"Wojna Rodziny" Rozdział II
Książe Ulf zbliżał się do stolicy, zbudowanej od podstaw
przez Ocariana, po ostatecznym pokonaniu wojsk Nazira. Miasto było potężne,
posiadało ogromny ceglany mur, otaczający całe miasto, oraz posiadał dwa
dodatkowe pierścienie murów w środku. W pierwszym pierścieniu znajdowało się
dolne miasto, największe, najbardziej żywe miejsce w całej stolicy. Jednak w
budynkach nie było różnorodności. Były to bliźniaczo podobne kamienice
posiadające dwa piętra. Jedyną różnicą w budynkach były ogromne budynki baraków
straży miejskiej, i mniejsze wieże nazywane posterunkami. Drugi pierścień to
było tak zwane górne miasto, tam rezydencję, sklepy jak i wstęp posiadali
jedynie obywatele miasta. Jednak by tam mieszkać pozwalali sobie tylko
najbogatsi. Budynki były różne, od trzy piętrowych kamienic, po osobne
rezydencję z ogrodami. Tu też wyróżniały się baraki straży miejskiej, jak i
baraki gwardii królewskiej. Co występowały również wieże posterunkowe, ale
znacznie w mniejszych ilościach. Ostatni pierścień, był miejscem gdzie stał
pałac królewski i kolejne koszary gwardii. Stolica była wzorem do odwzorowania
w mieście Ulfa. Mimo kilku różnic książę był zadowolony z swojej pracy. Wierzył
że ojciec w końcu doceni jego prace.
Po drodze jednak coś zmusiło go by zatrzymał swojego konia,
a po nim tak samo postąpili jego ludzie. Książe spojrzał na drogę, na której
stał wóz a na około niego sześciu jeźdźców. Dopiero po przyjrzeniu się, w
drewnianym pojeździe było jeszcze czterech ludzi z kuszami.
- Wybacz książę… - odezwał się mężczyzna wyglądający na lidera bandy. Postawnej budowy mężczyzna, o rudych, krótkich włosach. Z twarzy nie różnił się od obywatela górnego pierścienia, zadbany, schludny. Ubrany w zwykłe zdobione szaty. Ale reszta przypominała grupę barbarzyńców, czarno włosi, brodaci. Jedyne ubrania to pozszywane skóry tworzące „zbroje”. - … niestety nie możemy cię puścić dalej.
- Dlaczego tak? – zapytał Ulf, spoglądając na wyposażenie ludzi blokujących mu drogę. Rudowłosy miał pochwę z mieczem, kiedy reszta jeźdźców trzymała przywiązane sznurami topory. Kusznicy mieli nałożone bełty, ale nawet nie celowali w jego stronę. „cholera, mają przewagę” pomyślał. Wiedział że walka może źle się skończyć dla niego, albo jego czterech ludzi.
- Niestety, gdybym księciu powiedział, to musiał bym księcia zabić.
Blondyn wyciągnął miecz, tak samo jak jego pięciu ludzi. Barbarzyńcy nie czekali długo, i jako odpowiedź sięgnęli po swoje topory. Twarz rudego mężczyzna zmieniła swój wyraz z uśmiechu na lekko wystraszony.
- Zejdźcie mi z drogi, albo wszyscy pożegnacie się z życiem! – krzyknął blondyn, obserwując napastników. Nawet się nie ruszyli. – Sami tego chcieliście. Żołnierze! Pokażmy im wyszkolenie rodem z Karonel!
- Wybacz książę… - odezwał się mężczyzna wyglądający na lidera bandy. Postawnej budowy mężczyzna, o rudych, krótkich włosach. Z twarzy nie różnił się od obywatela górnego pierścienia, zadbany, schludny. Ubrany w zwykłe zdobione szaty. Ale reszta przypominała grupę barbarzyńców, czarno włosi, brodaci. Jedyne ubrania to pozszywane skóry tworzące „zbroje”. - … niestety nie możemy cię puścić dalej.
- Dlaczego tak? – zapytał Ulf, spoglądając na wyposażenie ludzi blokujących mu drogę. Rudowłosy miał pochwę z mieczem, kiedy reszta jeźdźców trzymała przywiązane sznurami topory. Kusznicy mieli nałożone bełty, ale nawet nie celowali w jego stronę. „cholera, mają przewagę” pomyślał. Wiedział że walka może źle się skończyć dla niego, albo jego czterech ludzi.
- Niestety, gdybym księciu powiedział, to musiał bym księcia zabić.
Blondyn wyciągnął miecz, tak samo jak jego pięciu ludzi. Barbarzyńcy nie czekali długo, i jako odpowiedź sięgnęli po swoje topory. Twarz rudego mężczyzna zmieniła swój wyraz z uśmiechu na lekko wystraszony.
- Zejdźcie mi z drogi, albo wszyscy pożegnacie się z życiem! – krzyknął blondyn, obserwując napastników. Nawet się nie ruszyli. – Sami tego chcieliście. Żołnierze! Pokażmy im wyszkolenie rodem z Karonel!
Ulf pognał konia jadąc na czele swoich ludzi. Kusznicy
wycelowali i wystrzelili. Cztery bełty minęły księcia. Pocisk przebił hełm
jednego z jeźdźców blondyna. Jego ciało bezwładnie spadło z konia. Kolejny
rycerz poczuł wrogi bełt w swoim ramieniu, ale szybko drugą ręką go złamał. Na
jego szczęście pocisk nie wbił się nawet w połowie. Reszta pocisków nawet nie
trafiła ludzi Ulfa. Barbarzyńcy ruszyli w tym momencie. Książę dostrzegł
najbliższego przeciwnika, widział że szykuje się do uderzenia toporem. Podniósł
się i gdy był wystarczająco blisko rzucił się na przeciwnika, zrzucając go z
konia. Upadli głośno na ziemie, wytrącając bronie z ich rąk. Ulf usiadł na
brzuchu barbarzyńcy i zaczął uderzać go pięściami w twarz. Mężczyzna bezwładnie
próbował walczyć. Jeden z jego ciosów był tak silny że łuk brwiowy księcia
został poważnie uszkodzony, a z rany sączyła się krew. Blondyn po tym uderzeniu
odleciał do tyłu. Barbarzyńca wstał i rzucił się na swojego przeciwnika. Jednak
książę dostrzegł leżący obok miecz. Przeturlał się do niego i gdy czarnowłosy
miał go zaatakować, szybko chwycił broń i przebił mężczyźnie brzuch. Ciało
barbarzyńcy bezwładnie opadło Ulfa,
który je odrzucił na bok. Stanął i rozejrzał się. Zauważył że jego rycerzy
dobrze sobie radzą. Kolejny wrogi im mężczyzna spadł z konia, przecięty mieczem
rannego rycerza. Ulf wiedział o największym niebezpieczeństwie, kusznikach,
którzy byli prawie gotowi do strzału. Ruszył biegiem w ich stronę, widząc że
blokuje je tylko rudowłosy na koniu. Obejrzał się jeszcze do tyłu, jeden z jego
ludzi padał na ziemie, z wbitym toporem w głowę, jego oprawca szybko został
przecięty mieczem. Zostało trzech rycerzy Ulfa i dwóch barbarzyńców. Książe
wrócił wzrokiem na rudowłosego, który ruszył w jego stronę. To nie był
najlepszy znak. Jeździec wziął zamach i zaatakował. Książe z trudem odbił miecz
wroga swoim. Rudowłosy ruszył dalej, kiedy blondyn nie przestawał biec w stronę
strzelców. Dowódca bandy zawrócił i ruszył za księciem. Ulf odskoczył w
ostatniej chwili, unikając ciosu przeciwnika. Mężczyzna od razu musiał
zatrzymać konia, by nie uderzyć w wóz. Książę gdy odzyskał równowagę szybko
złapał się wozu i podciągnął się w górę. Gdy stanął na brzegu skoczył na
jednego z kuszników, wbijając mu miecz w tors. Dwóch pozostałych rzuciło kusze
i wyciągnęło toporki, kiedy jeden dalej próbował naciągnąć kuszę. Książe odbił broń
jednego z przeciwników, w szybkim tempie się zbliżył, przecinając mu brzuch. W
tym momencie drugi wojownik próbował go uderzyć. Gdyby nie wcześniejszy ruch,
topór uderzył by go w głowę, tak to lekko przeciął tunikę i pociągnął chłopaka
do tyłu. Ulf uderzył o wóz wyrywając broń wrogu. Książe syknął z bólu.
Napastnik zabrał topór poległemu i ruszył na księcia. Blondyn kopnął mężczyznę
w kolano i podniósł się. Barbarzyńca cofnął się tracąc równowagę. Blondyn
rzucił się na niego, wypychając go z wozu. Szybko doskoczył do kusznika który
przygotował kuszę do strzału. Kopnął kuszę odrzucając ją w bok i chciał uderzyć
strzelca, kiedy na wóz skoczył rudowłosy.
- Przykro mi książę, ale musze cię teraz zabić. – Mężczyzna ruszył w stronę chłopca. Ulfa złapał barbarzyńca, nie pozwalając mu się ruszyć. Jak to na barbarzyńcę przystało, jego niedźwiedzi uścisk był bardzo silny. Gdy rudowłosy miał uderzać, jego miecz odbił się od innego. Rycerz Ulfa skoczył na wóz i obronił swojego pana. Książe nie myśląc wiele złapał swojego przeciwnika za genitalia, zaciskając pięść na nich. Mężczyzna krzyknął z bólu i puścił chłopca, który tylko jak się wydostał zabrał topór barbarzyńcy i wbił mu go sprawnym ruchem w głowę. Spojrzał na swojego człowieka, który z trudnościami walczył z rudowłosym. Blondyn podbiegł do leżącej nieopodal kuszy i wycelował. Jego rycerz widząc to, i wiedząc że strzał będzie ciężki, dał sobie wbić miecz przeciwnika. Nabił się całkowicie i złapał rudowłosego w uścisku. Ten przerażony odwrócił głowę i dostrzegł lecący w jego stronę pocisk. Bełt przebił mu oko i wbił się w czaszkę. Obydwaj z rycerzem padli na wóz. Książe spojrzał za siebie. Barbarzyńcy nie żyli, a z piątki jego ludzi pozostało dwóch.
- Przykro mi książę, ale musze cię teraz zabić. – Mężczyzna ruszył w stronę chłopca. Ulfa złapał barbarzyńca, nie pozwalając mu się ruszyć. Jak to na barbarzyńcę przystało, jego niedźwiedzi uścisk był bardzo silny. Gdy rudowłosy miał uderzać, jego miecz odbił się od innego. Rycerz Ulfa skoczył na wóz i obronił swojego pana. Książe nie myśląc wiele złapał swojego przeciwnika za genitalia, zaciskając pięść na nich. Mężczyzna krzyknął z bólu i puścił chłopca, który tylko jak się wydostał zabrał topór barbarzyńcy i wbił mu go sprawnym ruchem w głowę. Spojrzał na swojego człowieka, który z trudnościami walczył z rudowłosym. Blondyn podbiegł do leżącej nieopodal kuszy i wycelował. Jego rycerz widząc to, i wiedząc że strzał będzie ciężki, dał sobie wbić miecz przeciwnika. Nabił się całkowicie i złapał rudowłosego w uścisku. Ten przerażony odwrócił głowę i dostrzegł lecący w jego stronę pocisk. Bełt przebił mu oko i wbił się w czaszkę. Obydwaj z rycerzem padli na wóz. Książe spojrzał za siebie. Barbarzyńcy nie żyli, a z piątki jego ludzi pozostało dwóch.
Chłopiec podszedł do swojego rycerza, którzy pozwolił sobie
wbić miecz by złapać rudowłosego. Jeszcze żył, z jego ust wyciekała krew.
- Nie musiałeś go trzymać, poradził bym sobie. – uśmiechnął się z żalem.
- Oczywiście mój panie, uznałem że przyda ci się pomoc.
- Był aż tak potężny w walce, że mój gwardzista przegrywał?
- Nie. To bełt w moim ramieniu utrudniał walkę. – kaszlnął, wylewając z ust kolejną dawkę krwi. – Książe… to był zaszczyt być twoim gwardzistą.
- Zawdzięczam ci życie. Jak masz na imię.
- Eidir… panie…
- Dziękuje ci Eidirze, i zwalniam cię z służby. – Przerwał na chwilę widząc nieobecny już wyraz twarzy mężczyzny. – Żegnaj rycerzu czarnego szczura. – Książe zamknął mu oczy i zeskoczył z wozu. – Zapakujmy naszych poległych na wóz i zabierzmy do stolicy. Tam ich pochowamy. – rycerze szczura natychmiast zeskoczyli z koni i wykonali polecenie.
- Nie musiałeś go trzymać, poradził bym sobie. – uśmiechnął się z żalem.
- Oczywiście mój panie, uznałem że przyda ci się pomoc.
- Był aż tak potężny w walce, że mój gwardzista przegrywał?
- Nie. To bełt w moim ramieniu utrudniał walkę. – kaszlnął, wylewając z ust kolejną dawkę krwi. – Książe… to był zaszczyt być twoim gwardzistą.
- Zawdzięczam ci życie. Jak masz na imię.
- Eidir… panie…
- Dziękuje ci Eidirze, i zwalniam cię z służby. – Przerwał na chwilę widząc nieobecny już wyraz twarzy mężczyzny. – Żegnaj rycerzu czarnego szczura. – Książe zamknął mu oczy i zeskoczył z wozu. – Zapakujmy naszych poległych na wóz i zabierzmy do stolicy. Tam ich pochowamy. – rycerze szczura natychmiast zeskoczyli z koni i wykonali polecenie.
Gdy książę dojechał do miasta, pozostawił wóz z martwymi
rycerzami pod opieką gwardii królewskiej i wraz z swoimi ludźmi skierował się
do pałacu królewskiego. Nie przejmował się swoim wyglądem, po twarzy spływała
mu krew, a jego włosy jak i szaty był poplamione tym samym płynem. Jego ludzie
nie wyglądali lepiej, nie mieli czasu by obmyć.
W pałacu panował ruch. Kiedy tylko się dowiedzieli że książę
pojawił się w mieście, od linii bramy do górnego pierścienia, aż do pałacu
uformowali się gwardziści, mając uhonorować przybycie księcia. W Sali tronowej
przebywał król, a po bokach stali jego synowie, Okrim liczący dwadzieścia dwa
lata był po prawej stronie i Otokar mający osiemnaście lat po lewej. Obydwaj
ubrani w pomarańczowe szaty, bez żadnych dodatkowych zdobień, kiedy to król
ubrał zdobioną złotymi haftami białą szatę sięgającą stóp. Drzwi się otworzyły
a do środka wszedł gwardzista. Klęknął przed królem.
- Książę wchodzi przez bramę. – złożył raport i wyszedł.
Okrim spojrzał zaniepokojony na Otokara, który odpowiedział mu tym samym. Obydwaj ukrywali niechęć spotkania brata za fałszywymi uśmiechami. Z wyglądu byli podobni do siebie, niemal jak bliźniaki, różnił ich tylko wzrost. Otokar był niższy od starszego brata. Królewska rodzina usłyszała hałas za drzwiami. To żołnierze składali hołd księciu, który szedł na przód, nie przejmując się zdziwieniem gwardzistów na widok krwi na jego twarzy. Ulf sam pchnął podwójne dębowe drzwi, otwierając je i wchodząc do środka. Król uśmiechnął się, ale radość z widoku syna zmieniał się z zaniepokojenie. Książe, któremu krew zalała pół twarz, grzywkę i ubrania, podszedł naprzeciwko tronu. Wyciągnął miecz, z charakterystycznym sykiem i klęknął, przytrzymując główkę. Tak samo zrobili jego gwardziści.
- Królu, przybyliśmy na wezwanie. – powiedział, po czym spojrzał na ojca. – Przepraszam że nie zjawiłem się wcześniej. Coś mnie…nas zatrzymało.
- Bracie! – Otokar odszedł od ojca, który nie był w stanie nic powiedzieć. Podszedł do brata. – Jesteś ranny… - przykucnął przy nim. - … i cały zakrwawiony. – przetarł rękawem twarz brata. Pomarańczowa tkanina przetarła już lekko zaschniętą krew.
- Nie, nie trzeba. – Ulf cofnął jednak rękę brata. – To nic takiego, już się zagoiło.
Otokar cofnął się i odpowiedział uśmiechem. Spojrzał po chwili na ojca.
- Wybacz ojcze, ale Ulf jest ranny. Może odpuścimy sobie formalności? – zapytał osiemnastolatek. Król natychmiast się opanował. Wstał i podszedł do najmłodszego syna. Przykucnął i przytulił go do piersi.
- Witaj w domu synu. – chłopiec był zmieszany. – Co się stało po drodze? – puścił księcia i wstał, podnosząc go na równe nogi przy okazji. – Opowiesz nam gdy będziemy szli na sale bankietową.
- Królu, a moi ludzie? – chłopak delikatnie się cofnął.
- Mogą nam towarzyszyć. Prawda? – władca odwrócił się do dwóch gwardzistów którzy przytaknęli niemo. Schowali miecze i ruszyli za rodziną królewską.
- Książę wchodzi przez bramę. – złożył raport i wyszedł.
Okrim spojrzał zaniepokojony na Otokara, który odpowiedział mu tym samym. Obydwaj ukrywali niechęć spotkania brata za fałszywymi uśmiechami. Z wyglądu byli podobni do siebie, niemal jak bliźniaki, różnił ich tylko wzrost. Otokar był niższy od starszego brata. Królewska rodzina usłyszała hałas za drzwiami. To żołnierze składali hołd księciu, który szedł na przód, nie przejmując się zdziwieniem gwardzistów na widok krwi na jego twarzy. Ulf sam pchnął podwójne dębowe drzwi, otwierając je i wchodząc do środka. Król uśmiechnął się, ale radość z widoku syna zmieniał się z zaniepokojenie. Książe, któremu krew zalała pół twarz, grzywkę i ubrania, podszedł naprzeciwko tronu. Wyciągnął miecz, z charakterystycznym sykiem i klęknął, przytrzymując główkę. Tak samo zrobili jego gwardziści.
- Królu, przybyliśmy na wezwanie. – powiedział, po czym spojrzał na ojca. – Przepraszam że nie zjawiłem się wcześniej. Coś mnie…nas zatrzymało.
- Bracie! – Otokar odszedł od ojca, który nie był w stanie nic powiedzieć. Podszedł do brata. – Jesteś ranny… - przykucnął przy nim. - … i cały zakrwawiony. – przetarł rękawem twarz brata. Pomarańczowa tkanina przetarła już lekko zaschniętą krew.
- Nie, nie trzeba. – Ulf cofnął jednak rękę brata. – To nic takiego, już się zagoiło.
Otokar cofnął się i odpowiedział uśmiechem. Spojrzał po chwili na ojca.
- Wybacz ojcze, ale Ulf jest ranny. Może odpuścimy sobie formalności? – zapytał osiemnastolatek. Król natychmiast się opanował. Wstał i podszedł do najmłodszego syna. Przykucnął i przytulił go do piersi.
- Witaj w domu synu. – chłopiec był zmieszany. – Co się stało po drodze? – puścił księcia i wstał, podnosząc go na równe nogi przy okazji. – Opowiesz nam gdy będziemy szli na sale bankietową.
- Królu, a moi ludzie? – chłopak delikatnie się cofnął.
- Mogą nam towarzyszyć. Prawda? – władca odwrócił się do dwóch gwardzistów którzy przytaknęli niemo. Schowali miecze i ruszyli za rodziną królewską.
Król podrapał się po brodzie, zatrzymując się w miejscu.
Spojrzał na twarz najmłodszego syna, którego grzywka przybrała szkarłatny
kolor. Rana się już zagoiła, a krew została w większości wytarta.
- Czyli ktoś nie chciał cię wpuścić do stolicy? Dziesięciu ludzi z czego jeden z górnego miasta?
- Nie wiem królu czy z górnego. Ale schludny, reszta to jak barbarzyńcy którzy napadają miasta. – odpowiedział książę, po czym spojrzał na ojca. – Królu, mogę najpierw prosić o pokój. Chciałbym się chociaż przebrać… oczywiście chciałbym by moi gwardziści byli ze mną.
- Synu, matka się stęskniła. Twoje siostry też tu są… - odpowiedział. – Dobrze, pamiętasz gdzie była twoja sypialnia, prawda?
- Oczywiście królu. – spojrzał na swoich ludzi, tak jakby nie zauważył braci. – chodźmy. Królu. – schylił głowę. – Książęta.
- Czyli ktoś nie chciał cię wpuścić do stolicy? Dziesięciu ludzi z czego jeden z górnego miasta?
- Nie wiem królu czy z górnego. Ale schludny, reszta to jak barbarzyńcy którzy napadają miasta. – odpowiedział książę, po czym spojrzał na ojca. – Królu, mogę najpierw prosić o pokój. Chciałbym się chociaż przebrać… oczywiście chciałbym by moi gwardziści byli ze mną.
- Synu, matka się stęskniła. Twoje siostry też tu są… - odpowiedział. – Dobrze, pamiętasz gdzie była twoja sypialnia, prawda?
- Oczywiście królu. – spojrzał na swoich ludzi, tak jakby nie zauważył braci. – chodźmy. Królu. – schylił głowę. – Książęta.
Król wszedł jadalni, kiedy Okrim zatrzymał Otokara.
- Bracie, czemu od razu do niego podbiegłeś? – zapytał z dużą ilością zdenerwowania w głosie.
- Bo też jest i moim, i twoim bratem. Pamiętaj o tym. – Otokar odwrócił się na pięcie i ruszył na spotkanie z rodziną.
- Bracie, czemu od razu do niego podbiegłeś? – zapytał z dużą ilością zdenerwowania w głosie.
- Bo też jest i moim, i twoim bratem. Pamiętaj o tym. – Otokar odwrócił się na pięcie i ruszył na spotkanie z rodziną.