Rozdział I
Prawda i plotki.
Prawda i plotki.
W sali tronowej, na królewskim
siedzeniu wręcz leżał najstarszy z synów Alberta IV. Młody, dwudziestoczteroletni
blondyn. Tymczasem młodszy, około osiemnastoletni brunet stał gdzieś w
ciemnym kącie, opierając się o ścianę zamku. Wilhelm regularni stukał palcami o
jedno z oparć krzesła. Czekając aż cokolwiek się stanie. Przez ostatni czas nie
zwracał uwagi na swojego brata.
- Rozumiesz braciszku... - odezwał się po chwili. - To wszystko będzie moje... - westchnął znów zagapiając się w sufit.
- Dopóki któryś z Twoich "Zaufanych" doradców nie wbije ci noża w plecy, Braciszku. - Odpowiedział ironicznie Edward, jak to miał zresztą w zwyczaju.
- Przecież pojechali z ojcem! - zsunął się z tronu. - Ale popatrz, to wszystko. Hale, pokoje, sypialnie... moje! - zaśmiał się, robiąc parę obrotów na przeciwko głównych siedzeń.
- Moje, moje, moje... - Powtórzył sobie z szelmowskim uśmiechem pod nosem Ed.
- Co tam szepczesz?
- Niiic - Odparł melodyjnie młodszy.
- Czemu nie pojechałeś z ojcem? - zapytał po chwili blondyn
- Bo kazał mi siedzieć z tobą, gdyż "Jestem za młody". - Odpowiedział brunet, tym razem z pewną dozą niezadowolenia.
- Mnie ojciec wziął na pierwszą wyprawę gdy miałem... ile? Szesnaście lat? Tak! O co tam się działo! Opowiadałem ci...? - Edward nic nie powiedział. Jedynie zmarszczył brwi i zrobił pochmurną minę, co było niezbyt zauważalne, bowiem jego postać spowijał cień. - Ach wrogowie, dzięki bitwy! Szkoda że to było tłumienie zamieszek, a nie atak wroga! - uśmiechnął się w zamyśleniu. - Ach... co wtedy robiłeś...? Bo nie pamiętam. - Tym razem Ed też nic nie powiedział, a jego mina z pochmurnej przeszła w sfrustrowaną. - Braciszku! - Wilhelm podszedł do Eda i chwycił go za ręce. Pociągnął go na środek sali i... zaczął prowadzić go do walca. - Uśmiechnij się. Rola króla, nie tobie pisana, ale ze mną czeka cię świetlana przyszłość!
- Taaa... - Rzekł młodszy z braci, trochę zmieszany.
- O! - krzyknął książę widząc pokojówkę, która właśnie weszła do sali. - Choć moja droga! -wciąż tanecznym krokiem, trzymając młodszego brata podszedł do służki. - Proszę zatańcz z moim bratem. - Wilhelm wręcz wepchał Eda na Izabele.
- Przepraszam panie! - krzyknęła przestraszona.
Ed odruchowo odskoczył z objęć brata i bliskości do Izabeli, a następnie wystawił asekuracyjnie obie ręce do przodu, choć nie za mocno.
- To ja p-przepraszam za mego brata... - Odrzekł nieco speszony Edward.
Osiemnastoletnia Izabela, spojrzała na młodszego księcia, spod orzechowych długich włosów. Uśmiechnęła się nieśmiało. Edward jeszcze bardziej speszony opuścił wzrok na podłogę.
- No braciszku! - krzyknął Wilhelm klepiąc go po plecach. - Zatańcz z panną Izabelą. Lepszej i wierniejszej służącej nie mogłem sobie wymarzyć! Ah! - uśmiechnął się podchodząc do kotar. Puścił Edwardowi całusa i zniknął za czerwonymi zasłonami, oddzielającymi sale tronową z biblioteczką.
- Wybacz mi najserdeczniej, p-panie... - Izabela zająknęła się, widząc minę Edwarda. - Mogłam p-przyjść kiedy indziej... Aj głupia ja...
- Nic nie szkodzi, po prostu ja nie umiem się zachowywać wobec dam... - Mówił Edward, zakłopotany przez całą sytuację. - Wszystkie chwytały się Wilhelma, hahaha... - Próbował jakoś rozluźnić sytuację.
- Jaka ze mnie dama, panie... ja ze wsi... - odpowiedziała cicho. Jakby się wstydziła.
- Dla mnie stan się nie liczy, tylko sama osoba... I proszę, nie mów do mnie "Panie"... - Stwierdził już nieco normalniej młodszy z braci.
- Tak jest pa... - zawahała się. - Tak jest...
- Nie tak oficjalnie... - Powiedział już nieco żartobliwym tonem.
- Więc jak...? - zapytała nieśmiało
- Emmm... - Zamyślił się przez chwilę Ed, bowiem takiej odpowiedzi się nie spodziewał. - Normalnie. - Odparł.
- E...Edwardzie...? - jej ton brzmiał jakby miała zaraz się popłakać. Kończąc wyraz, wręcz piknęła i wybiegła z sali tronowej.
Edward westchnął głęboko i rozejrzał się po pomieszczeniu w nadziei, że ten dzień okaże się lepszym, niż myśli.
- Rozumiesz braciszku... - odezwał się po chwili. - To wszystko będzie moje... - westchnął znów zagapiając się w sufit.
- Dopóki któryś z Twoich "Zaufanych" doradców nie wbije ci noża w plecy, Braciszku. - Odpowiedział ironicznie Edward, jak to miał zresztą w zwyczaju.
- Przecież pojechali z ojcem! - zsunął się z tronu. - Ale popatrz, to wszystko. Hale, pokoje, sypialnie... moje! - zaśmiał się, robiąc parę obrotów na przeciwko głównych siedzeń.
- Moje, moje, moje... - Powtórzył sobie z szelmowskim uśmiechem pod nosem Ed.
- Co tam szepczesz?
- Niiic - Odparł melodyjnie młodszy.
- Czemu nie pojechałeś z ojcem? - zapytał po chwili blondyn
- Bo kazał mi siedzieć z tobą, gdyż "Jestem za młody". - Odpowiedział brunet, tym razem z pewną dozą niezadowolenia.
- Mnie ojciec wziął na pierwszą wyprawę gdy miałem... ile? Szesnaście lat? Tak! O co tam się działo! Opowiadałem ci...? - Edward nic nie powiedział. Jedynie zmarszczył brwi i zrobił pochmurną minę, co było niezbyt zauważalne, bowiem jego postać spowijał cień. - Ach wrogowie, dzięki bitwy! Szkoda że to było tłumienie zamieszek, a nie atak wroga! - uśmiechnął się w zamyśleniu. - Ach... co wtedy robiłeś...? Bo nie pamiętam. - Tym razem Ed też nic nie powiedział, a jego mina z pochmurnej przeszła w sfrustrowaną. - Braciszku! - Wilhelm podszedł do Eda i chwycił go za ręce. Pociągnął go na środek sali i... zaczął prowadzić go do walca. - Uśmiechnij się. Rola króla, nie tobie pisana, ale ze mną czeka cię świetlana przyszłość!
- Taaa... - Rzekł młodszy z braci, trochę zmieszany.
- O! - krzyknął książę widząc pokojówkę, która właśnie weszła do sali. - Choć moja droga! -wciąż tanecznym krokiem, trzymając młodszego brata podszedł do służki. - Proszę zatańcz z moim bratem. - Wilhelm wręcz wepchał Eda na Izabele.
- Przepraszam panie! - krzyknęła przestraszona.
Ed odruchowo odskoczył z objęć brata i bliskości do Izabeli, a następnie wystawił asekuracyjnie obie ręce do przodu, choć nie za mocno.
- To ja p-przepraszam za mego brata... - Odrzekł nieco speszony Edward.
Osiemnastoletnia Izabela, spojrzała na młodszego księcia, spod orzechowych długich włosów. Uśmiechnęła się nieśmiało. Edward jeszcze bardziej speszony opuścił wzrok na podłogę.
- No braciszku! - krzyknął Wilhelm klepiąc go po plecach. - Zatańcz z panną Izabelą. Lepszej i wierniejszej służącej nie mogłem sobie wymarzyć! Ah! - uśmiechnął się podchodząc do kotar. Puścił Edwardowi całusa i zniknął za czerwonymi zasłonami, oddzielającymi sale tronową z biblioteczką.
- Wybacz mi najserdeczniej, p-panie... - Izabela zająknęła się, widząc minę Edwarda. - Mogłam p-przyjść kiedy indziej... Aj głupia ja...
- Nic nie szkodzi, po prostu ja nie umiem się zachowywać wobec dam... - Mówił Edward, zakłopotany przez całą sytuację. - Wszystkie chwytały się Wilhelma, hahaha... - Próbował jakoś rozluźnić sytuację.
- Jaka ze mnie dama, panie... ja ze wsi... - odpowiedziała cicho. Jakby się wstydziła.
- Dla mnie stan się nie liczy, tylko sama osoba... I proszę, nie mów do mnie "Panie"... - Stwierdził już nieco normalniej młodszy z braci.
- Tak jest pa... - zawahała się. - Tak jest...
- Nie tak oficjalnie... - Powiedział już nieco żartobliwym tonem.
- Więc jak...? - zapytała nieśmiało
- Emmm... - Zamyślił się przez chwilę Ed, bowiem takiej odpowiedzi się nie spodziewał. - Normalnie. - Odparł.
- E...Edwardzie...? - jej ton brzmiał jakby miała zaraz się popłakać. Kończąc wyraz, wręcz piknęła i wybiegła z sali tronowej.
Edward westchnął głęboko i rozejrzał się po pomieszczeniu w nadziei, że ten dzień okaże się lepszym, niż myśli.
Drzwi wejściowe do hali tronowej
otworzyły się na oścież, a do środka weszła młoda dziewczyna, w długiej,
niebieskiej sukni. Miała śliczne kręcone blond loki i delikatną twarz. Tuż obok
wszedł mężczyzna, brunet o bardzo bujnym wąsie.
- Panna Eliza, z rodu Orzecha! - wykrzyczał, kłaniając się w pasie. Dziewczyna uśmiechnęła się, zamrugała oczami i podała dłoń księciu Edwardowi. Ed ujął dłoń i pocałował ją, jak nakazuje obyczaj, a następnie wyprostował się.
- Witam Serdecznie, Panno Elizo... - Rzekł wymuszonym, oficjalnym tonem.
- Słyszałam, że włodzimierz tego pięknego zamku, jest poza krajem. A gdzie jest dziedzic korony, książę Wilhelm? - zapytała, "uroczym" tonem.
- Mój Kochany Braciszek spaceruje po zamku... - powiedział tonem takim, jakby chciał rzec "Mój brat opierdziela się gdzieś".
- Jakże szkoda, to może pan dotrzyma mi towarzystwa, podczas spaceru po dziedzińcu? - zapytała trzepiąc rzęsami.
Do Sali, bez zapowiedzi wszedł Zygfryd, nadworny rusznikarz. Dość intensywnie się rozglądał.
- Gdzież panicz jest...? - Spytał pod nosem brodacz, rozglądając się po sali w poszukiwaniu Edwarda.
- Aaaa! Tutaj! - Powiedział głośno, podchodząc do Eda. Temu mina, słysząc rusznikarza, nieco zrzędła.
- Taaak...? - Spytał, nawet się nie obracając.
- A cóż to, za człowiek, panie? – zapytała, wpierw dokładnie oglądając rusznikarza.
- Zygfryd, nadworny rusznikarz... - Stwierdził nieco zrzędliwie brunet. - W tym momencie, brodacz widząc młodą pannę natychmiast pokłonił się w pas, klękając do tego.
- Mój panie, nie będzie pan chyba rozmawiał o broni, w moim towarzystwie? - jej ton był lekko wywyższający
Ed westchnął nieco, a następnie rzekł:
- Oczywiście, że nie. - Brzmiące bardziej jako "Niestety, nie...".
- Przynajmniej umie się pan zachować - powiedziała to delikatnie się chichocząc, po czym spojrzała lekko agresywnie na rusznikarza
- J-już idę... - powiedział, szybko odchodząc w kierunku, z którego przyszedł.
- Więc będzie mi pan towarzyszyć? - powtórzyła pytanie, patrząc na Edwarda.
- Tak, tak... - Odpowiedział po chwili Ed, który najwyraźniej się zamyślił na moment.
- Więc...? - wyciągnęła dłoń w kierunku młodszego księcia.
- Chodźmy. - Powiedział z pewnego rodzaju uśmiechem Ed i położył na dłoni Elizy własną. Blondynka lekko się uśmiechnęła, i razem z księciem opuściła komnaty królewskie.
- Panna Eliza, z rodu Orzecha! - wykrzyczał, kłaniając się w pasie. Dziewczyna uśmiechnęła się, zamrugała oczami i podała dłoń księciu Edwardowi. Ed ujął dłoń i pocałował ją, jak nakazuje obyczaj, a następnie wyprostował się.
- Witam Serdecznie, Panno Elizo... - Rzekł wymuszonym, oficjalnym tonem.
- Słyszałam, że włodzimierz tego pięknego zamku, jest poza krajem. A gdzie jest dziedzic korony, książę Wilhelm? - zapytała, "uroczym" tonem.
- Mój Kochany Braciszek spaceruje po zamku... - powiedział tonem takim, jakby chciał rzec "Mój brat opierdziela się gdzieś".
- Jakże szkoda, to może pan dotrzyma mi towarzystwa, podczas spaceru po dziedzińcu? - zapytała trzepiąc rzęsami.
Do Sali, bez zapowiedzi wszedł Zygfryd, nadworny rusznikarz. Dość intensywnie się rozglądał.
- Gdzież panicz jest...? - Spytał pod nosem brodacz, rozglądając się po sali w poszukiwaniu Edwarda.
- Aaaa! Tutaj! - Powiedział głośno, podchodząc do Eda. Temu mina, słysząc rusznikarza, nieco zrzędła.
- Taaak...? - Spytał, nawet się nie obracając.
- A cóż to, za człowiek, panie? – zapytała, wpierw dokładnie oglądając rusznikarza.
- Zygfryd, nadworny rusznikarz... - Stwierdził nieco zrzędliwie brunet. - W tym momencie, brodacz widząc młodą pannę natychmiast pokłonił się w pas, klękając do tego.
- Mój panie, nie będzie pan chyba rozmawiał o broni, w moim towarzystwie? - jej ton był lekko wywyższający
Ed westchnął nieco, a następnie rzekł:
- Oczywiście, że nie. - Brzmiące bardziej jako "Niestety, nie...".
- Przynajmniej umie się pan zachować - powiedziała to delikatnie się chichocząc, po czym spojrzała lekko agresywnie na rusznikarza
- J-już idę... - powiedział, szybko odchodząc w kierunku, z którego przyszedł.
- Więc będzie mi pan towarzyszyć? - powtórzyła pytanie, patrząc na Edwarda.
- Tak, tak... - Odpowiedział po chwili Ed, który najwyraźniej się zamyślił na moment.
- Więc...? - wyciągnęła dłoń w kierunku młodszego księcia.
- Chodźmy. - Powiedział z pewnego rodzaju uśmiechem Ed i położył na dłoni Elizy własną. Blondynka lekko się uśmiechnęła, i razem z księciem opuściła komnaty królewskie.
Kaplica
zamkowa była całkiem okazała i przypominała mały kościół. Gotyckie sklepienie,
Święte Ikony, bogato zdobiony ołtarz, nawet ławki były z marmuru. Krótko
mówiąc, przepych kościelny to idealna definicja tej "Kapliczki". Przy
jednej z ławek klęczała tutejsza zakonnica, Siostra Adrianna, która modliła się
już drugą godzinę. A tuż przed bogatym ołtarzem klęczał rycerz. Miał na sobie
piękną płytową zbroje. Skończył modlitwę, zostawiając sakwę wypełnioną
monetami.
- Bóg Zapłać... - Powiedziała cicho. Zakonnica miała około trzydzieści lat.
- To tylko pieniądze... - odpowiedział. - Gdyby nie służba u Bożego pomazańca, nigdy bym ich nie miał. - Zakonnica nic nie odpowiedziała, najwyraźniej wróciła do modlitwy. - Ach... - westchnął ciężko. - Gdyby książę Wilhelm był jak nasz wspaniały król... - Zakonnica powoli wstała z kolan i obróciła się w kierunku rycerza.
- A Książę Edward, Wielmożny Panie? - Spytała.
- Książe Edward, siostro... Książe jest młody... niedoświadczony, Ale coś mu po głowie chodzi. - zaśmiał się.- Ale podobno, Wilhelm cudzołoży z innym mężczyzną.
Zakonnica aż zakryła usta i pokazała na twarzy wyraz zdziwienia, być może udawany.
- Cóż to za haniebne plotki... - Powiedziała.
- Mój giermek mi to powiedział, siostro, ponoć usłyszał to od służby. - westchnął. - Nie wiem ile w tym prawdy...
- Skąd się takie plotki biorą...? - Spytała nieco zatroskana.
- Sam Bóg pewnie nie wie. Ale siostro, są ludzie którzy chcą zniesławić nawet najsławetniejszego męża!
- Źli to ludzie, władzy pożądają jako największego dobra...
- Jednak siostro. To tylko plotka... - uśmiechnął się. - A co siostra myśli o następcy tronu?
- Książę Wilhelm jest inteligentny, ale czasem bywa... Zbyt porywczy. - Stwierdziła krótko Adrianna.
- Oj siostro... gdyby był wybór... - znów ciężko westchnął. - Wybacz mi siostro. Jestem Fabio, rycerz z południa.
- Ja jestem Adrianna, zajmowałam się częściowo wychowaniem Księcia Edwarda po śmierci matki... - Powiedziała Zakonnica, lekko się kłaniając przed rycerzem.
- Miło mi, siostro.
- Mi jeszcze bardziej. - Powiedziała lekko się uśmiechając.
- Muszę cię siostro pożegnać. Muszę wyruszyć na targ, w poszukiwaniu noża mego ojca.
- Rozumiem, miłego dnia życzę, Panie. - Pożegnała się zakonnica.
Bogaty rycerze, dość powolnym krokiem opuścił kaplice, gdzie siostra wróciła do modlitwy.
Wilhelm przeglądał stare księgozbiory, w poszukiwaniu
prostej noweli. Co chwie poprawiał królewską szatę. Według niego ubranie było
niepotrzebne. Ale prawo, w tym prawo kościelne nie pozwalało na to. Gdzieś obok
przeprawiał się już podstarzały maester, który spoglądał na książki
uśmiechnięty. Blondyn był tak zatopiony w myślach, że nawet go nie widział, tym
bardziej słyszał. Maester kaszlnął głośno, nie wiadomo czy z powodu wieku, czy
też po to, by zwrócić uwagę Księcia. Ale ten Spojrzał na niego. Uśmiechnął się
tak Jak miewał w zwyczaju.- Bóg Zapłać... - Powiedziała cicho. Zakonnica miała około trzydzieści lat.
- To tylko pieniądze... - odpowiedział. - Gdyby nie służba u Bożego pomazańca, nigdy bym ich nie miał. - Zakonnica nic nie odpowiedziała, najwyraźniej wróciła do modlitwy. - Ach... - westchnął ciężko. - Gdyby książę Wilhelm był jak nasz wspaniały król... - Zakonnica powoli wstała z kolan i obróciła się w kierunku rycerza.
- A Książę Edward, Wielmożny Panie? - Spytała.
- Książe Edward, siostro... Książe jest młody... niedoświadczony, Ale coś mu po głowie chodzi. - zaśmiał się.- Ale podobno, Wilhelm cudzołoży z innym mężczyzną.
Zakonnica aż zakryła usta i pokazała na twarzy wyraz zdziwienia, być może udawany.
- Cóż to za haniebne plotki... - Powiedziała.
- Mój giermek mi to powiedział, siostro, ponoć usłyszał to od służby. - westchnął. - Nie wiem ile w tym prawdy...
- Skąd się takie plotki biorą...? - Spytała nieco zatroskana.
- Sam Bóg pewnie nie wie. Ale siostro, są ludzie którzy chcą zniesławić nawet najsławetniejszego męża!
- Źli to ludzie, władzy pożądają jako największego dobra...
- Jednak siostro. To tylko plotka... - uśmiechnął się. - A co siostra myśli o następcy tronu?
- Książę Wilhelm jest inteligentny, ale czasem bywa... Zbyt porywczy. - Stwierdziła krótko Adrianna.
- Oj siostro... gdyby był wybór... - znów ciężko westchnął. - Wybacz mi siostro. Jestem Fabio, rycerz z południa.
- Ja jestem Adrianna, zajmowałam się częściowo wychowaniem Księcia Edwarda po śmierci matki... - Powiedziała Zakonnica, lekko się kłaniając przed rycerzem.
- Miło mi, siostro.
- Mi jeszcze bardziej. - Powiedziała lekko się uśmiechając.
- Muszę cię siostro pożegnać. Muszę wyruszyć na targ, w poszukiwaniu noża mego ojca.
- Rozumiem, miłego dnia życzę, Panie. - Pożegnała się zakonnica.
Bogaty rycerze, dość powolnym krokiem opuścił kaplice, gdzie siostra wróciła do modlitwy.
- Witaj staruszku. – przywitał się, z lekką nutą wredoty.
- Witaj Książę... - Odchrypnął Maester.
- Masz do mnie jakąś sprawę? – zapytał blondyn.
- Po prostu oglądam książki, mamy ich tutaj tak dużo i takie piękne są... - Rzekł Maester, nazywający się Jerzy, spoglądając na ogromne ilości ksiąg.
- Prawda...
- A czegóż szukasz...? - Zapytał chrypliwym głosem Jerzy
- Nowel... - odburknął. -Staruszku... czemu ojciec nie wziął ze sobą Eda? - Na to pytanie, Maester zmarszczył brwi i spochmurniał. - Staruszku, twój władca cię pyta...
- Nie możesz tego nikomu powiedzieć... Sam dostałem rozkaz od Króla, by nikomu nie mówił... - Rzekł z wielką powagą.
- Mów więc...
- Pamiętasz jak Książę przygarnął króliczka w wieku 9 lat?
- Pyszny byłby z niego pasztet...
- Nikt ci nie powiedział dlaczego "Zniknął"?
- Nie interesowało mnie to...
- Znaleziono tego królika w pokoju Edwarda... Wybebeszonego z wszystkich organów, skóry i Bóg wie jeszcze czego... - Rzekł ponuro... - Bowiem Książę ma dziwne i niebezpieczne zamiłowanie do zabijania i okrucieństwa, dlatego.
- Hmm... co w tym dziwnego. Zabił królika w wieku dziewięciu lat
- Potem były większe stworzenia, aż trafił się człowiek... Z biedaka została skóra i kości... Od tego czasu, sam Książę Edward musi się kontrolować i przebywać pod określonymi warunkami...
- Więc staruszku, na wojnie się przyda... nie wiesz o co mu chodzi... ciągle lata za nim rusznikarz...
- Dalej nie rozumiesz...? - Zapytał z powagą. - Chcesz mieć brata-maszynę do zabijania? Który morduje z uśmiechem na ustach i nie wie, co to litość? Który śmieje się w niebogłosy, na tle płonącej wsi i krzyków dogorywających kobiet oraz dzieci? - Zapytał wyraźnie osowiały.
- Sugerujesz mi że mam go zabić?
- Sugeruję, że lepiej go na wojnę nie wysyłać... - Powiedział.
- Co uważasz staruszku... co trzeba zrobić? - zapytała że smutkiem w głosie. - Poślij kogoś po nią. Zaprowadź ją do jadali Ale najpierw wezwij do mnie rusznikarza... i dwóch strażników…
- Naturalnie, Mój Panie... - Pożegnał się, odchodząc.
Wilhelm zabrał z półki drobną księgę i usiadł na krześle.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem że jest tu dużo... błędów. No ale to tekst żywcem przekopiowany z gg, gdzie to opowiadanie jest prowadzone jako RolePlay :3
Lekki pisarz All~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz