piątek, 20 lutego 2015

"Orzechowy Uśmiech" Rozdział I



Rozdział I
„Obietnica i Świadek”

To oczywiście tytuł roboczy. Nie obiecuje że będę to pisał regularnie ;)
Lekki pisarz All~ 

         Na poniedziałkowym niebie powoli wychylało się słońce. Chłodny wiatr dał niemiłosiernie znać Mateuszowi że lato się już skończyło. Chłopak zaspanie przetarł piwne oczy po czym wzdrygnął się z zimna. Powoli zsunął się z łóżka, i poprawiając swoje bokserki zamknął okno.
         - Muszę przestać spać przy otwartym oknie… albo w samej bieliźnie… - burknął sam do siebie. Spojrzał w lustro, delikatnie wyginając rękoma skórę na policzkach. Co chwile formował uśmiech, albo smutną minę. Trzeba przecież przystosować mięśnie do udawania, pomyślał. Przeczesał jeszcze delikatnie ręką, swoje orzechowe włosy. Wystarczyło raz je przejechać dłonią bądź grzebieniem i fryzura sama się ustawiały. Zaleta posiadania krótkich włosów. Ubrał na siebie wcześniej przygotowane ubranie. Czarna koszula, jeansy tego samego koloru i fioletowy krawat.
         Powolnym krokiem wyszedł z pokoju. Po co się śpieszyć? Zapytał sam siebie. Ruszył do kuchni. Mieszkał w dość bogatym domu na obrzeżach miasta. Nie przeszkadzało mu to że do szkoły jeździ czterdzieści minut autobusem a do centrum około godziny. Miał doskonałą wymówkę by zostać w domu bądź też do niego wrócić. Ale jak sam uznawał, niestety było pięć osób które regularnie go „męczyły”. Znajomi jeszcze z czasów szkoły podstawowej. Wtedy i Mateusz był inny, weselszy, chętniejszy do zabaw, no i najważniejsze. Miał matkę.
         W kuchni już siedział ojciec Mateusza. Krzysztof pił poranną rozpuszczalną, przeglądając na tablecie jakieś strony informacyjne. Uśmiechnął się do syna, który odziedziczył po nim włosy i oczy. Ubrany był jak co dzień, jeansy, białą koszule i na niej pasy z kaburą w której trzymał „Katiusze”. Najprościej mówiąc pistolet typu Makarow.
         - Wcześnie wstałeś. – odezwał się znad kubka.
         - A dlaczego miałbym leżeć dalej? – zapytał po chwili ciszy Mateusz.
         - Jest poniedziałek, powinieneś jak większość nie lubić tego dnia.
         - Czy to jest powód by leżeć dalej? – zakpił sobie.
         - Masz racje. – zaśmiał się ojciec, gładząc swój poranny zarost. – Słuchaj mam do ciebie sprawę… - posłał synowi przepraszający uśmiech. Chłopiec westchnął nalewając wrzątku do kubka z kawą. Ale tylko do połowy, dalej szło mleko. Usiadł naprzeciwko ojca i biorąc pierwszy łyk, wielkości jednej trzeciej całej zawartości, w końcu odetchnął.
         - Jaką?
         - Nie chcesz mi pomóc w pracy?
Chłopiec wziął drugi łyk kawy, i całkowicie znużonym wzrokiem zmierzył uśmiechniętą twarz ojca. Malował się na niej wzrok zbitego psa. Chłopak opuścił przegranie głowę.
         - No dobra… dobra pomogę… ale nie za darmo…
         - Więc co chcesz w zamian?
         - Zezwolenie na broń.
         - Synu, wiesz że cię kocham. Ale no chyba kurwa nie.
         - Ej no weź… - jęknął. – Jestem synem gliniarza a sam nie mogę mieć broni… do dupy ten proces. – Krzysztof się zaśmiał, wstał po czym poczochrał włosy chłopca.
         - Załatwię ci za to paralizator i kaburę. - Oczy chłopca w końcu się otworzyły na tyle szeroko. Można było ujrzeć wszystkie gwiazdki jakie wywołało to zdanie. Otworzył też szeroko usta i wykrzywił je w uśmiech. – Prawdziwy Taser.
         - Na moją wyłączność?
         - Tak.
         - Ze zezwoleniem?
         - Tak.
         - Nie zabierzesz mi go…?
         - Nie. – ojciec posłał jeszcze jeden uśmiech po czym wyszedł z pomieszczenia. Mateusz ostatni raz tak szczęśliwy był… nawet nie pamiętał kiedy. Chociaż jednak, gdy usłyszał że drzwi do domu się zamykają , zadał sobie bardzo proste pytanie.
         W czym ja mam mu pomóc, jeśli daje mi paralizator…
         Troszkę martwiąc się tą sprawą zrobił sobie śniadanie, wziął portfel i wyszedł z domu. Włożył sobie do uszu słuchawki z fioletową obudową i kablem i poprawił czarną fedorę na głowie. Zimny wiatr nie dawał mu spokojnie maszerując. Musiał nałożyć na siebie szarawa bluzę z zamkiem pośrodku.
         - Szykuje się miły dzień, co? – zadał sobie ironiczne pytanie, włączając na podłączonym do słuchawek telefonie muzykę i ruszył na przystanek.
*
         W szkole jak zawsze usiadł w drugiej ławce pod ścianą. Zawsze przychodził wcześniej, nie lubił się spóźniać. Spojrzał na swój telefon.
         7.45 – pomyślał. – piętnaście minut spokoju…
Znów zakładając słuchawki położył się na ławce i schował głowę w ramionach. Spokojnie wytrzyma te pięć godzin w klasie jeśli nikt nie będzie go męczył. Jednak już po chwili do Sali zaczęli zbiegać się uczniowie. Oczywiście w końcu też musieli przyjść i „oni”. Tym magicznym sformułowaniem opisywał trójkę znajomych z młodych lat. Pierwszy wszedł Tomek, wysoki brunet i niebieskich oczach. Prawie zawsze się uśmiecha, i bawi wszystkich naokoło. Tuż za nim weszły dwie dziewczyny. Smukła dziewczyna o tym samym kolorze włosów co Mateusz, Celina. Była niższa od niego o jakieś dwanaście centymetrów, przez co dość często się wkurzała. Trochę to zabawne, ale w dzieciństwie to ona była najwyższą osobą w klasie. Teraz został nią Tomek. Celina miała fryzurę do ramion, rozpuszczoną. A do jej orzechowych włosów dołączone były dwie, zielone tęczówki. Uzbrojona w swój uśmiech, zawsze starała się prowadzić grupę. Za nią weszła troszkę wyższa od niej ruda dziewczyna, Jagoda. To na nią i jej duży biust lecieli chłopcy, dlatego nigdy nie narzekała na ich brak. Maiła dość pospolite oczy, bardzo „odrzucający” błękit zamieniony zielonymi szkłami kontaktowymi. Dlaczego się trzymała z tą małą grupą osób? Tego nikt nie wiedział. Ale na pewno Celina jej zazdrościła piersi. W przeciwieństwie do rudej, nie miała tak dorodnego biustu. Oczywiście już po chwili znaleźli się tuż obok Mateusza.
         - Mati! – szatynka rzuciła mu się na szyje. Mimowolnie chłopak musiał wyjąć słuchawki. – Tomek się ze mnie śmieje.
         - I co ja mam z tym zrobić? – zapytał bez emocji, wyłączając muzykę.
         - Cokolwiek… - zasmuciła się. – Chociaż się uśmiechnij… - dodała pod nosem, tak że ludzie dookoła tego nie słyszeli, ale wszystko dochodziło do uszu Mateusza. Orzechowłosy posłał delikatny uśmiech dziewczynie, która po zobaczeniu go od razu rozpromieniała. Tym razem nawet nie był udawany gest, a pomyślał o swojej nagrodzie. Paralizator…
         Zaczął się język Polski, wszyscy nie chętnie notowali słownych wypocin polonistki. Jej głos praktycznie usypiał pięćdziesiąt procent osób w Sali, co było nie małym wyczynem. Dodajmy do tego jeszcze poniedziałkowe uczucia, po weekendzie i taki przeciętny szesnastolatek umiera ze zmęczenia po zaledwie dwudziestu minutach polskiego. Jednak ta lekcja była inna. Po około dwudziestu trzech minutach do Sali weszło dwóch mężczyzn w garniturach. Pokazali jakiś dokument nauczycielce, która zbladła na jego widok. Po chwilach jednak wskazała na orzechowłosego po czym powiedziała.
         - Mateusz… pójdziesz z panami…
Wszyscy zwrócili się ku chłopakowi, który nie chętnie wstał i pierwszy wyszedł z Sali. Rozpoczęły się szepty osób w klasie.
         - Widzieliście? – zapytał Tomek. – Mieli pistolety…
         - Jak to? Gdzie? – Jagoda odpowiedziała nerwowo, pytaniem na pytanie.
         - Mieli pazuchy…
         - O mój Boże… a jak coś mu zrobią? – zapytała roztrzęsiona Celina. – Proszę pani?! Kto to był? Co chcą od Mateusza? – zaczęła nerwowo zadawać pytania. Nauczycielka spiorunowała go wzrokiem i odkaszlnęła.
         - Nie przejmujcie się, to… to… policja. Nie przejmować się. Wracamy do lekcji!
         Dwóch agentów szło przed Mateuszem, moim iż ten wyszedł pierwszy. Nie przedstawili się, nie powiedzieli gdzie idą ani po co. Przeszli cały korytarz i weszli do gabinetu dyrektora. Szatyn zdziwił się, że nie zastali tam grubego i lekko łysego dyrektora, a jakiegoś chłopca. Na oko miał czternaście lat. Był szczupły i niski. Wielkością tak naprawdę przypominał Celine, ale wyglądał jak chłopiec. Miał białą koszule i normalne jeansy. Widząc jego przestraszoną minę Mateusz posłał mu uśmiech i spojrzał na mężczyznę obok. Swojego ojca który głaskał chłopca po głowie. Jak tylko oboje zobaczyli orzechowłosego uspokoili się. Może to przez jego uśmiech?
         - Mateusz, pamiętasz jak prosiłem cię o pomoc?
         - Tak… to było dwie godziny temu?
         - No, musisz się opiekować naszym świadkiem. Tu twój paralizator i kabura. – wskazał na biurko. – Uważaj, może na niego polować mafia. – uśmiechnął się, co spiorunowało przerażeniem Mateusza.
         - Co… co kurwa?

4 komentarze:

  1. No właśnie powtórzyłabym ostatnie zdanie ..... tak krótko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami napisze coś dłuższego, czasami nie. Nie mogę być idealny. To co pisze jest tak jakby... eksperymentem.

      Oczywistym faktem jest że pisze dla czytelników, ale jak każdy pisarz chce zobaczyć co tworze. Pomyślałem a, zrobię taką zwariowaną komedie, z elementami romansu i nieporozumień. I bum, Orzechowy uśmiech :D

      Dzięki że to przeczytałaś i skomentowałaś :D
      Lekki pisarz All~

      Usuń
    2. Czytam dużo zwykle nie komentowałam, ale ponieważ nie znoszę niedokończonych opowiadań komentuję i dopinguję wszystkich kiedy mnie historia zainteresuje bo to chyba jakaś karma jest dla autorów:-)
      Jeśli jesteś wstanie je skończyć obiecuję karmić cię komentarzami:-)
      smacznego:-)

      Usuń
    3. Widzisz w tym momencie dając krótki rozdział zachęciłem cie do komentowania i w ogóle do czytania :D

      Może to nie było zamierzone, ale zawsze. A karma komentarzami zawsze jest smaczna ;)

      Lekki pisarz All~

      Usuń