Mój mały… uwierz mi… chciałem być pierwszą osobą z jaką skosztujesz miodu pitnego… - zaczął płakać, zalewając się potokami słonych łez, z resztą, Michał robił to samo. – chciałem pokazać ci piękno i dzikość wschodu. Chciałem ci też pokazać że można żyć, bez zabijania… chciałem ci pokazać zwyczajne życie… a teraz? Ech… - westchnął zamykając powieki. Już ich nie otworzył. Michał zaczął potrząsać mężczyzną, jakby chciał go obudzić. Ale to nic nie dawało. Strat, szlachcic z rodu Knurów… nie żyje. Chłopiec padł na ciało, płacząc i wydzierając się z rozpaczy. Wszyscy dookoła zdjęli hełmy, czapki i kapelusze. Zapłakany chłopiec spojrzał na wszystkich. Niegdyś swoich towarzyszy i wrogów. Wszyscy oddawali hołd poległemu. W mgnieniu oka przypomniał sobie o co prosił go opiekun. Ze swojego ubrania wyciągnął rzemyk i przeciągnął go w otworze w pierścieniu, po czym założył go na szyje jak naszyjnik. Ostatni jego szept nad ciałem Strata brzmiał
         - Nie będę zabijał… oprócz jednego… złotookiego… - po czym znów wtulił się w ciało. 

5 komentarzy:

  1. Ok, miałam przeczytać i przeczytałam. Od razu zastrzegam sobie prawo do z lekka chaotycznego komentarza, pełnego literówek, wybacz, ale dochodzi pierwsza, mój mózg o tej godzinie funkcjonuje już tylko w trybie sadystycznym - to w odniesieniu do pisania, o ile najdzie mnie wena. Ew. mam włączone mod "wysrajmy mózg przez nos od nadmiaru yaoi". Także no... mam nadzieję, że coś z tego zrozumiesz.
    Od czego zacząć.... od czego ja zazwyczaj zaczynam komentarze *stara się sobie przypomnieć* A już wiem.
    No to na początek - pomysł.
    Ok, może nie jest on jakoś wybitnie oryginalny, pomysłów na fantasy opierające się na wojnie rodów było już sporo, najbardziej znanym przykładem jest chyba Pieśni Lodu i Ognia, którą szczerze uwielbiam. Także no, pomysł może i nie wybitnie oryginalny, ale prawdę powiedziawszy, ja rzadko zwracam uwagę na tę oryginalność. Jeśli jakiś tekst jest napisany w dobry sposób, a pomysł umiejętnie i ciekawie rozwinięty, to brak oryginalności mi kompletnie nie przeszkadza. Także tak to wygląda.
    Wgl moja pierwsza myśl, kiedy przeczytałam opis bloga, była taka "nie rób mi z tego fantasy skupiającego się na romansie, a zaskarbisz sobie moją sympatię." Ja nie mam nic do romansów hetero, serio, nie jestem hipokrytką. Mój poprzedni blog opierał się nawet w dużej mierze na takim romansie. Po prostu jakoś ostatnio wolę czytać yaoi. Serio, byłam wczoraj *patrzy na zegarek* a nie, jednak przedwczoraj na Hakerze z Chrisem Hemsworthem i jako że jest to typowy film akcji (naprawdę niezły moim zdaniem, także polecam) to musieli do niego oczywiście wątek romansu wwalić, no bo jak to tak, strzelanina bez seksu? Co to to nie. Eh, i to mi właśnie tak bardzo nie pasowało. Wgl kompletnie. Pomiędzy wirusami i skomplikowanym kodami wiruje sobie seks. Dziękuję, postoję
    No, ale wracając do Ciebie, tak sobie założyłam, że jeśli to będzie się skupiało bardziej na samym fantasy, niż na romansie to pewnie zyska moją sympatię. Ja jestem fanką tego gatunku - Tolkien i Sapkowski moimi władcami. Nie wiem czemu wymieniłam akurat ich dwóch, mam całe mnóstwo innych, ulubionych autorów fantasy, no ale ok, pomińmy tę dygresję.
    Także w sumie się ucieszyłam, że piszesz fantasy.
    No i masz zaczynasz mi romansem, jakąś dziewczyną, co to piękna jest jak wschodzące słońce, czy jakoś tak. Od pierwszej chwili miałam ochotę ją udusić i zamordować. Bo kiedy mi Nazir i Ocarian tak ślicznie do siebie pasują, to im się jakaś laska wpieprza. Co to nie! No także tak. Mogę od razu powiedzieć, że bardzo się ucieszyłam, kiedy ją zabiłeś. Nie lubiłam jej, ah, ale ona mnie irytowała.



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od razu polubiłam postać Nazira. Lubię takich zimnych skurwieli, no po prostu ich kocham? Są takie postacie, którym dałabym się bez wahania zgwałcić (nie, nie jestem masochistką, no może odrobinkę, tak dosłownie ciut, ciut, ale w znacznie większej części żyje we mnie sadysta). Kojarzysz Iazyę z Durarary, Akashiego z KnB, Makishimię z Psycho-Pass, ewentualnie Vincenta z Pandory? (pewnie nie masz pojęcia o czym ja do Ciebie rozmawiam, ale whatever). Nie wiem czy interesujesz się M&A, jeśli tak to pewnie kojarzysz chociaż jedną z tych postaci. W każdym razie to jest taka grupka moich przeukochanych sadystów, którym bez wahania bym się oddała. Serio, kocham ich, normalnie. Ja serio mam coś do zimnokrwistych skurwieli, nie wiem skąd taka takim typem charakteru fascynacja.
      Dlatego też od razu na wstępie spodobał mi się Nazir. Ja od początku czułam, że on będzie właśnie takim ślicznym skurwielkiem, jakich kocham. No, a po takiej jeden scenie to już wgl w nim zakochałam, ale to do niej wrócę, jak zacznę przytaczać poszczególne fragmenty.
      No także oficjalnie - zakochałam się w Twoim Nazirze. Jest po prostu cudowny. I tak wgl to shipuję Nazira z Orcarianem, chuj, że mówisz, że to nie yaoi (tak dużo przeklinam, jestem chodzącą demoralizacją, no siemia, przyzwyczajaj się xd).
      Co do fabuły - jest dobrze rozbudowana. Od piątego rozdziału jest lepsza niż na początku i od tego też rozdziału się już tak porządnie w Wojnę wciągnęłam. Akcję budujesz w dobrym tempie, choć momentami mam wrażenie że niektóre wydarzenia za bardzo przyśpieszasz - tu mam na myśli skrócone bardzo relacje Delia x Nazir. Ja bym bardziej rozwinęła kwestię ich relacji, trochę za szybko Delia się w nim zakochała moim zdaniem.
      Co do błędów - są. Tyle tylko powiem. Nie mam zwyczaju ich przytaczać, chyba że ktoś ich z reguły nie robi i błędów jest kilka. Wtedy mogę je przytoczyć, ale tu jest ich zbyt wiele - w końcu mamy 12 rozdziałów, ne? Powiem tylko, że w pierwszych rozdziałach było ich więcej, teraz jest ich znacznie mniej - także to na plus. Mogę Ci jedynie poradzić, żebyś trochę więcej czasu poświęcił na betę rozdziałów, nic innego w tej kwestii nie da się raczej zrobić.
      Kreacja bohaterów - pomijając to, że nie przepadam za przedstawianiem już na samym wstępie wyglądu poszczególnych postaci, to ogólnie sposób w jaki kreujesz bohaterów podoba mi się. Nie zaniedbujesz poszczególnych postaci, nie skupiasz się tylko na jednej czy dwóch. Obdarzasz ich wszystkich taką samą uwagą, co się chwali. To masz u mnie zdecydowanie na plus.

      Usuń
    2. Styl - lekki. Tu się z Tobą zgodzę. Czyta się to bardzo płynnie i lekko, także tu też plus. Lubię takie lekkie style. Jedyne, co mnie troszeczkę boli to brak opisów przeżyć wewnętrznych. To nie minus ani nic, po prostu moje indywidualne odczucie. Jak mogłeś zauważyć u mnie (o ile już coś przeczytałeś) ja jestem fanką opisów. Fakt, mam na ich punkcie spore skrzywienie, dla mnie są one czymś po prostu pięknym, wolę je znacznie bardziej od dialogów. Takie moje top four to opisy; krwi, oczu, przeżyć wewnętrznych i kolorów. Cóż, opisy otoczenia i walk są w dalszych rozdziałach bardziej rozbudowane niż w początkowych (na ten brak opisów w nich chciałam Ci zwrócić uwagę, ale w dalszych już piszesz ich więcej, więc cofam swój zamiar). Podoba mi się jak opisujesz walki, szczególnie ta w wiosce, którą potem spalono, bodajże z poprzedniego rozdziału (?). Nie wydłużasz ich na siłę, są takie w sam raz, zawierają wszystko, co czytelnik powinien przyswoić, nie zanudzają, a intrygują i ładnie działają napięciem. Także za nie masz ode mnie kolejnego plusa.
      Skupiasz się w większej mierze na dialogach niż opisach i choć ja za dialogami nie przepadam, a już kompletnie nie umiem ich pisać, to do tego tekstu one pasują, taki klimat strategiczno-wojenny nie mógłby zostać oddany właściwie przez same opisy. Także tu się znacznie lepiej sprawdzają dialogi, także no, jestem w sumie zadowolona, że jest ich tak dużo *nie wierzy że to mówi* Także tu kolejny plus.
      Ulubiona postać? Definitywnie Naziś. Będę mu tak mówić, nie obrazisz się? W sumie nie masz za bardzo wyboru xd Ja już tak mam, że jak do jakiejś postaci zapałam wyjątkową sympatią, to mówię o niej, używając zdrobnienia jej imienia, ewentualnie nazwiska - tu odnośnie do anime. Ale czy taki Nazi-chan nie brzmi uroczo~? A uroczy psychopaci są najlepsi moim zdaniem xd
      Ok, to teraz mogę przejść do przytacza fragmentów, które mi się najbardziej spodobały.
      "- Kiedyś przyjdzie twoja chwila, ale na razie najbardziej cię lubię z wszystkich głów."
      Pewnie się teraz zastanawiasz "co jej się tam może tak bardzo podobać". Haha, tu już nie chodzi o sam fragment, ale o to, jak go przeczytałam. Bo wiesz, ja zamiast "głów" przeczytałam "gejów" i no... możesz sobie wyobrazić jaka była moja reakcja. Dopisz sobie do słowo do kontekstu całego zdania, a podobnie jak ja będziesz się zwijał na podłodze ze śmiechu xd
      "W kącie korytarza siedział chłopak o zimnym czerwonym spojrzeniu i wyjątkowych, nawet jak na jego rodzinę, zielonych włosach. Był to dziedzic rodziny węża, Nazir. Ten osobnik nie stronił przebywać z ludźmi, wolał odosobnienie. W jego żyłach płynął jad którym zatruwał życie innych."
      Spodobał mi się ten opis Nazisia. Wgl jego imię też mi się podoba. A ten jad w żyłach wygrał moje serce. Śliczne stwierdzenie ( u mnie w "Historii" jest wzmianka o truciźnie w żyłach - patrz jak podobnie mogą myśleć kompletnie sobie obcy ludzie~).
      Także no po tym właśnie fragmencie wiedziałam, że Naziś będzie zimnym skurwielem i po tym też fragmencie pokochałam jego postać.
      "Dziewczyna popatrzyła na dwójkę przyjaciół. Wyraźnie zauważyła że Ocarian splótł swoją dłoń, z Nazirem."
      Jałoji wszędzie, jałoji się szerzy. I Ty mi mówisz, że to nie jest yaoi? *unosi sugestywnie brwi do góry* Jakoś mi się nie wydaje....

      Usuń
    3. "- Kocham go… - powiedział szeptem. – nie myśl sobie nic dziwnego. "
      Odniosłam wrażenie, jakbyś mówił do mnie. Nie myśl sobie nic dziwnego, CLD, nie myśl. A ja już zdążyłam pomyśleć. Zobaczyłam Nazisia latającego nago razem z Orcarianem pośród opadających z drzew płatków wiśni, trzymających się za ręce. A potem seks na łonie natury *wyobraźnia w nocy pracuje na dziwnych obrotach, no siema*
      "Ostrze wchodziło coraz głębiej, wylewając kolejne litry krwi, a Nazir delektował się jego błaganiem o litość. Dzieciak próbował się wyrwać z uchwytu, ale był zbyt słaby. Kiedy sztylet przeciął rękę, a ona bezwładnie spadła na ziemie, zielonowłosy przyłożył ostrze do drugiej ręki."
      Tak, to jest ten fragment, o którym mówiłam, to jest ten fragment, który urzekł mnie całkowicie. All (dłuższego nicku to się nie dało wymyślić?), przemawiasz do mojej sadystycznej natury, no! Ja kocham takie klimaty, kocham, kocham wielbię! Jak ja sobie wyobraziłam rozcinaną na pół rękę.... a ja się martwiłam, że przerazi Cie penetracja nożyczkami. A Ty widzę jesteś na podobnym poziomie sadystycznoekstremalnym jak ja. Fajnie.
      A i ta późniejsza scena z tymi trującymi kwiatami też świetna. Tak patrzę teraz, że zapomniałam sobie jej do worda podczas czytania skopiować, a nie chce mi się jej szukać teraz, także tak tylko wspomnę, że bardzo mi się podobała i to, jak Naziś mówił o tych trujących kwiatach (trujące kwiaty są najlepsze, takie piękne i wgl. nie żebym lubiła rośliny, to znaczy lubię je, ale nie u siebie w domu. trzeba o nie dbać i wgl, nie... pod względem ogrodniczym widzę rośliny jako chwasty. wyjątek drzewka bonzai - kiedyś sobie kupię całą ich masę i będe nadawać im różne kształty. do tego dojdzie pyton albinos, którego nazwę Akaś - tak, kocham węże, tylko nie jestem pewna czy będzie mi się chciało czyścić terrarium regularnie, stąd brak wonsza jak na razie w mojej małej twierdzi - czyt. w moim pokoju).
      " - No to ostatnie pytanie… - chłopak przyjrzał się dziewczynie, nie kryjąc zdziwienia. – Czy ty go kochasz?
      Nazir zamilkł. Spojrzał na ogród, po czym wrócił wzrokiem na dziewczynę. Mówiąc
      - Tak…
      - Dobrze więc nas nic nie musi łączyć… "
      Brawo! Wygrałaś! Nic nie musi was łączyć, nanananananna *odtańcza taniec szczęscia* Naziś jest tylko Orcariana i nikogo innego, jego dziewiczy tyłek należy tylko i wyłącznie do zielonowłosego pana i władcy.
      " - Ech… wkurzające… - Nazir podszedł bliżej i pocałował grajka w policzek.
      - Co do… - zdziwił się.
      - Czekaj tu. – warknął zielonowłosy i wszedł do jaskini.
      Cały zarumieniony grajek staną jak zamurowany, kiedy czerwonooki wchodził do środka."
      Naziś to mała dziwka jest jak widzę xd Ale i tak go kocham, co z tego, że rozdaje buziaki na prawo i lewo xd

      Usuń
    4. "- Nie, nic… tylko się tu oświadczam.
      Rycerzowi wypadł miecz z rąk.
      - Pan i Pani?
      - Nie, ja i ten stół… - zaśmiał się blondyn"
      To był dobre, All, serio. Rozbawiło mnie do łez, musiałabym gryźć kołdrę, żeby nie obudzić swoim śmiechem całego domu. Także no naprawdę Ci się ten tekst udał. Moja wyobraźnia pracuje i podtyka mi obraz Orcariana ruchającego stół *być może powinnam się leczyć*
      "- Więc… - zaczął Julin de Collo. – Chcecie mi wręczyć pieniądze, żebym udostępnił Nazirowi mennice? Mam zdradzić swoją rodzinę, kraj i wszystkich mieszkańców w imię pieniędzy!? – naburmuszył się. – I to za…
      - Czterysta monet… - dokończył Lis.
      - To gdzie mam podpisać? – uśmiechnął się szlachcic."
      Czego to ludzie nie zrobią dla pieniędzy. Smutne, ale prawdziwe. I bardzo ładnie do ująłeś Tak prosto i szczerze. Podoba mi się ten fragment.
      No z cytatów to tyle.
      Tak na samo zakończenie wspomnę, że jeśli mam oceniać opowiadanie jako całokształt, to podoba mi się. Wciągnęłam się w nie i czekam na dalszy ciąg wydarzeń. Choć niektóre rzeczy bym zmieniła i wciąż są drobne niedociągnięcia, to jednak ogólnie naprawdę dobrze oceniam to opowiadanie. Wiem, że nie łatwo mieć motywację na dłuższe tekst - moje Requiem płacze w kącie, a ma dopiero pięć rozdziałów, a Akasz macha mi niebezpiecznie nożyczkami nad głową. Także duże uznanie z mojej strony za zmoblizowanie do pisania. Masz we mnie czytelnika.
      P. S Wrzuć mi koniecznie to yaoi z zeszytu!
      PP. S Wybacz mi taki komentarzowy spam, ale blogger ogranicza liczbę znaków w jednym do 4096, także no, sam rozumiesz~
      *patrzy na komentarz* jezz, jaki on bez sensu jest. Wybacz mi go, All, ale dochodzi druga (ej pisałam go równo godzinę, ale idealnie czas mi się ułożył xd) ja już nie myślę o tej porze zbyt sensownie. To czas rodzących się w głowie schiz, ewentualnie bardzo dziwnych konwersacji, lub czytania hardów na myreadingmanga.
      Gomen, że jest taki chaotyczny i bez sensu.

      Weny~!

      Usuń