niedziela, 25 stycznia 2015

"Wojny Rodzin" Rozdział XIII



Rozdział XIII
„Łzy przebaczenia”

Na samym wstępie chciałbym wszystkich przeprosić że przez tak długi czas nic nie dodawałem, strasznie źle się czuje, wręcz padam, ale piszę. Mam nadzieje że ten rozdiał wybaczy moją nieobecność :3
Wasz lekki pisarz All


Nim jeszcze wszyscy się ocknęli z bitewnego transu, do miasta wjechały oddziały szczura. Pełne płytowe zbroje lśniły pomiędzy piętrowymi budynkami. Wieśniacy co chwile wyglądali z okien, albo się w nich chowali. Ocarian dowoził oddziałowi, jak dumny przywódca, prowadzący hordy kawalerii. To już nie był ten strachliwy i przestraszony chłopak, przez ten cały czas stał się prawdziwym mężczyzną. Jednak nikt by się nie spodziewał, że za jego radosną miną i dzielną duszą kryje się żal. Zyskał żonę i potomka, ale stracił najważniejszą osobę w jego życiu. Teraz on nie może pozwolić, by ktoś zabił Nazira. Jego ludzie natychmiast zatrzymali się przy mennicy i zeskoczyli z koni. Walki ustały, a zarówno gryfy jak i lisy rzucały bronie na ziemie. Blondyn natychmiast wbiegł do środka, zauważył tylko truchła i rozpacz. Niegdyś szara, kamienna posadzka została zalana krwią jak i wieloma innymi płynami. Z trudem chłopak powstrzymał się od zwrócenia ostatniego posiłku. Natychmiast podbiegł do płaczącego Michała.
         - Hej mały… - przywitał się z lekkim uśmiechem. – Co tu robisz?
         - T…to był… mój… ojciec… - wyjękiwał przez łzy.
         - Ah… rozumiem… jak ci jest?
         - Michał… z rodu… knura….
         - Słuchaj, nie ważne jaki miałeś tutaj udział, ani twój ojciec. Kilku moich ludzi odprowadzi cię do cytadeli królewskiej, potem wrócisz do siebie…
         - A…ale… - zachłysną się.
         - Tak będzie lepiej, uwierz mi… - uśmiechnął się i wstał. – Kto jest odpowiedzialny za tą walkę? Słucham! W imieniu króla przyznać się!
         - Ja! – na środek wyszedł Lis, z zadziornym uśmiechem jak zawszę. – Artur de Volpe, do usług. – skinął się z szerszym uśmiechem.
         - Dlaczego, Volp…
         - Z rozkazu mojego pana Nazira.
         - Ściąg go! – krzyknął Ocarian, i zanim lis się zorientował jego ciało przeszył bełt. Jego pomarańczowy kontusz zarumienił się czerwoną cieczą. Padł na kolana, i gdy już miał mówić ostatnie słowa, kolejny bełt przeszył jego głowę. Ocarian wyszedł i machnął ręką do swoich ludzi.
         - Połowa jedzie ze mną, a druga tutaj sprząta. Michała i pojmanych do Cytadeli! Jasne?
         - Tak jest! – odkrzyknęli, nadal czymś dziwnym dla nich była ta siła i determinacja Ocariana. Który już po chwili kazał oddziałom wyjeżdżać. 

Airen jechał z zaledwie trzema ludźmi. Walka w mennicy nie była czymś czego oczekiwał. Zwłaszcza że straty jakie odniósł były zbyt wielkie. W ostatniej chwili ujrzał chorągwie szczura. Dzięki temu teraz był znów daleko przed nimi, jednak praktycznie bezsilny. Obejrzał się na swoich ludzi, dwóch okutych w szaty przepięte pasem, i nałożonym na to wszystko metalowym napierśnikiem, broniącym tylko klatkę piersiową i ramiona. Szaty były w czerwonych kolorach, jak zresztą herb. Trzeci zaś, zakuty w płytową zbroje wyglądał jak żywa śmierć. Srebrny ubiór zalewał się czerwonym płynem. Wszyscy wiedzieli że długo nie przeżyje, ale jechał z nimi, miał swój honor. Sam młody Gryf był ranny, ale na pewno nie tak jak ten rycerz.  Lekka blizna na twarzy, nic poważnego. 

Aria niespokojnie chodziła po Sali tronowej. Król uważnie śledził ja wzrokiem, sam z resztą był zdenerwowany. W końcu wstał, z taką siłą że wszyscy skierowali swój wzroku ku niemu.
         - Ario, dziecko moje, usiądź błagam cię.
         - Królu, nie mogę… myśl o tym że Ocarian pojechał… walczyć jest czymś…
         - Niespokojnym? Dziwnym? – dodała Katarzyna siedząca niedaleko.
         - Dokładnie… - przytaknęła jej albinoska. – Nigdy się tego nie spodziewałam…
         - Tak jak ja, że mój braciszek pojedzie wymierzać sprawiedliwość na własną rękę. – zaśmiała się, obracając w palcach swoje krwiste włosy. – co się dzieje w dzisiejszych czasach…
         - Dokładnie… - Aria zbliżyła się do króla, który wskazał jej ręką miejsce przy tronie. Krzesło Ocariana, z poduszkami… Albinoska słodko się zaśmiała i usiadła na tym krześle, odwracając głowę w stronę króla. – Czy on zawsze miał delikatny tyłek?
         - Ario proszę cię… - król i Katarzyna zaśmiali się, na chwile uciekając od problemów. – Tak… zawsze był… „delikatny”. – celowo zaakcentował ostatnie słowo, by reszta mogła się zaśmiać. – Dlatego kręcił się dookoła niego Nazir… ach… ten chłopiec też rozum stracił.
         - Dlaczego? – zapytały dziewczyny, niemal jednocześnie.
         - Kiedyś był inny… moje ptaszki śpiewały mi o jego zrachowaniach. – jago uśmiech znikł. – Kochał Ocariana, opiekował się nim, dbał. Być może wilki stracił też ze względu na niego…
         - Kochał? – wtrąciła Aria.
         - Albo kocha. Kto go tam wie, izolatka zmienia człowieka. Ocarian zresztą też go… - znów głos mu się zawahał, a oczy szeroko otworzyły. – A co jeśli on chce go uwolnić!?
         - Dziadku… to nie możliwe. Ocarian? – przytłumiała go Katarzyna, która sięgnęła po dzban wina i nalała sobie kieliszek.
         - Przecież Kellan go szczerze. Mimo iż jest wężem, nie jest skłonny do zdrad. Zwłaszcza przed majestatem waszej wysokości. – ukłonił się Gothar.
         - Dobrze że jesteś.  Zagraj coś… na uspokojenie. – odpowiedział Kanir, gładząc swoją siwą brodę. Wtedy pomieszczenie wypełniło się anielskimi dźwiękami instrumentu barda i słów jego piosenki. Król jednak uchylił się od Arii.
         - Wciąż nie mogę uwierzyć że Ocarian był zdolny do czegoś takiego.
         - Może naprawdę chodzi mu o honor…
         - Nie oto mi chodzi. – Zaśmiał się. – Chodzi mi o waszego potomka. – uśmiechnął się szczerze, a Aria się zarumieniła, również chichocząc się pod nosem.
         - Król nawet nie wie, jaki on jest stanowczy po alkoholu. Przecież tylko dlatego Nazir został aresztowany.
         - Aż żałuje że tego nie widziałem. – dziewczyna się zarumieniła a król od razu się poprawił. – Mam na myśli aresztowanie, nie to co się działo w sypialni. Ach, mam nadzieje że będzie jeszcze czas, abym to ja waszego syna, bądź córkę uczył.
         - Na pewno królu, przecież wasza królewska mość jest w sile wieku.
Do komnaty wszedł Lurd. Z wielkim żalem spoglądał na Ojca, ale jak zwyczaj nakazywał uklęknął przy tronie.
         - Królu… - zaczął, ale surowy ton Kanira od razu nim wzdrygnął.
         - Mów…
         - … Airen zabrał ludzi z pobliskiego posterunku. Jakiś podróżnik opowiadał o walce czerwonych kontuszy z pomarańczowymi. Zapewne Airen i Ocarian stoczyli pojedynek w mieście. Z tego co opowiadał pomarańczowych było ze dwudziestu…
         - Brednie! – przerwał mu król. – Ocarian wyjechał wraz z chorągwiom jeźdźców (100).
         - Więc to był ktoś inny… ale Airen na pewno tam walczył. Podróżny wspominał o złotookim wojowniku. A ci pomarańczowi stacjonowali w mennicy od wczoraj.
         - Mennicy! – król się uniósł. – Sprowadzić tu mojego brata! Natychmiast!
         - Tak, królu. – Lurd się ukłonił i już miał wychodzić, kiedy wszystko przerwał nagły brzdęk lutni Gothara. Wszyscy zwrócili głowę ku niemu. Grajek rzucił instrument na ziemie i z kamienną miną zaczął biec w stronę gryfa. Ten zdezorientowany chciał zatrzymać go ręką, ale nie dostrzegł noża ukrytego w ręce muzyka. Nim wszyscy zareagowali Gothar znajdował się tuż przed swoim celem. Katarzyna i Aria wrzasnęły niemal jednocześnie, widząc przebite ciało głowy rodziny gryfa. Lurd spluną krwią prosto na twarz napastnika. Mimo rany nie miał zamiaru puścić grajka. Złapał go za szyje i rzucił go na drzwi. Szybkim ruchem wyciągnął miecz i lekko kołysając się zaczął podchodzić do Gothara. Trzęsącą się ręką podniósł broń i skierował ją w stronę chłopaka. Drugą złapał za nóż w jego klatce piersiowej. W tym momencie zaczęli podbiegać strażnicy. Król natychmiast zerwał się z tronu, wyciągając swój miecz podbiegł do drzwi. Lurd puścił miecz, padając na kolana, spoglądał na to co się dzieje. Kanir natychmiast przebił serce grajka mieczem. Uklęknął nad synem, który zakrwawioną ręką dotknął policzka ojca.
         - Ojcze… wybacz mi… - stęknął. Król natychmiast złapał jego dłoń.
         - Synu, zawsze ci wybaczałem.
         - Zawsze? Zawsze byłeś surowy…
         - Chciałem abyś przestał być dorosłym dzieckiem… zawsze chciałeś się opierać na mnie. Każde słowo mną potwierdzać. – Z oka starca spłynęła łza smutku. – Dlatego byłem surowy…
         - Ale… wybacz…że musisz oglądać swojego zapłakanego syna… - z jego oczu również popłynęły łzy. Tuż obok nich pojawiła się Katarzyna i rzuciła się na szyje. Mimo iż zawsze była silną kobietą, teraz była zapłakana. Ojciec ją przytulił, szepcząc jej na ucho.
         - Zaopiekuj się bratem… - niestety, to były jego ostatnie słowa. Ręka którą jeszcze trzymał król opadła na ziemie. Kanir natychmiast potrząsnął synem, który nie reagował. Jego usta wykrzywiły się w uśmiech, i tak zastygły. 

Airen dotarł do rezydencji węży. Niemal natychmiast zeskoczył z konia, i wbiegł do dębowej rezydencji. W korytarzu zastał kilku rycerzy, którzy zdziwili się na jego widok. Zgięli się w pół.
         - Witamy, czego pan tutaj szuka? – zapytał jeden z nich.
         - Prowadźcie mnie do Kellana. Natychmiast! – wrzasnął, a oni posłusznie skinęli głowami. Ruszyli przed nim. Airen poruszał się po dość ciemnym korytarzem, w którym można było wyczuć charakterystyczny metaliczny zapach. Nie czuł się zbyt pewnie, więc dłoń umieścił na rączce miecza. Rycerze stanęli przy największych drzwiach i jednym ruchem otworzyli je przed obliczem syna Gryfa. Airen wszedł do jadalni, zaciemnionej jak reszta dworu. Zielony dywan, sprowadzany z dalekiego południa dodawał efektu ciemności. Drzwi tuż za nim się zamknęły, a ogień rozbłysnął ukazując martwe ciała przy stole. Gryf natychmiast chciał się cofnąć, ale drzwi były zablokowane.
         - A kto to odwiedził moje śliczne progi? – usłyszał dobrze znany głos osoby którą znał, i już więcej nie miał ochoty widzieć go żywego. – Czyż to nie Airen, syn Lurda?
         - Nazir! – krzyknął przerażony chłopak, patrząc na to, co robi zielonowłosy. Siedział obok trupów i spokojnie jadł obiad. – Kellan cię wypuścił!?
         - Niestety nie… - wąż uśmiechnął się, odkładając nóż. – Chyba chciałeś się z nim zobaczyć? – powoli wstał, nie tracąc kontaktu wzrokowego z Gryfem.
         - Gdzie jest Kellan!?
         - Nie widzisz go? – zaśmiał się, wywołując u swojego rozmówcy ciarki na plecach. Jego głos dudnił po akustycznej Sali. – Przywitaj się! – w tym momencie kopnął bezgłowe ciało, które znajdowało się tuż obok. Szybko zsunęło się na ziemie, wywołując charakterystyczny plask. Airen cofną się o krok, nie mogąc w to uwierzyć.
         - Zabiłeś swojego ojca…? – zapytał drżącym głosem.
         - A kto to miał zrobić? – znów się uśmiechnął, ale szybko ta anomalia na jego twarzy nikła. – Może zjesz z nami? – zapytał, a złoto oczy nie miał wyboru. Skinął głową i usiadł naprzeciwko Nazira. Tuż obok niego, jak z podziemi wyrósł Aran, podając mu talerz ze stekiem i sztućce. Chłopak z trudem znosił zapach gnijących ciał. – Co jest? – zapytał w końcu Nazir. – Nie smakuje ci?
         - Wiesz że tego nie zjem…- skomentował Airen. – Dlaczego to zrobiłeś?
         - Co masz na myśli? – zapytał wręcz melodyjnie.
         - Zabiłeś Wilki, wszystkich członków tej rodziny… nawet dzieci! Zabiłeś swojego ojca, zapewne też stryja! Co chcesz osiągnąć! – uderzył pięścią w stół. – Ocariana też chciałeś tak zabić!? – Airen sam się ugryzł w język. Nazir z wielką siłą wbił nóż w mięso na swoim talerzu. Jego wzrok ruszył ku górze, równając się z poziomem szatyna. Gryf natychmiast chciał wstać i uciec, ale poczuł że Aran go przytrzymuje.
         - Nie masz prawa tak mówić… - warknął Wąż wstając. – Masz takie ładnie oczy… - zaczął zbliżać się w stronę Airena. – Wiesz co? Podobają mi się.
         - Co ty chcesz…? – jego ton był poważnie przerażony
         - Jak to co? – zabrał ze stołu łyżkę i rozszerzył mu powieki. – Chce je… Chyba nie masz nic przeciwko jeśli… - sztuciec znajdował się tuż przed złotą powieką. – je sobie zabrał.
         - Nie! – krzyknął szatyn, ale Nazir szybkim ruchem wyciągnął w całości lewe oko Gryfa i wrzucił go do kufla zalanego wodą. Krzyki jednookiego były niemożliwe. Wieki taniec bólu i złości, zatańczył melodyjny występ, specjalnie dla uszu zielonowłosego i czerwonowłosego. Wtedy drzwi się otworzyły a w nich staną Dexter.
         - Wasza wysokość. – skłonił się w stronę Nazira. – Ocarian z rodu szczura przybywa.
Ta wiadomość zdezorientowała Wężem, który upuścił łyżkę i spojrzał w kierunku drzwi. Już za chwile miał w nich się pojawić jego dawny przyjaciel, który go zdradził.

1 komentarz:

  1. Wydłubywanie oczu łyżką... Tak, to jest zdecydowanie to, co ja lubię. Przypominają mi się takie dwa arty z Akszem, ah.... samo piękno. Najprawdziwsze piękno.
    Rozdział ciekawy, jestem bardzo ciekawa, jak potoczy się spotkania Nazira z Orcarianem. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby zaczęli się pieprzyć na środku komnaty na oczach swoich ludzi, ale wiem, że do tego raczej nie dojdzie xd
    Cóż, czekam w takim razie na ciąg dalszy~

    OdpowiedzUsuń