Rozdział V
Przyjaciele?
Przyjaciele?
Przepraszam za tą przerwę, ale jakoś nie mogłem się zabrać za ten rozdział. Wrzucam go jeszcze przed betą, więc możecie się spodziewać błędów, po prostu chciałem już go udostępnić.
Lekki Pisarz All~
Amadeusz stał na dachu szpitala, obserwując nocne życie w
mieście. Nie powinien się ruszać z łóżka, ale nie mógł spokojnie usiedzieć,
wiedząc że Julian jest ranny i nie pozwalają mu go zobaczyć. Wypuścił z ust
obłoczek pary wodnej. Zdziwił się że temperatura spadła aż o tyle, by widział
własny oddech. Do tego dowiedział się o śmierci wszystkich innych uczniów z
jego klasztoru. Znów wampiry zabiły wszystkich kogo znał. Wszystkich? Nie
wszystkich, przecież Julian żyje. Musi żyć. Chłopak westchnął, słysząc
skrzypnięcie drzwi. Domyślał się że to lekarz albo pielęgniarka która go zaraz
opieprzy. Czyjeś kroki zrobiły się coraz bardziej. Po chwili poczuł czyjąś dłoń
na plecach.
- Szukałem cię młody… - usłyszał westchnięcie. Powoli się odwrócił i zobaczył Kaziera.
- O. Wróciłeś? – zdziwił się. – Jak akcja?
- Zabiliśmy gdzieś z dziesięć wampirów… zginęło nas około dwudziestu… nie wiem, ewakuowano mnie.
- Dobrze że cię członkowie stowarzyszenia uratowali.
- Nie oni… - przerwał mu.
- Jak to…? – zdziwił się. – Jak nie oni to sobie sam poradziłeś?
- Też nie. Zabrzmi to komicznie. Uratował mnie wampir.
- Wampir? – chłopak cofną się kawałek. – Ugryzł cię?
- Nie. Obronił mnie przed innym wampirem.
Amadeusz nie dowierzał temu co, jego wybawca mówił. Przecież wampiry to zło, które zabija niewinnych ludzi. Które zabiło jego rodziców…
- Jak… to?
- Nieważne. To dla ciebie. – mężczyzna podał małe czarne pudełeczko rannemu chłopakowi. Ten nie pewnie ją wziął i obejrzał kilka razy. Powoli otworzył i zamarł. Z jego oczu popłynęły łzy. Było tam coś bardzo cennego dla niego… i dal Morfeusza. W środku na kartce papieru leżał pierścień z srebrną obudową i ciemno niebieskim wypełnieniem pomiędzy nimi. To był specjalny przedmiot, zmieniający kolor wraz z uczuciem posiadacza. Do niego był dołączony jeszcze łańcuszek, żeby nie nosić go cały czas na palcu. Amadeusz padł na kolana, przyciskając do piersi ten talizman.
- Cholerny idiota…
- Szukałem cię młody… - usłyszał westchnięcie. Powoli się odwrócił i zobaczył Kaziera.
- O. Wróciłeś? – zdziwił się. – Jak akcja?
- Zabiliśmy gdzieś z dziesięć wampirów… zginęło nas około dwudziestu… nie wiem, ewakuowano mnie.
- Dobrze że cię członkowie stowarzyszenia uratowali.
- Nie oni… - przerwał mu.
- Jak to…? – zdziwił się. – Jak nie oni to sobie sam poradziłeś?
- Też nie. Zabrzmi to komicznie. Uratował mnie wampir.
- Wampir? – chłopak cofną się kawałek. – Ugryzł cię?
- Nie. Obronił mnie przed innym wampirem.
Amadeusz nie dowierzał temu co, jego wybawca mówił. Przecież wampiry to zło, które zabija niewinnych ludzi. Które zabiło jego rodziców…
- Jak… to?
- Nieważne. To dla ciebie. – mężczyzna podał małe czarne pudełeczko rannemu chłopakowi. Ten nie pewnie ją wziął i obejrzał kilka razy. Powoli otworzył i zamarł. Z jego oczu popłynęły łzy. Było tam coś bardzo cennego dla niego… i dal Morfeusza. W środku na kartce papieru leżał pierścień z srebrną obudową i ciemno niebieskim wypełnieniem pomiędzy nimi. To był specjalny przedmiot, zmieniający kolor wraz z uczuciem posiadacza. Do niego był dołączony jeszcze łańcuszek, żeby nie nosić go cały czas na palcu. Amadeusz padł na kolana, przyciskając do piersi ten talizman.
- Cholerny idiota…
Kilka lat wcześniej,
jeszcze jak jego rodzice żyli, wybrali się wspólnie do centrum handlowego.
Pamięta to dokładnie, było spokojne jesienne popołudnie. Pojechali tam sam,
jako wspólna ucieczka z lekcji. Cały czas chodzili za jedną parą dorosłych,
przez co wszystkim mogło się wydawać że to ich dzieci. Aż do momentu gdy
dotarli do sklepu z drobiazgami. Było tam pełno dziwnych rzeczy, jakich jeszcze
nie widzieli. Różne naszyjniki, opaski, farby do włosów, sztuczne włosy i wiele
innych, dziwnych rzeczy. Właśnie wtedy dostrzegli dziwne pierścienię. Na
opakowaniu pisało że zmieniają kolor wraz z uczuciem właściciela.
- Hej… myślisz że to prawda?
- A może, dawaj Morfi, spróbujemy!
- No dobra. – wzięli dwa, po czym założyli sobie na palcach. Kolor od razu przybrał odcień zielony, świadcząc o tym że się dobrze bawią.
- Ej fajne! Dawaj, kupmy dwa.
- Ale po co?
- Żebyśmy obydwaj mieli, nie?
- No nie wiem, tak cały czas nosić na palcu?
- A kto tak powiedział? Kupimy jeszcze dwa łańcuszki i będzie w porządku! – uśmiechnął się blondyn. – To będzie symbol naszej przyjaźni.
- Hej… myślisz że to prawda?
- A może, dawaj Morfi, spróbujemy!
- No dobra. – wzięli dwa, po czym założyli sobie na palcach. Kolor od razu przybrał odcień zielony, świadcząc o tym że się dobrze bawią.
- Ej fajne! Dawaj, kupmy dwa.
- Ale po co?
- Żebyśmy obydwaj mieli, nie?
- No nie wiem, tak cały czas nosić na palcu?
- A kto tak powiedział? Kupimy jeszcze dwa łańcuszki i będzie w porządku! – uśmiechnął się blondyn. – To będzie symbol naszej przyjaźni.
„Przyjaźni”? Teraz po latach dziwił się tych słów. Jak on
mógł mówić o przyjaźni. Przecież to był wampir! Zabił jego rodziców i… uratował
Kaziera.
- Wszystko w porządku? – zapytał łowca widząc zapłakaną twarz chłopaka.
- Tak… tak… wszystko w porządku… po prostu… to debil… Powiedz mi, kto zabił tylu naszych? On?
- On zabił kilku, ale nie wiem ilu. Najwięcej zginęło na piątym piętrze. W mieszkaniu jednego z wampirów czystej krwi. Słyszałem co ludzie mówili, że ściany było wymalowane krwią, a z żołnierzy którzy tam weszli nic nie pozostało. – westchnął. – Jedyne co tam znaleźli to martwą kobietę, i dziecko. Tylko ono było wampirem. - Amadeusz spojrzał na łowcę – Coś tu nie gra. Nie widzisz tego? Słyszałeś kiedyś żeby wampir czystej krwi zabił przechodnia, albo zaatakował placówkę? Przecież to nie jest żadna arystokracja, a osobniki pół krwi to nie ich żołnierze! Dlaczego karzą nam zabijać dzieci! To nie ma żadnego sensu! Wpajają nam że wampiry to zło, ale tam nie wyglądali jak wojownicy, nie mieli broni ani umiejętności, oprócz tego blondyna i ojca rodziny! Tylko oni byli czystej krwi! Nie widzisz tego!?
- Kazier…? Spokojnie… Jeszcze ktoś cię usłyszy.
- Niech mnie słyszą. O co my walczymy?
- O wolność dla ludzi. O to przecież mamy walczyć.
- A ty czemu chcesz walczyć? – te słowa trafiły w samo serce chłopaka. O co on chce walczyć? Dla obrony kogo? Juliana? Kaziera? Siebie? Chciał się zemścić, ale nie wie czy dałby radę… zabić Morfeusza. A co potem? Będzie wykonywał rozkazy i mordował dzieci, dorosłych tylko dlatego że są wampirami?
- Nie wiem… jestem tu już kilka lat… chciałem się zemścić, ale…
- Ten wampir zabił ci rodziców? – to pytanie padło z ust kogoś przy wejściu. Natychmiast się odwrócili zaniepokojeni. Stał tam Max, ten sam co uratował Juliana, odpalając papierosa. – „Pięć lat temu, małżeńska para próbowała na własną rękę zabić wampira czystej krwi. Na rozkaz żeby poczekali odpowiedzieli „Nie pozwolimy zgarnąć naszej chwały dla innych”, kilka chwil później uśpili swojego syna i zaatakowali wampira. Umarli na miejscu.” – mężczyzna przestał czytać, i podał akta Amadeuszowi. Ten je uważnie przeczytał raz jeszcze.
- On… się bronił?
- Na to wygląda. – Max wydmuchał obłok dymu z ust. – Coś tu za bardzo śmierdzi. A więc rekrucie, opowiesz nam o nim? O Morfeuszu?
- Co…? Po co? Z resztą nie ważne. Opowiem… on był... on jest moim Przyjacielem.
- Wszystko w porządku? – zapytał łowca widząc zapłakaną twarz chłopaka.
- Tak… tak… wszystko w porządku… po prostu… to debil… Powiedz mi, kto zabił tylu naszych? On?
- On zabił kilku, ale nie wiem ilu. Najwięcej zginęło na piątym piętrze. W mieszkaniu jednego z wampirów czystej krwi. Słyszałem co ludzie mówili, że ściany było wymalowane krwią, a z żołnierzy którzy tam weszli nic nie pozostało. – westchnął. – Jedyne co tam znaleźli to martwą kobietę, i dziecko. Tylko ono było wampirem. - Amadeusz spojrzał na łowcę – Coś tu nie gra. Nie widzisz tego? Słyszałeś kiedyś żeby wampir czystej krwi zabił przechodnia, albo zaatakował placówkę? Przecież to nie jest żadna arystokracja, a osobniki pół krwi to nie ich żołnierze! Dlaczego karzą nam zabijać dzieci! To nie ma żadnego sensu! Wpajają nam że wampiry to zło, ale tam nie wyglądali jak wojownicy, nie mieli broni ani umiejętności, oprócz tego blondyna i ojca rodziny! Tylko oni byli czystej krwi! Nie widzisz tego!?
- Kazier…? Spokojnie… Jeszcze ktoś cię usłyszy.
- Niech mnie słyszą. O co my walczymy?
- O wolność dla ludzi. O to przecież mamy walczyć.
- A ty czemu chcesz walczyć? – te słowa trafiły w samo serce chłopaka. O co on chce walczyć? Dla obrony kogo? Juliana? Kaziera? Siebie? Chciał się zemścić, ale nie wie czy dałby radę… zabić Morfeusza. A co potem? Będzie wykonywał rozkazy i mordował dzieci, dorosłych tylko dlatego że są wampirami?
- Nie wiem… jestem tu już kilka lat… chciałem się zemścić, ale…
- Ten wampir zabił ci rodziców? – to pytanie padło z ust kogoś przy wejściu. Natychmiast się odwrócili zaniepokojeni. Stał tam Max, ten sam co uratował Juliana, odpalając papierosa. – „Pięć lat temu, małżeńska para próbowała na własną rękę zabić wampira czystej krwi. Na rozkaz żeby poczekali odpowiedzieli „Nie pozwolimy zgarnąć naszej chwały dla innych”, kilka chwil później uśpili swojego syna i zaatakowali wampira. Umarli na miejscu.” – mężczyzna przestał czytać, i podał akta Amadeuszowi. Ten je uważnie przeczytał raz jeszcze.
- On… się bronił?
- Na to wygląda. – Max wydmuchał obłok dymu z ust. – Coś tu za bardzo śmierdzi. A więc rekrucie, opowiesz nam o nim? O Morfeuszu?
- Co…? Po co? Z resztą nie ważne. Opowiem… on był... on jest moim Przyjacielem.