wtorek, 25 marca 2014

"Wojna Rodzin" Rozdział III

Na sam początek chciałbym przeprosić za to, że ostatnio nic nie wrzucałem i nie odzywałem się.Bardzo proszę o dodawanie komentarzy wiem , że proszę o to często ale zależy mi na zdaniu innych,co o tym myślicie i co można zmienić.

Wasz Pisarz All


Rozdział III
„Czarny cień”
         Nazir spacerował po halach królewskiej cytadeli, kiedy podbiegł do niego jeden z gwardzistów jego ojca.
         - Młody panie. Twój ojciec cię wzywa.
Zielonowłosy spojrzał na rycerza, po czym warknął ze złością.
         - Prowadź.
Obydwaj doszli do pokoju głowy rodu węża. Gwardzista stanął przy drzwiach, otwierając je Nazirowi.
         - Czego chcesz ojcze! – wrzasnął na wejściu.
         - Mój synu, musisz wyjechać.
         - Co! Dlaczego!?
         - W pewnej wsi ludzie przestawali dawać daniny. Wojownicy znikają. A sami chłopie mówią coś o cieniu w lesie…
         - Pewnie stare brednie, jakiś zielarek.
         - Nie ważne co – burknął – masz się za to zabrać!
         - Dobra zaraz zbiorę oddział…
         - Nie – powstrzymał go wąż – Weźmiesz tylko czterech ludzi. Nie możemy ryzykować buntu.
         - Co. –wrzasnął oburzony chłopka. – chyba kpisz.
W pokoju rozmowa ucichła. Nazir wziął głęboki wdech i powiedział
         - Dobra, ale nie mogę o tym powiedzieć Ocarianowi.
Ojciec się zaśmiał.
         - Czyli Aran też nie jedzie.
         - Jakbyś zgadł. – uśmiechnął się zielonowłosy.
*
         Nazir zawołał Arana i przekazał mu tylko kilka słów.
         - Opiekuj się Ocarianem.
Po czym wszedł na konia i wraz z czterema gwardzistami ubranymi w zwykłe szaty pojechali na wschód.
         Po kilku godzinach jazdy jeden z ludzi węża podjechał do dziedzica.
         - Młody panie. A co jeśli ludzie nie będą płacić.
         - Zgadnij. – zaśmiał się Nazir. – Zabijemy wszystkich.
         - Tak jest! – krzyknęli wszyscy.
Na horyzoncie zaczęła widnieć mała wioska. Był to celi ich podróży, wieś Rivergron, która swoją nazwę wzięła od pięknej odmianie winogron rosnących przy rzece.
         Gdy wjechali na plac, dookoła zgromadził się tłum gapiów.
         - Po co tu przyjechaliście!
         - Sprowadzicie na nas zgubę
         - Odejdźcie!
Nazir wsłuchiwał się w głos ludu po czym schodząc z konia powiedział.
         - Jestem dziedzicem rodu, zostałem tu wysłany przez swego ojca. Nie obchodzi mnie co tu się dzieje, macie po prostu zacząć płacić!
Naprzeciwko chłopaka wyszedł stary mężczyzna. Po ubraniu widać był że miał wysoką rangę.
         - Wybacz im panie. Nazywam się Jozue. Jestem tutaj starostą. Lud tutaj bogobojny i zabobony.
         - Uważaj co mówisz dziadzie! – krzyknął jeden z mieszkańców.
         - Mój panie, proszę za mną. – starszy mężczyzna pokazał ręką na swój dom.
         - Czemu przed nim klęczysz!
         - Jest ich mało! Uwolnimy się w końcu!
Tłum zaczął krzyczeć na gwardzistów, i potomka. Nagle z tłumu wyskoczył mężczyzna z toporem i biegł prosto na Nazira, który szedł dalej. A gdy agresywny mężczyzna był tuż przy nim szybko wyjął miecz i przeciął mu brzuch. Agresor padł na ziemie, krwawiąc Zielono włosy chłopak podszedł tylko bliżej i przebił mu głowę mieczem. Tłum zamilkł.
         - Czy jest tu ktoś chętny do walki? Proszę! Czekam! – krzyczał rozdrażniony Nazir. – Nikt, to rozejść się!
Przerażeni mieszkańcy posłusznie odeszli. Młody wąż powiedział staroście by prowadził dalej.
         W domu przywódcy wioski Jozue zaczął opowiadać o potworze.
         - Ten stwór nazwany przez nas Cieniostworem krąży tu i kusi do siebie kobiety i dzieci. Nigdy ich nie znajdujemy. Według legend jest to pan tego lasu. Przybiera postać czarnej bestii z rogiem. Wielka na dwa i pół metra w górę i trzy wzdłuż. Ponoć…
         - Dość! – warknął Nazir. – Gdzie ten cały stwór jest?
         - Ukrywa się w lesie, wychodzi w nocy, a ponoć mieszka w któreś z jaskiń.
         - Ech… - westchnął młody wąż. – Idziemy.
Starosta nie krył zdziwienia krzątał się po pokoju i próbował ich zatrzymać.
         - To niewykonalne z takim wyposarzeniem jakim macie!
Zielonowłosy przycisnął Jozuela butem do drzwi.
         - Przepuść nas.
         - Nie mogę!
Nazir nie zwracając uwagi na argumenty starosty pchnął go butem, otwierając przy tym drzwi. Siwy mężczyzna wylądował w błocie, a wszystkiemu przyglądała się grupka gapiów. Która po chwili przerażona odeszła.
         Zielonowłosy ruszył od razu do karczmy,  zostawiając swoich ludzi na zewnątrz. Gdy znalazł się już w środku, stał się centrum zainteresowania, usiadł przy pierwszym wolnym stoliku i spojrzał na karczmarza, który zostawił klientów i podbiegł do niego.
         - Młody pan sobie czegoś życzy? – zapytał niepewnie.
         - Piwo i Barda.
Właściciel szybko podał mu kufel piwa i zawołał grajka.
         - Gothar! Tu do pana! Szybko!
Do Nazira podbiegł młody chłopak, wyglądał jakby miał 16 lat. W ręku dzierżył lutnie. Młody wąż przyjrzał się bardowi, miał piwne oczy i kasztanowe włosy. Miał nie zniszczoną cerę, co tutaj jest rzadkością.
         - Czego pan sobie życzy, by zagrać? – zapytał.
         - Coś o tym cieniu…
         - A więc dobrze…
Gothar zaczął grać, muzyka była łagodna i piękna, w końcu zaczął śpiewać
„Zabijają ich spokojnie,
Zabijają ich jak leci -
Już nie trzeba iść na wojnę,
Żeby stawić czoła śmierci.

Żyć wystarczy, jak się żyło,
Modlić się o święty spokój,
Kopać grządki, kochać miłość
Nic nie wiedząc o wyroku.

Trzeba się ubierać ciepło,
Jeść z umiarem, ważyć słowo,
Dbać, by życie nie uciekło,
Zanim się nie umrze zdrowo.”
(Oryginał autorstwa Jacka Kaczmarskiego, pod tytułem: Dzień Gniewu II)

         Nazir zaczął klaskać, co u niego było wielką rzadkością. Gothar nie wiedząc dla kogo gra, zdjął czapkę i przybliżył ją do dziedzica.
         - Ha ha ha – zaśmiał się zielonowłosy. – Masz jaja.
         - Co? Czemu? – zdziwił się bard.
Karczmarz trzepnął go w tył głowy.
         - Wiesz kto to jest?!
         - No… nie…
         - To jest Nazir, dziedzic rodu Węża!
         - Hola, hola. Ty sobie nie pozwalaj. – wtrącił się zielonowłosy.
         - Tak jest, przepraszam. – właściciel odszedł od stołu i wrócił za ladę.
Nazir spojrzał najgłębiej jak umiał w młodego grajka, który przełknął ślinę.
         - Twój głos się tutaj marnuje… - powiedział. – może pojedziesz ze mną.
Gothar uradowany krzyknął
         - Z największą chęcią! Ale…
         - Ale?
         - Mój ojciec. Nie zgodzi się bym opuścił to miasteczko…
Zielonowłosy znów się zaśmiał.
         - Kim jest twój ojciec?
         - On jest… starostą tutaj.
         - Dobra więc, jedziesz z nami. Ale najpierw pójdziesz z nami do lasu…
Bard znów przełknął ślinę.
         - Do lasu? Kiedy?
         - Teraz…
         - To nie wykonalne! A cień!? – Gothar miotał się przerażony.
         - Zabijemy… - warknął wąż.
Chłopak już nie kontynuował dyskusji. Wyjazd z Nazirem mógł być czym, czego by sobie nigdy nie wymarzył.


         Dziedzic zostawił na stole sakwę ze złotem, a sam z nowym towarzyszem wyszedł na zewnątrz. Przedstawił grajka i powiedział że idzie z nimi na potwora w lesie. Jego ludzie zareagowali śmiechem, ale przyjęli rozkaz. Cała szóstka weszła po ścieżce do lasu. Po godzinie marszu, mgła zaczęła sięgać kolan Nazir co chwile powtarzał
         - Jeżeli zejdziecie ze ścieżki, nie wrócimy po was…
Nagle w oddziale pojawił się strach, ze strony lasu pojawiły się szepty. Wywoływała każdego po imieniu. Każdy starał się to ignorować, ale po kolejnych dziesięciu minutach za drzewami zaczęły pojawiać się białe postacie. W większości były to kobiety w długich białych sukniach, podartych na paski. Każda z nich kusiła żołnierzy. Aż jeden z nich w końcu uległ, zrzucił broń i ruszył w stronę pań lasu. Gdy zbliżył się na tyle by muc je dotknąć, jedna z nich pocałowała go i sprowadziła do parteru. Wtedy wszystkie duchy rzuciły się na uwiedzionego mężczyznę i zaczęli odgryzać mu kawałki mięsa.


         Nazir nie zwracając uwagi maszerował cały czas na przód. Gdy obejrzał się za siebie został już tylko grajek.
         - Gdzie reszta? – warknął.
         - Weszli do lasu…
         - A to szkoda, ponoć byli najlepsi.
Nagle obydwaj dotarli do wielkiej jaskini. Zielonowłosy odwrócił się jeszcze raz w stronę barda.
         - Poczekaj tu na mnie, nie nadajesz się do walki. – lekko się zaśmiał. – Bez urazy…
         - Dobrze… - wyszeptał przerażony Gothar.
         - Ech… wkurzające… - Nazir podszedł bliżej i pocałował grajka w policzek.
         - Co do… - zdziwił się.
         - Czekaj tu. – warknął zielonowłosy i wszedł do jaskini.
Cały zarumieniony grajek staną jak zamurowany, kiedy czerwonooki wchodził do środka.
*
         Dziedzic rodu węża wszedł do środka, ściany były zimne i spływała po nich woda. Ta wilgoć wypełniająca powietrze była tak dobrze odczuwalna, że się skraplała na rzęsach. Mimo iż było tu pełno kamienia, cały korytarz wypełniony był roślinami.
         Nazir poruszył się do przodu. Na początku poruszanie się nie było problemem, ale po chwili słyszał nieprzyjemne chrupanie w oddali i strzelanie pod stopami. Zielonowłosy spojrzał w dół, zdenerwowany podniósł głowę do przodu. Okazało się że chodzi po ludzkich szkieletach.
         W końcu dotarł na koniec jaskini. Była to piękna oaza, gdzie na środku widniała ogromna fontanna, a przy niej siedział białowłosy mężczyzna który obgryzał jakąś nogę. Gdy zobaczył Nazi wstał i z uśmiechem odezwał się jak najbardziej ponurym głosem.
         - Witaj, czekałem na ciebie.
Zielonowłosy nie ryzykował i od razu wyjął miecz.
         - Kim jesteś!
         - Oj wybacz moją nieuprzejmość, ale to ty jesteś tutaj gościem, Nazirze synu Kellana. – mężczyzna zaśmiał się i rozpuścił swoje włosy, które sięgały mu na wysokość kolan.
         - Skąd… Skąd wiesz kim jestem… - odpowiedział mocno zmieszany chłopak.
         - Ja jestem panem tego lasu, wyrocznią i władcą. Jam jest Król Draid.
         - To ty zabijałeś wieśniaków?
         - Tak. – zaśmiał się ponownie.
         - Możesz mi coś przepowiedzieć?
         - Niech będzie, jako twa ostatnia prośba, potem cię zabije… - mężczyzna odchylił głowe a jego oczy zalała biel.
W starym dworze,
Miłościwy gubernatorze.
Wąż głowę straci,
bez litośni będą jego kaci,
 Szczur przyjacielem będzie wilka,
to kłopotów stworzy kilka,
nowy pan życie straci,
powieszą go jak psychopaci,
Wilka dom spłonie żywo ,
gdzieś na potomka naciągają cięciwo.
Gryf oko podaruje,
A rewolucja się dokonuje
         - Co! – Draid odsunął się od fontanny. – Niemożliwe! To za długa historia dla ciebie, to nie może się tak skończyć?
         - Wygląda na to że jednak mnie nie zabijesz. – w tym momencie Nazir przebił władcę lasów mieczem. W jaskinie rozległ się okropny krzyk. A ziemia się za trzęsła. Zielonowłosy odciął głowe Draidowi, po czym wyszedł z jaskini. Uśmiechnął się jak zobaczył nadal zmieszanego Gothara.
         - Więc jednak nie uciekłeś?
         - Kazałeś… zostać – zarumienił się.
         - Chodź, wracajmy.
Po kilku minutach marszu w ciszy, bard w końcu zapytał.
         - Dlaczego… - Nazir się zatrzymał. – Dlaczego mnie pocałowałeś w policzek?
         - Po to, żebyś się nie rozmarzył i nie wszedł do lasu.
         - Acha… tylko o to ci chodziło…
         - Dokładnie, wracajmy.
         Kiedy dotarli do miasteczka, powitano ich jak bohaterów. Jozuel rzucił się na szyje syna i ucałował go.
         - Jak dobrze że jesteście.
         - Teraz będziecie płacić? – zapytał wrednie Nazir.
         - A demon naprawdę jest zabity?
Zielonowłosy wyjął z torby głowe króla lasu.
         - To jest dowód.
Wszyscy zaczęli się cieszyć i tańczyć.
         - Tak, będziemy o Panie.
Młody wąż przywiązał sobie odciętą głowe do pasa i wsiadł na konia, po czym wskazał na Gothara i na drugiego konia.
         - Ale jak to? – zdziwił się Jozuel.
         - Jedzie ze mną. Jakiś problem?
         - Ależ nie… panie…
         - Dobra, jedziemy!

1 komentarz:

  1. Coraz lepiej Ci idzie, widać, że powiedzenie "praktyka czyni mistrza" jest prawdziwa :) Nie bój się opisywać otoczenia :D

    OdpowiedzUsuń