Rozdział XVII
„Odór śmierci”
„Odór śmierci”
Hejo, wybaczcie mi, ale jak już pisałem miałem dużo nauki. - wzdycha - ciężko połączyć życie z pisaniem~
Ale jak widzicie, coś mi wyszło. Zapraszam na rozdział~
Ale jak widzicie, coś mi wyszło. Zapraszam na rozdział~
Lekki Pisarz All
W
całej cytadeli było słychać trąby. Bębniły dzwony. Wszyscy żołnierze biegali bo
zamku, zabierając innych ludzi bądź też ekwipunek. Zabierali świeżo naostrzone
miecze ze zbrojowni przy koszarach i ustawiali się na dziedzińcu. Słońce już
zaszło, a jedyne oświetlenie to były pochodnie i jedno wielkie ognisko,
sygnalizujące alarm. Istniała sieć ognisk na kamiennych wieżach rozmieszczonych
po całym królestwie, by zapalić je w razie ataku. Jak widać wspólnie żołnierze
spod sztandaru Gryfa i Szczura, musieli stanąć naprzeciwko armii Węża.
W
jednej z komnat, czterech rycerzy pomagało założyć królowi piękną płytową
zbroje. Żołnierze z nich miał kolczugę z narzuconą na nią szatą. Złoty gryf
przyodziewał każdą. Z trudem nałożyli każdy element zbroi. Król osobiście na
plecy doczepił czerwony płaszcz. Spojrzał po swoich ludziach, którzy schylili
głowy na znak oddania czci. Wyszedł wraz z nimi. Na korytarzu do Kanira
podeszła Aria.
- Panie, co się dzieje?
- Moje dziecko, wojna!
- Co z Ocarianem? Co z nim?
Król się zatrzymał i złapał kobietę za ramiona. Spojrzał chwile w jej zapłakane oczy. Westchnął ciężko i pocałował jej czoło.
- Pilnuj dworu. Zostajesz nadzorczynią zamku i wszystkich jego mieszkańców. Akses! – zwrócił się do jednego z rycerzy. – Zawiadom o tym cały dwór!
Mężczyzna odpowiedział „tak jest!” pokłonił się i obiegł od nich. Król po chwili oddalił się zostawiając Arie w całkowitej niewiedzy. Kobieta mogła sobie pozwolić tylko na łkanie. Nikt nie wiedział gdzie Ocarian i jego chorągiew. Wyruszyli tydzień temu, od tego momentu wiedzieli tylko że był w mennicy. Dalej słuch za nim zaginął. Jakby nigdy nie istniał. Cicho załkała, co mogła innego zrobić?
- Panie, co się dzieje?
- Moje dziecko, wojna!
- Co z Ocarianem? Co z nim?
Król się zatrzymał i złapał kobietę za ramiona. Spojrzał chwile w jej zapłakane oczy. Westchnął ciężko i pocałował jej czoło.
- Pilnuj dworu. Zostajesz nadzorczynią zamku i wszystkich jego mieszkańców. Akses! – zwrócił się do jednego z rycerzy. – Zawiadom o tym cały dwór!
Mężczyzna odpowiedział „tak jest!” pokłonił się i obiegł od nich. Król po chwili oddalił się zostawiając Arie w całkowitej niewiedzy. Kobieta mogła sobie pozwolić tylko na łkanie. Nikt nie wiedział gdzie Ocarian i jego chorągiew. Wyruszyli tydzień temu, od tego momentu wiedzieli tylko że był w mennicy. Dalej słuch za nim zaginął. Jakby nigdy nie istniał. Cicho załkała, co mogła innego zrobić?
Król
wraz z kolejnymi rycerzami wyszedł z głównego budynku. Spojrzał na
zgromadzonych wojowników. Dziedziniec liczył dokładnie dwa tysiące piechurów i
ośmiuset zbrojnych. Piechota była głównie mieszkańcami, chcącymi bronić swoich
racji, praw bytu i po prostu oddający swe życie królowi. Zbrojni, byli
wyszkolonymi rycerzami, jako jedyni poruszali się konno. W królewskiej cytadeli
pozostawił jeszcze dwustu rycerzy, na wszelki wypadek. Stu spod sztandaru
Szczura i tylu samo spod Królewskich flag. Król zasiadł na konia o czekoladowej
maści. Miał na sobie narzucony skurzany pancerz. Kanir delikatnie poklepał go
po pysku i wyciągnął miecz ku niebu.
- Jak wiecie nie rzucam słów na wiatr! Nie wiem ilu z was wróci, ale na pewno ktoś to zrobi! Nie będzie niedobitkiem wojska! Będzie zwycięzcą! Podwajam żołd każdego z tu zebranych! - rozległy się wiwaty i okrzyki zadowolenia. – Ruszajmy więc gdzie węże będą z wilkami gnić!
- Jak wiecie nie rzucam słów na wiatr! Nie wiem ilu z was wróci, ale na pewno ktoś to zrobi! Nie będzie niedobitkiem wojska! Będzie zwycięzcą! Podwajam żołd każdego z tu zebranych! - rozległy się wiwaty i okrzyki zadowolenia. – Ruszajmy więc gdzie węże będą z wilkami gnić!
Aria
stanęła na balkonie głównej komnaty. Uważnie obserwowała jak około trzech
tysięcy ludzi opuszcza mury cytadeli. Nie trwało to krótko, albinoska
uświadamiała sobie w dość przykry sposób, jak to miejsce jest przerażająco
puste. Gdy zabrakło roześmianych ludzi, wspaniała królewska cytadela zamieniała
się w ruinę. To było okropne. Tylu mężczyzn, wyruszało na spotkanie śmierci lub
zwycięstwa. I to wszystko było spowodowane upodobaniem jednego człowieka.
Doskonale pamiętała jego zielone włosy, chytre spojrzenie i ciągłe
towarzyszenie Ocarianowi. Przez myśl przeszło jej jedna myśl.
- A co jeśli… Ocarian przyłączył się do Nazira…?
- A co jeśli… Ocarian przyłączył się do Nazira…?
Król
powołał sześciu dowódców, dzieląc tym samym cała armie na siedem części. Dwie
liczące po dwustu pieszych łuczników. Nad nimi, dowództwo objęło dwóch braci.
Rycerze Jaar i Krik. Obydwaj z rodu orła, rycerze spod królewskiej chorągwi.
Kolejne dwa to liczące po sześciuset pieszych wojowników, uzbrojonych w
włócznię i miecze. Każdy w kolczudze i szacie, odpowiadającej rodowi któremu
służyli. W tym wypadku górował królewskie znaki. Dowodzenie nad nimi przejął
Frikar z rodu spalonych wąsów i Pilow, z rodu owcy. Obydwaj rycerze spod
sztandaru Gryfa. Natomiast rycerstwo podzielone na trzy oddziały, podlegały Otarowi z króleskich gwardzistów, Królowi i rycerzowi spod herbu Szczura, Kamruzowi Białemu.
Dla samego Kanira to
była już ostateczność. Nie chciał wojny, ale przez jego złe decyzje do niej
doprowadził. Doskonale wiedział, że powinien już dawno zabić Nazira. Że to nie
jest dobry pomysł z izolacją dla niego. Jednak nie mógł się pogodzić z tym, że
ten chłopak tak się zmienił. Zawsze był dwulicowy, ale nigdy nie spodziewał się
zdrady z jego strony. Co więcej, nie mógł zrozumieć co się stało z Airenem i
Ocarianem. Obaj zmężnieli ale, przez młodego Gryfa, prawie nie zginął Szczur.
To było by niedopuszczalne w tych okolicznościach. Do tego Aria…
Nazir ubrany w płytową
zbroje i doczepioną zieloną peleryną, prowadził wraz z Dexterem, i bliźniakami
Aranem i Aronem całą swoją armie. Sześciuset pieszych łuczników, sześciuset
ludzi z pospolitego ruszenia. Trzystu spieszonych rycerzy i czterystu konnych.
Ich wojsko maszerowało od obozu, założonego przy dworze Węży, w kierunku
stolicy. Królewska stolica była łakomym kąskiem, a Nazir, wierzył w swoją
wygraną.
- Panie… - odezwał się Aran. – Jesteś panie pewien, że otwarta bitwa jest właściwa? Wiele osób nie wie o co walczy…
- Śmiesz podważać moje rozkazy? – zapytał zielonowłosy, z lekką irytacją w głosie.
- Jakbym śmiał…
- Twoje zdanie zostało odnotowane. Wracaj do szeregu!
- Tak… jest… - Aran zrównał się z bratem. – Czy tylko ja czuje tutaj śmierć…?
- Nie tylko ty… - odpowiedział szeptem.
- Panie… - odezwał się Aran. – Jesteś panie pewien, że otwarta bitwa jest właściwa? Wiele osób nie wie o co walczy…
- Śmiesz podważać moje rozkazy? – zapytał zielonowłosy, z lekką irytacją w głosie.
- Jakbym śmiał…
- Twoje zdanie zostało odnotowane. Wracaj do szeregu!
- Tak… jest… - Aran zrównał się z bratem. – Czy tylko ja czuje tutaj śmierć…?
- Nie tylko ty… - odpowiedział szeptem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz