poniedziałek, 5 stycznia 2015

"Gapisz mi się na majtki?" Rozdział VIII



Rozdział VIII:
Gangster w dobrej wierze

         Miną tydzień od kiedy młodzież dowiedziała się o swoich relacjach rodzinnych. Starali się zachowywać jak gdyby nigdy nic. Jakby byli zwykłą rodziną. W czym oczywiście nie pomagał im ojciec. Jego pytanie takie jak „jak wam idzie?” czy też „jak to jest być całowanym przez kuzynkę” wcale nie oziębiały ich poglądów, tak jak sobie planowali. Wolfram wrócił do szkoły, gdzie stał się „idolem” i był chwalony za swoją głupotę. „Wyskoczyć sam na kilku to jak obrzucić się mięsem i wejść w watahę wilków”. Kamil był nieobecny, ale przez proces „hetmana” wydało się że jest… homo. Dzisiaj jednak postanowił zaskoczyć wszystkich swoją obecnością. Zjawił się na drugiej lekcji, matematyce. Usiadł gdzieś na końcu, i nie odzywając się przeczekał lekcje. 

         Na przerwie został zaciągnięty przez kilku „szkolnych dresów” do toalety, gdzie zapewne chcieli „ukarać” jego orientacje. Został rzucony na płytki, a trzech napastników przygotowało się do dalszego ataku, kiedy drzwi otworzyły się (mimo iż ci zamknęli je na zamek), za pomocą mocnego kopniaka.
         - Zostawić go. – warknął Wolfram.
         - Znów idziesz sam? Szpital ci się chyba spodobał! – warknął jeden z nich i kopnął Kamila w udo. Ten tylko cicho jękną z bólu, i odsunął się w kont. – Teraz ten pedał nie ma ochrony swojego chłoptasia.
         - Jesteście debilami… - skomentował blondyn, a do łazienki wbiegli rudy i łysy z jego klasy. Ci sami co męczyli Ole pierwszego dnia szkoły. Ludzie Hetmana, to i jego chłoptasiowi chcieli pomóc.  – Tu teraz rządzi Kamil, kurwa! Cokolwiek chcecie zrobić macie się go kurwa pytać! Czy to jasne?!
         - Bo co?
         - Bo wpierdol! – odpowiedział Rudy, ale Wolfram od razu go uspokoił.
         - Czy to kurwa jasne!? – Zapytał ponownie
         - Tak…
         - Co kurwa tak!?
         - Tak proszę pana! – krzyknęli wspólnie, po czym uciekli z toalety. Blondyn odprawił obstawę skinieniem głowy i podał rękę Kamilowi.
         - Dlaczego… - zapytał z żalem. – Przeze mnie wylądowałeś w szpitalu, wyrządziłem ci wiele złego… dlaczego mi pomagasz?
         - Bo każdy zasługuje na drugą szanse… - odpowiedział Wolfram. Kwiatkowski złapał jego dłoń i wstał, po czym z łzami w oczach i zakrwawionym nosem spojrzał na swojego wybawiciela.
         - Ja chyba nie jestem… ale… dziękuje… - przetarł łzę. – Nadajesz się na bossa dużo bardziej niż ja…
         - Nie miałbym na to sumienia… za wydawanie rozkazów. – odpowiedział z uśmiechem. – Ale jakbyś miał jakiś problem, nie bój się pytać. Zawsze do usług.
         - Wiesz co… - zaczął pobity, po czym zaczął grzebać w kieszeni. – Trzymaj… - wręczył mu sygnet, srebrny, z wygrawerowaną klepsydrą.
         - Co to?
         - Sygnet Hetmana, ci co wiedzą, będą wiedzieć żeby cię nie tykać. – uśmiechnął się i nałożył ten pierścień na palec, po czym uklęknął i pocałował sygnet. Świadcząc do wierności. Po czym wyszedł z pomieszczenia. Lekko zakłopotany blondyn podniósł rękę, wpatrując się w pierścień.
         - Sygnet… co? – powiedział sam do siebie, po czym wyszedł i wrócił na lekcje. Dzięki niemu, Kamilowi już nikt nie groził. I dosyć spokojnie ten dzień im minął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz