niedziela, 2 marca 2014

"Wojna Rodzin" Rozdział II

Rozdział II
„Choć zakochanie nie jest łatwe”
         Minęły dwa dni on zebrania. Nazir wytłumaczył parę rzeczy Octarianowi. Czerwonooki siedział na swoim łożu, rozmyślając co dalej poczynać. Nagle w pokoju rozległo się pukanie. Chłopak otworzył drzwi a jego oczom okazał się posłaniec z naszywką wilka na stroju.
         - Słucham? – młody wąż zadał pytanie.
Mężczyzna się pokłonił.
         - Witam mości panie, panienka Delia kazała przekazać panu list. – Nazir odebrał wiadomość i zamknął drzwi. Znowu usiadł na łóżku. I szybko rozwinął papier po czym zaczął czytać.
Drogi Nazirze
Nie jestem pewna co do twoich intencji,
ale chciałabym się z tobą spotkać.
Dziś wychodzę na rynek, mam szczerą
nadzieje że cię tam zastanę bez towarzystwa
Octariana i swoich rycerzy.
                                                                Delia…
         Zielonowłosy się uśmiechnął i kazał wezwać do siebie jednego ze swoich ludzi. Przyszedł chłopak o imieniu Aran. Był on postawnie zbudowanym mężczyzną o jasnej karnacji. Kolor jego włosów można było porównywać do płomienia pochodni, a oczy były kompletnym przeciwieństwem. Ich kolor gasił, był to rzeczny błękit. Aran miał 20 lat i był jednym z nielicznych których Nazir obdarzał zaufaniem, a nawet nazywał przyjacielem.
         - Wzywałeś? – zapytał
         - Wejdź, musimy porozmawiać.
Niebieskooki mężczyzna wszedł do środka i usiadł tuż obok łóżka.
         - Potrzebuje twojej pomocy. – westchnął Nazir.
         - Coś się stało?
Zielonowłosy spojrzał w oczy przyjaciela.
         - Spotykam się dziś z Delią…
         - Ale jak to! – krzyknął
         - Uspokój się. To chyba normalne że dwójka ludzi się spotyka, nie?
         - Jesteście z dwóch znienawidzonych rodów! To zdrada! – krzyczał oburzony Aran.
         - Myślisz że mówię ci do dlaczego! Dla zabawy! Jesteś jedynym, któremu mogę tutaj ufać! Rozumiesz to?
         - Rozumiem…
         - Dobrze, więc spotykam się dziś z nią. Nie mogę pilnować szczura, proszę zajmij się tym.
         - Mogę tylko o coś zapytać? – powiedział nieśmiało rycerz.
         - Mów.
         - Co jest między tobą a Octarianem?
Nizar złapał się za głowę, po czym podszedł do okna spoglądając w dal.
         - Kocham go… - powiedział szeptem. – nie myśl sobie nic dziwnego. Jest dla mnie jak brat. Młodszy brat, którym się opiekuje. Kocham go jak brata. – dokończył.
Aran uśmiechnął się tylko i powiedział.
         - Dobrze, rozumiem.
Czerwonooki chłopak złapał przyjaciela za ramię.
         - Liczę na ciebie.
Ten również położył rękę na ramieniu Nazira.
         - Przyrzekam, nie zawiodę cię.
*
         Chłopak ubrał zieloną koszulę i spodnie drogiego wykonania. Wziął od Arana swój sztylet, który na czas zebrania głów, nie mógł mieć przy sobie.
Sztylet przedstawiał złotego węża, o czerwonych oczach. Od kiedy Nazir się narodził wiedziano, że ten sztylet będzie jego.  Zabrał Alexis, swojego wiernego konia i wyjechał z twierdzy kierując się na rynek.
         Po jeździe która trwała dwadzieścia minut dotarł w końcu na miejsce. Zszedł z konia i zaczął rozglądać się za rynkiem. Miasto było ogromne, w końcu to była stolica. Mimo takich rozmiarów, zakazane było jeździć konno po mieście. Ludzie musieli albo przychodzić pieszo, bądź zostawić konie u stajennych pod miastem, jedynie kupcy mogli wjechać konno.
         Nazir podszedł do jednego ze strażników miejskich.
         - Gdzie tu jest rynek?
         - Grzeczniej nie umiesz gówniarzu? – odpowiedział zdenerwowany wojownik.
         - Bo co?
         - Bo coś ci się może nie miłego zdarzyć. – strażnik złapał za koszulę zielonowłosego.
         - Wiesz co właśnie zrobiłeś? Wiesz kogo dotknąłeś?
         - No niby kogo? – zapytał sarkastycznie. – jakiegoś gówniarza.
         - Na kolana śmieciu! – Nazir kopnął w kolana strażnika który ukląkł przed nim. – Śmiesz podnosić rękę na Nazira, syna Kellana. Następcy rodu Węża!? – wrzasnął. W oczach uzbrojonego mężczyzny pojawiły się łzy.
         - Wybacz mi panie. Wybacz mi. – błagał o litość.
Zielonowłosy spojrzał na niego surowo. Westchnął i powiedział
         - Wstań. Zaprowadź mnie na rynek, a cię nie ukarze.
         - Dzięki ci. Proszę za mną.
         Strażnik miejski zaprowadził potomka na rynek. Nazir spojrzał na niego srogo i podał mu małą sakwę.
         - Masz dziś szczęśliwy dzień, bo jestem w dobrym nastroju. Teraz weź to i uważaj kogo atakujesz.
Mężczyzna niepewnie wziął zapłatę, ale jeszcze pocałował dziedzica w rękę.
         - Dziękuje. – powtarzał – dziękuje.
         - Dobrze! Starczy! Odmaszerować!
         - Tak jest! – strażnik zniknął gdzieś w tłumie, a Nazir zaczął poszukiwania Deli. Przechodząc między wieloma stoiskami, mijał ludzi którzy zapewne nie zwracali uwagi na to, co się dzieje za ich plecami. Można było nawet zobaczyć ręce krążące między nimi ręce, przecinające pasy i kradnące sakwy.
         - Co ta straż miejska wyczynia, że na rynku tyle złodziei. – pomyślał.
Po czym poszedł dalej rozglądając się za dziewczyną.
         Nagle poczuł że jego pas stał się lżejszy, szybko spojrzał na niego i zobaczył że jakaś dłoń wzięła jego sztylet. Szybko złapał ją i pociągnął do siebie, jakieś ciało obiło się o jego brzuch i upadł na ziemie. Nazir mógł spojrzeć na złodzieja, był to młody chłopak, miał około dwunastu lat, miał potargane ubranie i widać było że był wychudzony. Zielonowłosy chłopak wziął swój sztylet i wyjmując go z charakterystycznym sykiem zapytał.
         - Czy jest was więcej?
Dzieciak leżał z łzami w oczach i z przerażeniem spoglądał na Nazira.
         - Pytałem o coś. – powiedział już z rządzą mordu w oczach.
         - Nie! – wrzasnął chłopak.
Nazir westchnął i podniósł złodzieja za szyje.
         - A szkoda, myślałem że się zabawie. – dookoła zebrała się znaczna ilość gapiów. – a oto twoja zapłata za grzechy.
Zielonowłosy chłopak zatopił swój sztylet w wychudzonej ręce chłopca, który zaczął krzyczeć z bólu. Ostrze wchodziło coraz głębiej, wylewając kolejne litry krwi, a Nazir delektował się jego błaganiem o litość. Dzieciak próbował się wyrwać z uchwytu, ale był zbyt słaby. Kiedy sztylet przeciął rękę, a ona bezwładnie spadła na ziemie, zielonowłosy przyłożył ostrze do drugiej ręki.
         - Nie proszę, nie! – krzyczał.
Kiedy miał już przecinać ktoś chwycił go za ramie. To był jeden z rycerzy wilka. Nie byle jaki. Był młody, o czarno-krwistych włosach i tak strasznie jasnych oczach, że wydawały się być białe.
         - Kim ty jesteś by mi przerywać!?
         - Delia mnie tu wysłała. Nie spodoba jej się co zrobiłeś. – odpowiedział.
         - Ech. No dobra. – Nazir puścił złodzieja. – Zaprowadź mnie do niej.
         - Dobrze – odparł – ale najpierw, proszę. Oddaj sztylet.
         - Co! – oburzył się młody wąż – Zwariowałeś?!
         - To dla jej bezpieczeństwa.
         - Ech. Masz… - Niechętnie podał swoją broń rycerzowi. – Jak się zwiesz?
Członek rodu wilka ukląkł.
         - Ja jestem Efar. Osobisty rycerz Deli.
         - Ile ty właściwie masz lat?
         - Dwadzieścia.
Nazir lekko się zaśmiał.
         - Dobrze, wstań. Zaprowadź mnie do niej.
*
         Rycerz zaprowadził młodego węża do parku, lecz przed nim się zatrzymał i obracając się, powiedział
         - Słuchaj, bo nie zamierzam powtarzać. Jeżeli jej coś zrobisz, tkniesz chociaż palcem. To cię zabije.
Nazir uśmiechnął się tylko i odpowiedział.
         - Masz jaja żeby mi grozić. Dobrze, gdzie ona jest?
         - Przy ogrodzie różanym. Będę was miał na oku…
         Zielonowłosy ruszył pewnym krokiem przez pięknie zdobioną bramę. Cały czas rozglądając się i szukając dziewczyny. Po dwóch minutach poszukiwań zobaczył ją. Piękna dziewczyna stała ubrana w białą suknie sięgającą jej do kolan. Stała pośród pięknych czerwonych róż i fioletowych hortensji. Nazir podszedł powoli i uśmiechając się powiedział do niej
         - Wyjątkowo piękne kwiaty.
         - Racja, szkoda że obydwa potrafią zabić. – odpowiedziała, nie odwracając się.
Młody wąż przykucną przy kwiatach i zerwał jedną róże.
         - Co ty robisz? – zapytała.
         - Zobaczysz. – chłopak zaczął odrywać kolce i pokazał dziewczynie róże bez kolców. – widzisz? Teraz nic ci nie zrobi.
Delia uśmiechnęła się
         - Ale teraz, nie ma pięknej zielonej łodygi.
         - Nic nie może być idealne.
         - Naprawdę nic?
         - Wszystko ma wady. Róża ma kolce, hortensja posiada truciznę.
         - A jednak, umiesz być miły. – na kącikach ust dziewczyny zawitał uśmiech.
         - Jest dużo plotek na mój temat, nie wiele jest prawdziwych.
         Deli podeszła do ławki obok i usiadła na niej. Patrząc smutnym wzrokiem na chłopaka zapytała
         - Co cię łączy z Ocarianem?
Nazir lekko się zachichotał
         - Przepraszam. – odgarnął łezkę śmiechu – mnie z nim łączy przyjaźń. Dorastaliśmy tak naprawdę razem.
         - Nie kłam – krzyknęła – widziałam. Jak wyszli z Sali trzymaliście się za ręce!
         - On jest tchórzliwy i nieśmiały. Podczytywałem go tak na duchu.
         - No to ostatnie pytanie… - chłopak przyjrzał się dziewczynie, nie kryjąc zdziwienia. – Czy ty go kochasz?
         Nazir zamilkł. Spojrzał na ogród, po czym wrócił wzrokiem na dziewczynę. Mówiąc
         - Tak…
         - Dobrze więc nas nic nie musi łączyć…
         - Ale ja go kocham jak brata. – przerwał jej wypowiedź – Jest dla mnie jak młodszy brat, martwię się o niego. Dbam by dobrze jadł. Zawsze zajmuję się jego ochroną. Kocham go jak brata.
Dziewczyna uśmiechnęła się. Po czym podeszła do Nazira. Łapiąc go za rękę i kładąc ją na swojej piersi.
         - Co ty…
         - Cicho. Czujesz?
Mężczyzna zamilkł i wsłuchał się w bicie serca.
         - Jest szybkie…
         - Jak myślisz czyja to wina? – powiedziała szeptem.
         - Domyślam się. – chłopak przytulił dziewczynę, przykładając jej głowę do swojej piersi.
         - Łączy nas to samo.
Delia wtuliła się w Nazira i tak stali przytuleni do siebie przez kilka następnych minut.
*

         Ocarian siedział w swojej komnacie patrząc w okno. Nagle w pokoju rozniosło się pukanie.
         - Wejść. – krzyknął w stronę drzwi w których ukazał się czerwono włosy Aran.
         - Wzywałeś? – powiedział.
         - Tak, Aran słuchaj. Gdzie pojechał Nazir?
         - Pojechał do miasta. Miał coś do sprawdzenia. – rycerz zaczął się lekko pocić. Aran nigdy nie był dobrym kłamcą.
Złoto włosy chłopak usiadł na łóżku i spojrzał raz jeszcze na niebieskookiego.
         - Powiedz mi prawdę.
         - Nazir… poszedł na spotkanie z Delią w mieście…
         - Ale co oni! – Ocarian wstał ze zdziwienia.- Dlaczego?!
         - Nie chce kłamać – Aran mówił szeptem. – ale chyba się w niej zakochał…
Chłopka usiadł ze zdziwienia, z jego oczu popłynęły łzy.
         - Panie…
         - Wyjdź!
         - Ale…
         - Natychmiast!
Aran posłusznie opuścił pokój w którym złoto włosy zaczął płakać na łóżku…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz