W podziemiach, blondyn poszedł na spotkanie. Wraz z swoimi
przyjaciółmi. Niebieskookim szatynem o imieniu Lewis i chłopcem posiadającym
krucze włosy i szare oczy. Jego imię to Kian. Mieli oni iść na spotkanie z
głową podziemi łysym chłopakiem z piwnymi oczami. Miał on na imię Rudi White
nazywany Bratem, był on najstarszy z całych podziemi. Miał bowiem 17 lat.
Ewan wszedł do okrągłej Sali, gdzie wszyscy czekali na niego. Skiną głową na przywitanie i usiadł na krześle, obok przyjaciół. W tym momencie Rudi wstał, spojrzał na każdego z obecnych, westchnął i powiedział
- Wiem że macie tylko po dwanaście lat, ale mamy coraz mniej ludzi a żyć trzeba za coś. Jestem zmuszony wysłać was na kradzież. Nie macie okradać ludzi z pieniędzy, lecz stoiska z jedzeniem. – chłopak podrapał się po swojej łysej głowie. Z trudem mówił młodym chłopcom co mają zrobić. – Normalnie wiecie że na pierwsze misje złodziejskie wysyłam czternastolatków, a młodszych na mniejsze prace ale nie mamy innego wyboru. -
Chłopcy się ucieszyli że mogą się wykazać, lecz martwiła ich mina Rudiego.
- Bracie, nie musisz się martwić. Damy radę. – powiedział radośnie Kian.
- Wiem ale muszę wam dać to… - łysy chłopak dał młodym sakwę. Lewis wziął ją i otworzył. Na jego twarzy zawidniał uśmiech. Zapytany co jest w środku wyją ich pierwsze sztylety. Wszyscy chłopcy się ucieszyli z tego. A Rudi się lekko zasmucił.
- Używajcie ich z rozwagą. – westchnął i wyszedł z owalnej Sali spotkań.
Ewan wszedł do okrągłej Sali, gdzie wszyscy czekali na niego. Skiną głową na przywitanie i usiadł na krześle, obok przyjaciół. W tym momencie Rudi wstał, spojrzał na każdego z obecnych, westchnął i powiedział
- Wiem że macie tylko po dwanaście lat, ale mamy coraz mniej ludzi a żyć trzeba za coś. Jestem zmuszony wysłać was na kradzież. Nie macie okradać ludzi z pieniędzy, lecz stoiska z jedzeniem. – chłopak podrapał się po swojej łysej głowie. Z trudem mówił młodym chłopcom co mają zrobić. – Normalnie wiecie że na pierwsze misje złodziejskie wysyłam czternastolatków, a młodszych na mniejsze prace ale nie mamy innego wyboru. -
Chłopcy się ucieszyli że mogą się wykazać, lecz martwiła ich mina Rudiego.
- Bracie, nie musisz się martwić. Damy radę. – powiedział radośnie Kian.
- Wiem ale muszę wam dać to… - łysy chłopak dał młodym sakwę. Lewis wziął ją i otworzył. Na jego twarzy zawidniał uśmiech. Zapytany co jest w środku wyją ich pierwsze sztylety. Wszyscy chłopcy się ucieszyli z tego. A Rudi się lekko zasmucił.
- Używajcie ich z rozwagą. – westchnął i wyszedł z owalnej Sali spotkań.
Chłopcy zabrali puste sakwy a sztylety schowali pod koszule, i wyszli z kanału. Miasto mimo
wojny tętniło życiem. Mieszkańcy z pobliskich wsi z chęcią przyjeżdżali na
rynek sprzedając swoje wyroby i plony. Wiele osób nie myślało że tacy mali
chłopcy mogli by kraść. Kian podszedł do jednego z stoisk, i schylony wrzucał
do swojej sakwy jabłka. I niezauważony wstał, gdyż był otoczony wieloma ludźmi.
Również bez problemu udało się podkraść kilka bochenków chleba, a ludzie
mijający ich na ulicy myśleli że chodzą z rodzicami. A to po prostu są ich
zakupy.
Wow.. Ciekawie się zapowiada. Dodam do obserwowanych. Liczę na to samo. http://alesinsane.blogspot.com/ PS. Dodaj do ukladu onserwowanych ;D
OdpowiedzUsuńhmm opowiadanie ciekawie się zaczyna, mógłbyś dodać widżet obserwatorzy?? łatwiej zdobywałbyś czytelników :) http://heavenlyart998.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPS: wyłącz weryfikacje obrazkową, to tyle nie chcę się czepiać :)